Słowo Redemptor

Narodzenie świętego Jana Chrzciciela – uroczystość

 

 

 

Piątek, 24 czerwca 2011 roku, XII tydzień zwykły, Rok A, I

 

 

 

 

 

 

Wielkość… Wielkość i towarzyszące jej wyjątkowość, szacunek i podziw ludzki, stanowią treść marzeń niejednego człowieka. Nawet jeśli uważamy się za ludzi całkiem zwyczajnych, przeciętnych, dalekich od jakkolwiek pojmowanej wielkości, gdzieś tam w głębi serca niesiemy pragnienie bycia kimś wyjątkowym, jedynym, choćbyśmy mieli być postrzegani jako tacy przez jedną osobę na całym świecie. Chcemy być dla kogoś, oczywiście kogoś ważnego w naszym życiu, kimś ważnym, wielkim, jedynym.

 

 

Pragnienie to wpisane jest głęboko w naturę ludzką, bo wydaje się, że najbardziej naturalne dla człowieka środowisko życia, małżeństwo, rodzina, stanowią właśnie miejsce realizacji tej podstawowej wielkości i wyjątkowości. Stanowią… Powinny stanowić i dzięki Bogu wiele jest pięknych rodzin, w których ludzie dojrzewają do poczucia własnej wartości i wyjątkowości. Jest jednak wiele innych rodzin. I wielu jest takich, którzy wchodzą w życie niosąc bagaż zranień poniesionych właśnie tam, gdzie nie powinno być na ranienie miejsca, we własnej rodzinie.

 

Bywają jednak i inne zranienia, te które zadajemy sobie sami. Nasze życiowe błędy, niewierności, grzechy, mniejsze i większe zdrady naszych własnych ideałów, innych ludzi, czy siebie samych sprawiają, że z biegiem czasu nasz własny obraz siebie może stawać się coraz ciemniejszy. Że sami siebie zaczynamy postrzegać jako ludzi niewiele wartych, nie zasługujących na wiele, odbierających słowa o wielkości i wyjątkowości jako bolesną drwinę, a co najmniej prowokację.

 

Wsłuchajmy się jednak dobrze w skierowane dziś do nas Słowo Boże. Św. Łukasz w odczytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii ukazuje nam sytuację przedziwną: narodzenie dziecka, które już w momencie przyjścia na świat, więcej, w momencie poczęcia, zostało naznaczone – poprzez nadzwyczajne okoliczności towarzyszące tym wydarzeniom – jakimś znamieniem wielkości i wyjątkowości. Mały Jan nic jeszcze nie uczynił, a krewni i znajomi już przepowiadali mu wielką przyszłość. Szczególnym znakiem tej wielkości było to, co wyrażone zostało w krótkim stwierdzeniu: „Bo istotnie ręka Pańska była z nim”. Ta sytuacja pozwala nam podejrzewać, że prawdziwa wielkość człowieka nie spoczywa w jego czynach – powtórzmy, Jan jeszcze nic nie uczynił. Owszem, z pewnością wielkość w czynach się wyraża, ale jej początek osadzony jest gdzie indziej. Sam zresztą Jan, jak przypomniał to św. Paweł w słowach zapisanych w drugim czytaniu z Dziejów Apostolskich, dystansował się od swoich czynów, wskazywał, że nie są one wcale czymś wielkim i specjalnym, że w ostateczności „nie jest on tym, za kogo go uważają” i „nie jest godny rozwiązać sandałów na nogach” Tego, którego przyjście głosił. Jeśli nie czyny więc, to co stanowi o istocie wielkości człowieka?

 

Pierwsze czytanie, z księgi Proroka Izajasza, udziela nam wskazówki: „Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał me imię”. Oto tu dotykamy istoty naszej wielkości. Pochodzi ona z faktu, że Bóg stworzył nas, chcąc nas dla siebie samego. Bóg chciał mnie, właśnie mnie, zapragnął mnie i dlatego poprzez moich rodziców powołał mnie do życia. W ostateczności, jakiekolwiek byłyby okoliczności naszego poczęcia, każdy z nas był chciany, upragniony przez Boga i dlatego stworzony. Za darmo, z miłości, bez żadnej zasługi z naszej strony, niezależnie od tego wszystkiego, co miało nastąpić później.

 

Czy jest to jednak prawda? Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z prawdziwą wielkością? W końcu kilka miliardów ludzi na świecie uczestniczy w istnieniu, a ilu było przed nami, ilu po nas, imiona ilu z nas pozostaną znane tylko najbliższym, a po kilku pokoleniach nawet nasi potomkowie nie będą już nas pamiętali, jak my nie pamiętamy naszych prapradziadków… Gdzież tu wielkość? Wielkość człowieka, jakże często będącego podobnym źdźbłu trawy miotanej wichrem reżimów, polityk, ideologii…

 

Popatrzmy jednak znów na Jana. Dziś obchodzimy jego narodzenie, ale wspomnijmy jego śmierć. Pamiętamy, w jakich okolicznościach miała ona miejsce. Został ścięty na słowo młodej dziewczyny, podburzonej przez swoją matkę. Dziewczyny, która płakałaby pewnie nad urwaną głową szmacianej lalki, a równocześnie jak gdyby nigdy nic wydała wyrok śmierci na człowieka. Wielkość? A jednak… Wielkość.

 

 

Ta sama wielkość wpisana jest w istnienie każdego z nas. Właśnie poprzez fakt naszego istnienia, poprzez fakt, że byliśmy i jesteśmy chciani i kochani przez Miłość potężniejszą od wszelkich mocy zła i ciemności. Oczywiście, ten fakt ma swoje konsekwencje. Możemy pytać, co robimy z tą naszą wielkością, co robimy z naszym istnieniem, z życiem, które jest darem, z tym wszystkim, w co zostaliśmy wyposażeni… Ale dziś zatrzymajmy się na innej konsekwencji. Tej wielkości nikt ani nic nie jest w stanie nam odebrać. Co ważniejsze, tej wielkości my sami nie jesteśmy w stanie przekreślić, jakkolwiek koślawe stałoby się nasze życie, jakkolwiek gorzkie i bolesne byłyby konsekwencje naszych decyzji. Jest w tym jakieś potężne źródło nadziei. Jakkolwiek by nie było, jakkolwiek mały bym sam sobie się wydawał, jakkolwiek małe i bez znaczenia jawiłoby mi się moje życie, każde kolejne uderzenie serca, każdy kolejny oddech mówi mi: istnieję, Bóg nie przestał pokładać we mnie nadziei, nadal dostrzega we mnie wielkość, którą obdarował mnie w momencie stworzenia. A skoro tak… To mogę powstać. Mogę spróbować na nowo. Mogę coś zmienić. Mogę wyrażać wielkość w moich słowach i czynach. Mogę… Bo ręka Pańska jest ciągle ze mną.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów

o. Jacek Dembek CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy