Niedziela, 31 lipca 2011 roku, XVIII tydzień zwykły, Rok A
Słowo Boże mówi nam dzisiaj o pożywieniu, o podstawowych produktach niezbędnych do życia: wino, mleko, chleb. Na kartach Ewangelii znajdujemy kilka opisów rozmnożenia pokarmu przez Jezusa, takich jak ten z dzisiejszej Ewangelii.
Warto zauważyć na początku, że tłum nie prosił ani Jezusa ani Apostołów o jedzenie. Przyszli „zobaczyć”, „posłuchać” Jezusa. Ale Apostołowie dostrzegli wielki problem: jak tylu ludziom zapewnić na pustyni posiłek?! Najlepsze rozwiązanie to ich odprawić: „każ rozejść się tłumom; niech idą do wsi i zakupią sobie żywności”. Nie proszą o żaden cud, o jakąś nadprzyrodzona interwencje Jezusa. A Jezus lituje się nad tłumem. Już uzdrowił ich chorych. Cały dzień mówił do tłumu, nauczał, a teraz, u schyłku dnia, nie odrzuci ich, nie opuści w potrzebie tych, którzy przyszli do Niego „pieszo” na pustkowie.
Około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci, zostaje nakarmionych przez Jezusa z pomocą Apostołów. Wielki cud dokonany na oczach Apostołów, którzy chcieli odprawić tłumy, bo myśleli że nie maja im nic do zaofiarowania. Jak się okazało, mogli zaspokoić ich głód chleba, słowa i miłości.
Jakże ten cud rozmnożenia chleba, z wielka obfitością ułomków, które jeszcze pozostały, jest wymowny i prowokujący dzisiaj, gdy słyszymy że w Afryce, głównie w Kenii, Etiopii czy Somalii, tłumy ludzi, setki tysięcy umierają z głodu, poczynając od dzieci i kobiet, bo nie maja co jeść, bo nikt nie wyciąga do nich braterskiej ręki z kawałkiem chleba. A i my, podobnie jak Apostołowie, rozkładamy bezradnie ręce, chcemy ich „odprawić” sprzed naszych oczu, z naszego sumienia, mówiąc, że to inni winni się tym problemem zająć, bo my nie mamy na to wystarczająco środków. Miejsce jest puste, niewiele w naszych kieszeniach, pora późna, aby cos zorganizować, za późno przyjść tym ludziom z pomocą!
Dla Jezusa nigdy nie jest za późno. On z każdym niedostatkiem, pustką sobie poradzić, wypełniając ją cudownie obfitością. W takich chwilach bezradności, wobec rzeczywistości która nas całkowicie przerasta nie zapominajmy, ze właśnie wtedy Bóg okazuje w całej swej obfitości łaskę „rozmnażania” naszych małych, niby nic nieznaczących gestów. Tylko oddać Mu szczerze te nasze „tylko” pięć chlebów i dwie rybki. Na nic suche matematyczne wyliczanki naszych możliwości jeśli się nie złoży tego w ręce Boga, który sam pomnoży w swej mocy to nasze „niewiele”.
Zauważmy jeszcze pewien kontrast. Z jednej strony Apostołowie chcą, aby tłumy poszły „zakupić” sobie chleba, a z drugiej strony, Jezus mówi, żeby Apostołowie im go sami „dali”. Dwa czasowniki jakże odmienne: kupować i dawać. W dzisiejszym świecie, gdzie wszytko kupuje się i sprzedaje, Jezus mówi nam o dawaniu, dzieleniu się z innymi. Pięć chlebów, co to jest na tłum ludzi. Okazało się, że to w zupełności wystarczy, aby wszyscy się nasycili. To sami uczniowie rozdadzą ten chleb ludziom, stając się sługami, jak gdyby przedłużeniem hojnej ręki samego Jezusa, który dzieli ludzki chleb. Jezus ich w tym nie wyręczy, ale im to zleca.
Jezus pewnie i dziś jeszcze raz nam mówi i apeluje: wy dajcie im jeść! Jak to zrobić, z naszymi mizernymi zasobami: pięć chlebów i dwie rybki? Z Boża pomocą to „nic” staje się wielkim bogactwem, jeśli Boże ręce tego dotkną. Jezus „wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom”.
Uczniowie dają Jezusowi „niewiele” a Jezus to „prawie nic” błogosławi, łamie, dzieli i daje im, aby ci przekazywali zgłodniałym tłumom. Tłumy nie przyszły na pustynie aby jeść. Byli zgłodniali słowa, ewangelii, Dobrej Nowiny, pokarmu dla serca, duszy. Jezus ich nie zawiódł. Dał im o wiele więcej, pokarm nie tylko dla ciała ale i dla duszy, pokarm, który zaspokaja wszelkie głody ludzkiego serca. Pokarm, który daje życie – jak mówi pierwsze czytanie.
Zauważmy, że prawie te same słowa usłyszymy za chwile podczas tej eucharystii: Jezus „wziął chleb” – który my sami przynieśliśmy, te białą malutką hostie – „dzięki Tobie (Bogu) składając, łamał i rozdawał swoim uczniom…”
Jakże sprytnie Jezus przechodzi od tego ziemskiego pokarmu do pokarmu niebieskiego. Niby dwie rożne rzeczywistości, a stają się jedną, nierozłączną. Sacrum dotyka profanum, boskie uświęca ludzkie, modlitwa – eucharystia staje się życiem (dzieleniem, solidarnością z innymi), a życie eucharystią. Nie można odłączyć eucharystii od chrześcijańskiej codzienności, nie można brać chleb eucharystyczny z ołtarza i „zatrzymywać” go tylko i wyłącznie dla siebie. Jezus daje go nam abyśmy go podawali innym, głodnym słowa i pokarmu cielesnego, tym którzy żyją obok nas i tam daleko w Afryce. Powiedzenie mówi: głodny brzuch nie ma uszu… ani dla Boga, ani dla człowieka. A inne ostrzega: nie żyje się dla jedzenia, ale się je aby żyć.
Jezus gromadzi nas na tej eucharystii, mówi do nas, naucza i karmi prawdziwym pokarmem dającym życie. Ale eucharystia nie kończy się na błogosławieństwie kapłana i na słowach: „idźcie ofiara spełniona”. Jezus składa w nasze ręce ten kawałek łamanego przez siebie chleba, abyśmy go nieśli śmiało i dawali hojnie – jak i jako Apostołowie – tłumom, spragnionym i głodnym życia. Na nic tłumaczenia, że nic nie mamy, na nic wymówki i samorozgrzeszanie się z naszej niemożliwości działania. Dla Boga i z Bogiem wszystko jest możliwe, jak daje o tym świadectwo dzisiejsza ewangelia.
Warto na koniec jeszcze raz wsłuchać się w słowa Proroka Izajasza mówiące o chlebie, o prawdziwym „chlebie” dającym życie:
„Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę na to, co nie nasyci? Słuchajcie mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do mnie, posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie”.
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów
o. Zdzisław Stanula CSsR