Słowo Redemptor

Homilia-kazanie pogrzebowe... – Życie dało się uratować...

 

 

 

 

 

 

 

 

Życie dało się uratować...

 

 

W Wielki Czwartek parafianie budowali tradycyjny grób Pański. Przez dziedziniec kościelny, na którym bawił się mały, bodaj pięcioletni Krzyś, niesiono z magazynu figurę leżącego na marach zmarłego Chrystusa. Reakcja małego Krzysia była dziecięco spontaniczna – pełnym przejęcia głosem zapytał: „Nie dało się uratować?”.

 

To Krzysiowe zawołanie – już nie w formie pytania, ale stwierdzenia – towarzyszy nam, ilekroć stajemy nad trumną kogoś z bliskich. Przecież tak bardzo nam zależało na tym, aby żył… Tyle włożyliśmy starań – i jesteśmy bezradni, bo „nie dało się uratować”... I tak jest z każdą trumną, z każdym grobem. Pomimo starań specjalistów, pomimo różnorakich leków – właśnie te trumny, te groby świadczą, że ostatecznie uratować się nie da, bo przeciwnik jest o wiele potężniejszy – a jest nim śmierć.

 

Zresztą tak samo myśleli blisko dwa tysiące lat temu ci, którzy w piątek, zwany później wielkim, zdejmowali z krzyża martwe ciało Chrystusa. Zbyt potężnych miał wrogów, wystarczająca była nienawiść, która przypilnowała, by nie było wątpliwości, że nic Go nie uratuje – jeszcze po śmierci przebito Mu włócznią serce. A jego bliskim pozostało to, co pozostaje nam – złożyć martwe ciało w grobie.

 

Tak jak my, tak i ono byli bezsilni wobec śmierci – tylko że ostatecznie okazało się, że to oni i my jesteśmy bezsilni, ale nie On. Bo kiedy trzeciego dnia poszli, by dokończyć spraw związanych z pogrzebem, nie było nic do zrobienia, bo Jego w grobie nie było. To z tego pustego grobu usłyszeli pytanie: Dlaczego szukacie żywego wśród umarłych?

 

Trzeba było czasu, by zrozumieli, że nie chodziło o uratowanie Jego życia, ale o uratowanie życia człowieka zagrożonego śmiercią – wieczną śmiercią. Po zmartwychwstaniu Jezus wiele razy spotykał się z tymi, którzy składali Go do grobu, rozmawiał z nimi, zasiadał z nimi do stołu, bo wiedział, jak trudno im uwierzyć, że On żyje – żyje pomimo tego, że ciężkim kamieniem zamknęli Go w grobie. Myślał nie tylko o nich – myślał także o nas. Myślał o nas, bo wiedział, jak trudno będzie nam, stojącym nad trumną naszych bliskich uwierzyć, że tych, których składamy w grobie, spotkamy kiedyś żyjących, gdyż oni i my będziemy żyli. Do nas więc mówi Ten, który umarł na krzyżu, którego złożono w grobie, a który żyje, bo zmartwychwstał: Każdy, kto wierzy we Mnie, choćby i umarł, żył będzie. To o nas mówi: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Tak, rzeczywiście jesteśmy szczęśliwymi, jeżeli stać nas na wiarę w Jego zmartwychwstanie, bo wtedy łatwiej dotrze do nas ta prawda, że my też zmartwychwstaniemy. Bo jeżeli On, zmartwychwstając, swoje ludzkie uratował życie, to i nasze życie jest uratowane. A od dnia tego wszystko jest już inne, nabiera nowego znaczenia – wszystko ma sens. Nawet sama śmierć nabiera sensu jako droga do zmartwychwstania.

 

 

Wiele nam daje nasza wiara w Boga, nasze zawierzenie Jezusowej Ewangelii, szczególnie wtedy, gdy stajemy nad trumną kogoś bliskiego – co wcale nie znaczy, że nam nie żal, że akceptujemy śmierć. Znaczy to, że nasz żal nie jest rozpaczą – jest w nim nadzieja spotkania, nadzieja życia – bo Jezusowi to życie „dało się uratować”. Amen.

 

 

 

 

 

 

Drukuj...

Emeryt (Bazylika Mniejsza i Sanktuarium Matki Bożej „Strażniczki Wiary”) – Bardo Śląskie

o. Stanisław Mróz CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy