Słowo Redemptor

Świętego Andrzeja Boboli – święto – prezbitera, męczennika i patrona Polski

 

Czwartek, 16 maja 2019 roku IV tydzień wielkanocny, Rok C, I

 

 

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Szwajcarski teolog Hans Urs von Balthasar powiedział kiedyś takie słowa: „Święci Kościoła są najważniejszym komentarzem do Ewangelii”.

 

 

Dzisiaj w liturgii Kościoła wspominamy świętego, który przez swoje życie stał się żywym i prawdziwym komentarzem do Ewangelii, której przed chwilą wysłuchaliśmy. Święty Andrzej Bobola, bo o nim mowa, pragnął leczyć rany Kościoła rozdartego brakiem jedności. Nie złamały go nawet najokrutniejsze katusze, jakie mu zadawali Kozacy w Janowie Poleskim. Swoje męczeństwo przeżywał w duchu modlitwy zanoszonej przez Jezusa w Wieczerniku do Ojca: Aby byli jedno!

 

Podziały i niezgoda to jedno z najpoważniejszych źródeł cierpienia w społeczeństwie. Dzisiaj w Ewangelii mogliśmy usłyszeć, że Jezus modli się o jedność wśród Jego uczniów. Ale nie chodzi o byle jaką jedność, lecz o taką, która oparta jest na miłości.

 

Taką jedność opartą na miłości ukazał święty Andrzej Bobola. Ten święty patron pragnął zgromadzić ludzi w jednym Kościele Chrystusa. Cierpiał z powodu podziału chrześcijan. Bolał nad tym, że – jak mówi dzisiejsza liturgia godzin – z powodu ludzkiej pychy rozdarto jedyną szatę Chrystusa. Święty Andrzej pragnął, aby znowu nastała jedna owczarnia i jeden pasterz. Stał się męczennikiem jedności Chrystusowego Kościoła. Tych, do których nie dotarł przez słowo, pozyskał przez przelaną krew.

 

Podziwiamy dziś wielkie dokonania i świętość życia świętego Andrzeja Boboli. Jednak nie byłoby dobrze, gdybyśmy tylko na tym poprzestali. Bo jak mówił św. Jan Paweł II, „święci nie są po to, żeby ich podziwiać, ale po to, by ich naśladować”. Czego uczy nas zatem ten święty jezuita?

 

Święty Andrzej Bobola jest dla nas przede wszystkim wzorem niewzruszonej wiary, która nie cofa się i nie łamie w obliczu największego cierpienia; wiary, która nie boi się gróźb ani tortur. O jego heroizmie mówi opis jego męczeńskiej śmierci sporządzony przez jego zakonnych współbraci:

„Ojca Andrzeja Bobolę zawleczono do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, wykłuto mu jedno oko. Potem powieszono go twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę dowódca zakończył nieludzkie męczarnie Andrzeja Boboli dnia 16 maja 1657 roku”.

 

Tylko ten, kto prawdziwe kocha Boga i ludzi, do których jest posłany, jest w stanie znieść takie męczarnie i nie wyprzeć się swojej wiary. My dziś na szczęście żyjemy w czasach o wiele spokojniejszych niż te, w których żył św. Andrzej Bobola. Dziś, jeśli prześladowanie występuje, przyjmuje ono postać nienawiści do tego, co Kościół sobą reprezentuje, głosząc choćby ochronę życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci czy też wymagania moralne i etyczne. Współcześni „prześladowcy” nienawidzą Kościoła, dlatego że jest on głosem prawdy. Może nawet akceptowaliby Kościół, pod warunkiem, że ten zniżyłby się do ich poziomu moralnego.

 

Dlatego trzeba nam na tę nienawiść odpowiadać nie przemocą, wyśmiewaniem, jaki ci, którzy nienawidzą Kościoła, ale świadectwem swojego życia i codziennymi odważnymi wyborami, tak jak to czynił dzisiejszy patron. I wtedy pokażemy, że swoją wiarą można zmienić świat na lepsze, że można przebaczać i że można żyć w zgodzie z Dekalogiem.

 

Czasy, w jakich działał i zginął święty Andrzej Bobola, były rzeczywiście trudne. Wystarczy wspomnieć ich opis zawarty choćby w „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Wojny i wojny – bez końca… A jedną z przyczyn tych wojen był brak jedności wśród rodaków, którzy przedkładali osobiste interesy nad dobro ojczyzny. I niestety, pomimo tych trudnych doświadczeń historycznych, nie zawsze potrafimy wyciągnąć wnioski. Choćby ostatnie lata, kiedy to naszą ojczyzną wstrząsają różnego rodzaju protesty czy manifestacje – w kraju czy zagranicą. Zadziwiające jest, że są to zazwyczaj protesty „nie za czymś”, ale „przeciwko komuś”, nie żeby „zreformować państwo”, ale żeby „zdobyć władzę”. Niestety przez takie myślenie już tylko krok, aby powrócić do czasów niepokojów społecznych, z jakimi musiał mierzyć się św. Andrzej Bobola.

 

Nasz patron w swoim życiu, a nawet po swojej śmierci, potwierdzał, że pragnął jedności i porządku społecznego w ojczyźnie. Nie chciał wojen, osobistych nienawiści, ale ojczyzny, która jest jedna i wyznaje szacunek i wzajemną miłość wypływającą z nauki Chrystusa. Kiedy nie było naszej ojczyzny na mapach Europy, wstawiał się u Boga, aby ojczyzna została wskrzeszona. W 1819 roku ukazał się o. Alojzemu Korzeniowskiemu, z zakonu dominikanów i przepowiedział takie proroctwo:

„Gdy wojna, której masz obraz przed sobą, zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę uznany jej głównym patronem”.

 

Potrzebujemy dzisiaj takiego patrona naszej ojczyzny. Święty Andrzej Bobola oręduję za nami u Pana Boga. Tak było choćby w 1920 roku, kiedy nawała bolszewicka chciała zniszczyć ledwie co odrodzoną ojczyznę. Wtedy arcybiskup warszawski zarządził odprawienie nowenny za wstawiennictwem Andrzeja Boboli. Po jej zakończeniu, 15 sierpnia polska armia odniosła nad bolszewikami zwycięstwo zwane „Cudem nad Wisłą”.

 

Święty Andrzej Bobola uczy nas modlitwy za ojczyznę, która jest naszą matką. Naśladujmy naszego patrona w jego trosce o jedność i pokój ojczyzny. Miejmy także zapał do głoszenia Ewangelii każdemu człowiekowi na wzór Andrzeja Boboli, zwanego „łowcą dusz”.

 

 

Niech więc zatem święty Andrzej Bobola nie tylko 16 maja uczy nas świętości, ale niech będzie dla nas zawsze wzorem tego, jak mimo trudności i przeciwności zostać świętym. Żyjmy tak abyśmy pod koniec naszego życia tak jak św. Andrzej Bobola mogli powiedzieć: „Urodziłem się w tej wierze i chcę w tej wierze umierać. Moja wiara jest prawdziwą i dobrą wiarą; jest tą, która prowadzi do zbawienia i nie mogę zaprzeć się mojej świętej wiary”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drukuj...
 

Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)

o. Łukasz Baran CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy