Słowo Redemptor

Świętego Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski – uroczystość

 

 

 

Poniedziałek, 02 maja 2011 roku, II tydzień Wielkanocny, Rok A, I

 

 

 

 

 

Za nami Oktawa Wielkanocy, a zaledwie wczoraj radowaliśmy się wyniesieniem na ołtarze Ojca Świętego Jana Pawła II. Możnaby powiedzieć, że to zbyt wiele jednocześnie. Możnaby stwierdzić, że teraz trzeba nam raczej na spokojnie przyjrzeć się temu, co już za nami i od wydarzeń o duchowym wymiarze odrobinę odetchnąć. Możnaby, a jednak Święta Matka Kościół wzywa nas dzisiaj – tu i teraz – abyśmy obchodzili Uroczystość Świętego Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski. Tu pojawiają się pytania: czy jest jeszcze w naszych sercach dość żaru aby tego naszego Patrona uczcić? Czy nasze umysły są jeszcze w stanie przyjąć to, co Święty Wojciech ma nam do przekazania? Wreszcie – czy my w ogóle czujemy potrzebę proszenia o wstawiennictwo tego, który tysiąc lat temu wyruszył ewangelizować nasze ziemie?

 

 

Nie odpowiem na to pytanie za ciebie, drogi Bracie i Siostro. Jeśli jednak spostrzeżemy, że Wojciech idąc z Ewangelią do pogan wziął przykład z naszego Pana Jezusa Chrystusa, jeśli zauważymy, że tą samą drogą szło wielu przed i wielu po Wojciechu, jeśli zobaczymy, że temu apostolskiemu posłannictwu wszyscy oni poświęcili życie – czasem aż do męczeństwa – to odpowiedź nasuwa się sama.

 

Bracie i Siostro – to nie ten wielki biskup i męczennik potrzebuje wyrazu naszej czci dla Niego. Jest zupełnie inaczej, bo to my potrzebujemy wojciechowego przykładu i wstawiennictwa. Dlatego ta dzisiejsza uroczystość to kolejny w tym obecnym czasie Boży dar dla nas. W dzisiejszej liturgii słyszymy słowa:

 

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12,24-26).

 

Święty Wojciech dobrze zrozumiał te słowa i poniósłszy męczeńską śmierć z rąk pogan, przez swoją śmierć Święty Wojciech urzeczywistnił te słowa w swoim życiu. Wierzymy, że ta przelana krew jest tym ziarnem, które miało obumrzeć, aby potem wydać wspaniałe plony.

 

No dobrze, Ojcze – powie ktoś znudzony wzniosłością tej homilii – pięknie się mówi o świętych i o tym co zrobili ze względu na Chrystusa. Ale to nie dotyczy mnie, to nie ma odniesienia do mojego życia. Jestem mężem, żoną, studentem, ekspedientką, synem, córką czy kimkolwiek innym – z pewnością jednak nie jestem biskupem, ewangelizatorem i materiałem na męczennika. Nie oddam swojego życia za Chrystusa, potomni nie będą mnie umieszczać na pięknych ikonach lub recytować litanii ku mojej czci. Daj sobie spokój, Ojcze, z tą pobożną gadką.

 

Kochani, jeśli ktokolwiek z was ma w tej chwili podobne myśli – ma całkowitą słuszność. Zgadzam się, że rzeczywiście mówiąc o poświęceniu swojego życia na wzór świętych i męczenników poruszam się w sferze kompletnej abstrakcji. Zgadzam się, że to nazbyt pompatyczne i oderwane od rzeczywistości. Zgadzam się, zgadzam się całkowicie – ale pod warunkiem, że Kościół Jezusa Chrystusa stanowić miałby tylko jakąś skostniałą organizację, klub zdewociałych tradycjonalistów albo kółko spotkań towarzyskich.

 

Bogu niech będą dzięki, że rzeczywisty stan faktyczny Kościoła temu przeczy, że faktycznie możemy przekonać się, że tak nie jest, że Kościół dzisiejszy jest dynamiczny i żywy i – co się z tym wiąże – do dziś jest solą w oku dla niewiernych i tych, dla których Prawo Boże jest niewygodne. To dlatego co trzy minuty za wiarę ginie chrześcijanin, to dlatego nasi Bracia i Siostry w tak wielu krajach są brutalnie prześladowani.

 

Umiłowani, wielu jest dzisiaj takich właśnie Wojciechów – którzy biorąc przykład z samego Chrystusa, ponoszą największą możliwą ofiarę. Nie mówcie mi więc, proszę, że poświęcenie życia ze względu na wiarę to coś odległego, coś co stanowi pobożne opowiastki. To rzeczywistość, która nas dotyka, to rzeczywistość, która stanowi dla nas samych wyzwanie – pytanie tylko, czy zechcemy ją dostrzec, czy zechcemy się podjąć tego, do czego wzywa nas nasz Pan?

 

Ok – powie ktoś – ale przecież żyję już tyle lat i nie miałem nawet cienia okazji by zostać męczennikiem.

 

Tylko, że poświęcenie swojego życia Bogu to nie tylko poniesienie śmierci za wiarę. To nie tylko zostanie księdzem czy pójście do zakonu. To nie tylko głoszenie Ewangelii na misjach w dalekich krajach. Poświęcenie życia Bogu, drogi Bracie i Siostro, to bycie tym ziarnem, które ma obumrzeć, w naszej zwykłej, szarej codzienności. Zadaj sobie dzisiaj pytanie: co jest Twoim męczeństwem? Może niezrozumienie dla wyznawanych przez ciebie, twoich zasad moralnych w rodzinie, szkole, środowisku pracy? Może bardzo wyczerpująca konieczność opieki nad chorą matką lub ojcem? Może ból spowodowany niszczeniem sobie życia przez twoje dzieci, wnuki? A może obumierasz znosząc cierpliwie niesprawiedlie zarzuty, oszczerstwa? To wszystko i wiele innych krzyży, które na co dzień dźwigamy, stanowi w życiu chrześcijańskim tę ofiarę, o którą prosi nas Bóg. Nie dlatego, że cieszy Go twój trud i cierpienie – gdyby tak było, Bóg nie byłby przecież Bogiem Miłości. On prosi ciebie o to, byś przemienił siebie, byś przez to, stał się ziarnem, które będzie obumierać, i tylko za taką cenę będziesz mógł wydać plon obfity nie tylko dla siebie samego, ale również dla drugiego człowieka.

 

Na Drodze Krzyżowej ulicami miasta w którym posługuję usłyszałem ostatnio takie opowiadanie:

„Mały chłopiec, który cierpiał na ciężką chorobę, spytał swoją mamę, dlaczego musi tak cierpieć, po co jest to cierpienie w jego życiu. Mama spytała:

 - A czy przyjąłbyś to cierpienie gdyby ciebie o to poprosił sam Pan Jezus?

 - Tak mamo! – odpowiedział bez namysłu chłopiec.

 - No to właśnie ciebie Pan Jezus o to poprosił...".

 

Możemy nie rozumieć naszego codziennego męczeństwa, sensu choroby czy umierania, które zostały wpisane w nasze życie. Możemy nie dostrzegać w nich żadnego sensu, tak jak sensu pozornie nie miała śmierć Świętego Wojciecha. A jednak ziarno obumarło i wydało obfity plon. Miłość wymaga ofiary, a czym jest miłość w sposób najbardziej wymowny pokazuje nam Krzyż Chrystusa. Drogi Bracie i Siostro, zastanów się, czy jesteś gotów obumrzeć ze względu na wiarę w Chrystusa. Święty Paweł pisze do nas, chrzescijan: „Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa; nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć” (Flp 1, 29).

 

 

Odpowiedz na Chrystusowe wezwanie, które jest skierowane do ciebie i do mnie, nie lękaj się, to obumieranie ma sens – nawet jeśli jego owoce dane nam będzie poznać w życiu nie doczesnym, a wiecznym. Amen.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów

o. Maciej Ziębiec CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy