Słowo Redemptor

Niedziela Zesłania Ducha Świętego

 

 

 

Niedziela, 12 czerwca 2011 roku, XI tydzień zwykły, Rok A, I

 

 

 

 

 

Refren psalmu responsoryjnego dzisiejszej Uroczystości, to słowa: Niech zstąpi Duch Twój i odnowi ziemię. Są one modlitwą, prośbą do Boga, aby posłał swojego Ducha, Ducha Odnowiciela. Widzimy to na różnych płaszczyznach: w życiu osobistym, zawodowym, w małżeństwie, w rodzinie, we wspólnocie zakonnej czy parafialnej, w społeczeństwie, w świecie, itd, – tam, gdzie opieramy się jedynie na sobie, gdzie siebie stawiamy jako wyznacznik tego, co jest dobre, a co złe – tam nigdy nie dokonuje się odnowa życia.

 

Jest wręcz przeciwnie: człowiek przejmując rolę Boga, dawcy prawa, zaczyna realizować własne pomysły na tzw. „lepszy świat”, zaczyna drugiego – bliźniego podporządkowywać sobie, aby ten spełniał jego oczekiwania. Odnowienie świata, przemienienie go według ducha Jezusa Chrystusa, odbywa się zawsze poprzez działanie Ducha Świętego, który inspiruje i uzdalnia nas do współpracy.

 

 

Dary Ducha Świętego są nam – dzieciom Kościoła – konieczne do rozpoznania i do pełnienia woli Bożej. Słyszymy w słowach dzisiejszej sekwencji: Bez Twojego tchnienia, cóż jest wśród stworzenia? Jeno cierń i nędze. Owszem, bowiem jako konsekwencję grzechu pierworodnego nosimy w sobie wszyscy skłonność do ulegania złu. Sami z siebie, bez pomocy Ducha Świętego, bez Jego tchnienia, prowadzimy życie swoje i swoich bliźnich fałszywymi drogami wprost na manowce, gdzie rzeczywiście jeno cierń i nędze. Niech każdy z nas spojrzy wstecz, na historię własnego życia. Zawsze wówczas, kiedy ufnie oddawaliśmy się prowadzeniu Ducha Świętego, doświadczaliśmy przedziwnego pokoju serca, wielu natchnień co do decyzji, jakie musieliśmy podejmować. I odwrotnie – ilekroć opieraliśmy się tylko na sobie: na własnej inteligencji, na własnych siłach, na własnym „widzimisię”, ilekroć nie prosiliśmy o światło Ducha Świętego, to właśnie – niejednokrotnie po jakimś czasie – okazywało się, że byliśmy w błędzie. I nie chodzi tutaj o jakieś fundamentalne, życiowe decyzje: iść za Bogiem, czy przeciwko Niemu. Bo określamy siebie jako wierzących i oczywiście generalnie chcemy podążać za Nim. Ale gdy przychodzi do codziennych decyzji, w zawirowaniu życia zawodowego czy rodzinnego, to może już nie do końca wystarcza miejsca dla „logiki Boga”, czyli dla logiki, jaką żył Jezus Chrystus: pełnienie woli Boga, miłowanie bliźniego, przebaczenie wrogom, itd. Wtedy to właśnie często my sami jesteśmy dla siebie wyznacznikiem norm. I usprawiedliwiamy się mówiąc, że nikt dziś już tak nie żyje, że tak się nie da, że jesteśmy tylko „zwykłymi” ludźmi.

 

Chrześcijanin u podstaw swojego życia stawia zawsze działanie łaski Bożej: owo pokorne przyzwolenie na prowadzenie siebie przez Ducha Świętego. Oczywiście, trzeba tu pokory: przyznać się, że ja nie posiadam w sobie odpowiednich predyspozycji, aby samemu sobie dać radę. Jest to trudne, zwłaszcza, gdy wokół słyszymy, że mamy być najlepsi, a każda nasza porażka jest punktem dla przeciwnika. Tymczasem w chrześcijaństwie przyjmuję siebie takiego, jakim jestem. Muszę stanąć w prawdzie, że skoro to nie ja jestem twórcą mojego życia, to znaczy, że nie znam do końca najlepszego zamysłu, jaki przewidział dla mnie Bóg kiedy mnie stwarzał. Nie chodzi tutaj o „jakieś tam przeżycie życia”, lecz o życie owocne, pełne błogosławieństwa, życie, w którym będę mógł spełnić zamysł Boga wobec mojej osoby, będę mógł innych prowadzić do Boga; chodzi o życie, na końcu którego będę umierał szczęśliwy przekonany, że Duch Święty, który mnie prowadził po różnych ścieżkach oświeci moją ostatnią drogę do Domu Ojca.

 

Przeżywamy dziś we wspólnocie Kościoła Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. W pięćdziesiąt dni po swym zmartwychwstaniu, Jezus spełnia obietnicę i posyła Ducha Świętego, który zstępuje na apostołów i Maryję, przebywających w wieczerniku. Tenże Duch, objawiający się w postaci płonących ogni, zstępuje na pierwszą wspólnotę Kościoła. Apostołowie, umocnieni mocą Ducha, wychodzą z zamknięcia wieczernika na plac i głoszą prawdę o Jezusie Chrystusie: tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim (Dz. 2,23).

 

Zesłanie Ducha Świętego stanowi dopełnienie misterium paschalnego Jezusa Chrystusa. Po zmartwychwstaniu uczniowie jeszcze wciąż pozostawali w zamknięciu, jakby bez mocy, aby głosić, że śmierć została pokonana. Gdy zaś zstępuje przyobiecany im przez Jezusa Duch Pocieszyciel, otrzymują przedziwną moc obwieszczania kerygmatu zgromadzonym w Jerozolimie Żydom. Można powiedzieć, że Duch Święty „wprawia ich w ruch”, obdarowuje ich odwagą i dynamizmem misyjnym. Ewangelizacja świata wyszła z wieczernika, rozpoczęła się przez przepowiadanie zwykłych ludzi, którzy stali się świadkami odkupienia świata. Apostołowie potrzebowali przejść pewną duchową drogę: od spontanicznej deklaracji trwania przy Jezusie aż po zgorszenie krzyża; od poznania swojej bezsilności i strachu do pełnego mocy i odważnego wyjścia na świat. Spotkania ze Zmartwychwstałym oraz przyjęcie Ducha Świętego sprawiły, że ci zwykli mężczyźni stali się posłańcami dobrej nowiny o Chrystusie, który żyje. Nie lękali się śmierci, wiedzieli bowiem, że ona jest już pokonana, że nie może im nic zrobić. Stali się naocznymi świadkami cudu: żyje Ten, który był umarły, objawił się i posłał obiecanego Ducha Świętego.

 

Choć zmieniają się czasy i ludzie, choć Kościół dzisiejszy w wielu aspektach różni się od tego pierwotnego, to jednak istota pozostaje niezmienna: Jedynym Zbawicielem świata jest Jezus Chrystus, który ustanowił Kościół narzędziem zbawienia. Tenże Kościół niezmiennie posiada swój najdoskonalszy sposób oddziaływania: przepowiadanie słowa Bożego pod natchnieniem Ducha Świętego i następnie udzielania sakramentów świętych. Ten sam Duch nieustannie działa w dzieciach Kościoła, inspirując je do obwieszczania ewangelii współczesnemu człowiekowi. Głoszona ewangelia rodzi zaś wiarę.

 

Należy w tym momencie postawić pytanie: w jaki sposób ja obwieszczam światu Chrystusa? Skoro otrzymałem Ducha Świętego podczas mojego chrztu, a w sakramencie bierzmowania zostałem umocniony Jego darami,; skoro podczas eucharystii wchodzę w komunię z Chrystusem, przyjmując Jego Najświętsze Ciało, to we mnie również powinna dokonywać się taka pięćdziesiątnica; ja również powinienem zostać „wprawiony w ruch” jak Apostołowie.

 

A czy nie jest czasem tak, że „spychamy” odpowiedzialność za Kościół na innych? Może jesteśmy zbyt konsumpcyjni również w Kościele, oczekując, że zostanę „obsłużony” duchową posługą, za którą, rzecz jasna, płacę? I wracamy do naszych „świeckich” zajęć aż do następnej niedzieli... Może tak nie jest, może przerysowuję, ale robię to celowo. Chrześcijanin, jeśli posiada Ducha Świętego, to nie zazna tzw. „świętego spokoju”, nie będzie drobnomieszczaństwa, małej stabilizacji, ponieważ Duch będzie nas nieustannie popychał do głoszenia Chrystusa. Zarówno duchownych, jak i świeckich. A może dziś nadchodzi czas bardziej wyrazistego zaangażowania się świeckich w ewangelizację? Bez wątpienia. W poprzednią niedzielę Ojciec Święty Benedykt XVI odbywał pielgrzymkę do Chorwacji. Podczas homilii wypowiedział takie słowa: Dziś, dzięki Bogu, wiele rodzin chrześcijańskich staje się coraz bardziej świadomych swego powołania misyjnego i angażuje się poważnie w świadczenie o Chrystusie Panu. Błogosławiony Jan Paweł II powiedział kiedyś: „Prawdziwa rodzina, oparta na małżeństwie, jest sama w sobie dobrą nowiną dla świata”. I dodał: „W naszych czasach jest coraz więcej rodzin, które czynnie współpracują na rzecz ewangelizacji... W Kościele nadeszła godzina rodziny, która jest także godziną rodziny misyjnej.

 

A w ostatniej Adhortacji i słowie Bożym „Verbum Domini” Benedykt XVI napisał: (…) misja głoszenia słowa Bożego jest zadaniem wszystkich uczniów Jezusa Chrystusa wynikającym z ich chrztu. Nikt z wierzących w Chrystusa nie może czuć się zwolniony z tej odpowiedzialności, która wynika z sakramentalnej przynależności do Ciała Chrystusa. Świadomość ta powinna być rozbudzana w każdej rodzinie, parafii, wspólnocie, stowarzyszeniu i ruchu kościelnym.(Verbum Domini, 94).

 

 

Widzimy więc, że nie ma żadnej taryfy ulgowej – obwieszczanie Ewangelii wynika z przyjęcia przez nas sakramentu chrztu. Oczywiście, czynimy to na różne sposoby i na miarę naszych zadań i możliwości. Trzeba nam prosić Ducha Świętego o światło i odwagę. Może wpierw po to, aby przełamał w nas ten dualizm życia: niedzielno – „resztotygodniowego”. Jestem chrześcijaninem, uczniem Jezusa Chrystusa 24 godziny na dobę. Nie dlatego, że muszę, czy że się boję przeciwstawić. Po prostu nosimy w naszym życiu pamiątki, konkretne fakty, że tylko całkowite pójście za ewangelią tak naprawdę uszczęśliwia. Drogi półśrodków, życie na „pół gwizdka”, „w zależności od” jest życiem w kłamstwie i ostatecznie rodzi frustrację, poczucie niespełnienia, przegrania czegoś cennego. Duch Święty, Duch Zmartwychwstałego Pana niech nas ożywia, aby nasze życie było owocne w czyny miłości, aby przejmował nas los ludzi czekających na słowo życia. Daj Twoim wierzącym, w Tobie ufającym, siedmiorakie dary. Daj zasługę męstwa, daj wieniec zwycięstwa, daj szczęście bez miary.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów

o. Sylwester Pactwa CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy