Słowo Redemptor

Boże Narodzenie – uroczystość – Msza w dzień

 

 

Sobota, 25 grudnia 2010 roku, Uroczystość Narodzenia Pańskiego, Rok A, I

 

 

 

 

 O Słowie, które staje się Ciałem...

 

Uroczystość Narodzenia Pańskiego. I bardzo proszę, wybaczcie mi, że mimo tak wielkiej Uroczystości, te nasze rozważania rozpocznę tak zwyczajnie, wręcz naiwnie i banalnie. Czy wierzysz.

że „Bóg się nam narodził...”
że „Syn Boży stał się człowiekiem „
że „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami...”.
tak jak mówi nam Ewangelista Jan
w tę dzisiejszą Uroczystość?

 

Czy wierzysz w Prawdę, którą przynoszą te słowa,
Prawdę nam wszystkim dobrze znaną,
Prawdę, którą od wielu lat słyszeliśmy w Kościele,
ale o której jakoś zapomnieliśmy.

 

Przyzwyczailiśmy się do tej Prawdy,
że „Bóg się nam narodził”,
że „Słowo stało się Ciałem”.
I ta Prawda nie robi na nas żadnego wrażenia.

 

Przyzwyczailiśmy się do Prawdy,
że „Bóg się nam Narodził...”,
że „Słowo stało się Ciałem...”
i przechodzimy obok niej obojętnie.

 

A przecież te słowa,
to cudowna prawda naszej wiary.
Mówi ona o spełnieniu Bożej obietnicy,
która zapowiadała przyjście Mesjasza – Zbawiciela,
dającego człowiekowi wolność,
Mesjasza, który przywrócił człowiekowi utraconą godność,
który obdarował człowieka swoją Miłością.

 

Przyzwyczailiśmy się do tej Prawdy.
Dlatego nastąpiła w naszym życiu religijnym mała pomyłka, o którą w takie Święta, wypełnione rozlicznymi zwyczajami, nietrudno. Nasza pomyłka związana jest ze zmianą znaczenia. To co było do niedawna tylko zewnętrzną formą, zewnętrznym dodatkiem do tych uroczystych Świąt, my w wyniku pomyłki uznaliśmy za istotę tych wielkich uroczystości.

 

Nie potrafimy bądź już nie umiemy się cieszyć
prawdą, że „Bóg się nam narodził”.
Nie umiemy bądź już nie potrafimy cieszyć się
prawdą, że „Słowo stało się Ciałem”.
Ale za to, jak doskonale cieszymy się
- zieloną, przystrojoną, świecącą choinką,
- wigilijną kolacją, na którą koniecznie musi być karp i barszcz, a do barszczu uszka, koniecznie z grzybami,
- białym opłatkiem, którym się dzielimy, zapominając, że sercem trzeba się dzielić, nie tylko opłatkiem,
- tradycyjnym wolnym miejscem u stołu.

 

Cieszymy się tymi zewnętrznymi zwyczajami, zapominając o tym, co najważniejsze, że...
„Bóg nam się narodził...”
„Słowo stało się Ciałem...”
„Syn Boży stał się człowiekiem...”
.

 

Gdzie się te Prawdy podziały? Czyżby pozostały tylko w kolędach?
W kościele przy żłóbku?
A w życiu?...
W życiu to tak nam lepiej pasuje,
aby Bóg, w którego wierzymy, był bardziej postacią historyczną, z kart Pisma świętego, które czyta się tylko w Kościele niż Bogiem Osobowym, konkretnym, wpisanym w naszą dzisiejszą rzeczywistość.

 

Dlaczego takie słowa?

 

Bo było kiedyś Boże Narodzenie,
już dawno temu, pewnie nikt go nie pamięta,
ale wtedy naprawdę
„Słowo stało się Ciałem...”
„Bóg się narodził...” dla ludzi dobrej woli.

 

I Pasterze w tę Prawdę wtedy uwierzyli,
i przybywszy, hołd Narodzonemu Bogu złożyli.
I Królowie – Mędrcy ze Wschodu przybyli,
by dary swe złożyć, oni też uwierzyli, choć mądrzy byli i wykształceni.

 

Były później następne Święta Bożego Narodzenia,
ale nie zawsze w czasie tych Świąt
„Słowo stawało się Ciałem...”.

 

Tak było właśnie w Święta Bożego Narodzenia, tego dziwnego, pamiętnego 1981 roku. Pozwólcie, że przytoczę pewne wspomnienie:

„Boże Narodzenie 1981 roku. Podczas Pasterki byłem bardzo wzruszony. Znajdowałem się w ogrzewanym kościele, Msza była przepiękna, śpiewano kolędy, świeciły lampki na choinkach. Kiedy po skończonej Eucharystii do ołtarza przyniesiono dziecko, niemal płakałem, miałem łzy w oczach: drżałem ze wzruszenia.

Ale ta podniosła atmosfera szybko dla mnie się zakończyła. 28 grudnia 1981 roku był dniem bardzo mroźnym. Wieczorem zadzwonił do mnie pewien bardzo bliski przyjaciel, ksiądz, prosząc, bym przyjął do siebie na kilka dni kobietę z półrocznym dzieckiem. Właściciel mieszkania „wyrzucił” ją razem ze wszystkimi jej rzeczami, był „odważny”, gdyż mąż i ojciec siedział – był internowany. Ksiądz przez telefon tłumaczył, prosił. Ale na nic to się zdało. Odczekałem chwilę w milczeniu i spokojnie odpowiedziałem, że nie jestem przygotowany, że nie mam miejsca. Odłożyłem słuchawkę.”

 

W 1981 roku też były Święta Bożego Narodzenia.
Ale Słowo nie stało się Ciałem dla tego człowieka.
Bóg się nie narodził...
Po raz kolejny zabrakło miejsca dla Boga,
który przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli.

 

Bo nam to jakoś bardziej odpowiada,
aby Bóg, w którego wierzymy, był bardziej postacią historyczną, z kart Pisma świętego, które czyta się tylko w kościele niż Bogiem Osobowym, konkretnym, wpisanym w naszą dzisiejszą rzeczywistość.

 

Były też kolejne Święta Bożego Narodzenia, znacznie później, bo w latach dziewięćdziesiątych. Bóg wtedy też się narodził, przyszedł do swoich,
ale swoi Go nie przyjęli.

 

Pozwólcie, że przytoczę jeszcze jedną relację:

„W Boże Narodzenie telewizja francuska nadawała program, w czasie którego kamery telewizyjne ustawiono w ukryciu przed wyjściem z dużego pawilonu handlowego w Paryżu. Wiele osób wychodziło ze świątecznymi zakupami. Młody człowiek pytał niektórych:

„Czy moglibyście pomóc młodemu małżeństwu, które przybyło do Paryża z Palestyny? Są w trudnej sytuacji. Ambasada nie może im pomóc, bo to przecież Święta i większość pracowników wyjechała. A ci, którzy pozostali, nie mają takich kompetencji. A oni nic nie mają, a ponadto ona spodziewa się dziecka. Nikt z pytanych nie odpowiedział pozytywnie, wszyscy mieli jakieś trudności obiektywne.

Dopiero właściciel małej kawiarenki, Algierczyk, ofiarował swoją pomoc, pieniądze, samochód, który zawiózł rodzącą do szpitala, pokój, gościnę....”

 

Wtedy też były święta Bożego Narodzenia.
Ale czy „Słowo stało się Ciałem...”?
Czy rzeczywiście „Bóg się narodził...”?
Tak, przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli.

 

Bo nam chyba bardziej odpowiada,
aby Bóg, w którego wierzymy, był bardziej postacią historyczną, z kart Pisma świętego, które czyta się tylko w kościele niż Bogiem Osobowym, konkretnym, wpisanym w naszą dzisiejszą rzeczywistość.

 

Dlaczego tak się stało i nieustannie dzieje?
Bo zapominamy o tym, co najważniejsze,
że „Bóg się narodził...”,
że „Słowo stało się Ciałem...”.
A potrzeba tak niewiele.

 

Wystarczy, aby Słowo stawało się Ciałem w naszym życiu. Oto historia, która jest opowiadaniem, a może bardziej życzeniem – dla was i dla mnie. Posłuchajcie.

Wszyscy w niebie się uspokoili, zapanowała zupełna cisza i wtedy Pan Jezus przemówił: „Żyłem między ludźmi ponad trzydzieści lat. Pokazałem im, że czyn o wiele więcej znaczy niż słowo, że lepiej jest być dobrym niż tylko pięknie mówić o dobroci. Pozwoliłem się ukrzyżować i nie krzyczałem, że jestem niewinny. Skazali mnie na śmierć, a ja milczałem. Moi wyznawcy nie zrozumieli tego zachowania, mojej postawy nie wzięli sobie do serca. W Kościele mówi się piękne kazania, śpiewa się piękne pieśni, ale to wszystko za mało. Ludzie, którzy mnie nie znają, słyszą wiele słów, ale mnie nie widzą w życiu moich wyznawców, dlatego nie chcą wejść do mojego Kościoła.

I Pan Jezus postanowił, że wszyscy chrześcijanie utracą dar mowy. Chrześcijanie przez pewien czas nie będą mogli nic powiedzieć, żadne słowo nie padnie z ich ust.

Wyobraźcie sobie: w jednej chwili zapanowało wśród chrześcijan wielkie milczenie. Papież nie mógł pozdrowić pielgrzymów na Placu św. Piotra. Biskupi nie mogli wygłaszać kazań w katedrach. Księża i siostry zakonne nie mogli prowadzić katechez. Nawet organy w kościołach milczały, nie wydając żadnego dźwięku. Jak teraz głosić Ewangelię? W jaki sposób pokazać, że chrześcijanie kochają Pana Jezusa, że są Jego uczniami? Niektórzy z chrześcijan odkryli, co trzeba zrobić w takiej sytuacji, gdy nie można powiedzieć żadnego słowa. Trzeba żyć i działać tak, jak Pan Jezus tego uczył. Jeśli inni zobaczą i usłyszą o nas, że jesteśmy dobrzy, sprawiedliwi, miłosierni, skorzy do pomocy, radośni, to zapewne powiedzą: oni są tacy sami jak Pan Jezus, oni są Jego uczniami. I inni zaczęli naśladować tych kilku, którzy próbowali tak żyć, jak tego uczył Pan Jezus. I wiecie co się stało? Świat się powoli zmieniał. Coraz więcej było tych, którzy przez swoje życie, zachowanie, pracę, przez swoją postawę chcieli powiedzieć innym, że są chrześcijanami. Ludzie przestali pięknie mówić, a zaczęli pięknie żyć.

 

Niech to opowiadanie będzie życzeniem,
skierowanym w te święta do nas wszystkich.
I niech „Słowo staje się Ciałem” w życiu każdego z nas!
Bo nie wystarczy mówić: Wierzymy, że „Bóg się narodził”.
Ważniejsze jest, aby tą prawdą wiary żyć na co dzień.

 

 

 

Homilia zamieszczona na portalu internatowym została zaczerpnięta za pozwoleniem Redaktorów książki:
„Homilie Adwentowe”. Red. R. Hajduk, G. Jaroszewski. „Homo Dei”. Kraków 1998 s. 124-126.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów oraz wykładowca teologii pastoralnej w wyższym Seminarium Duchownym
Redemptorystów w Tuchowie, Administrator Redemptorystowskiego Portalu Kaznodziejskiego – Tuchów

o. Grzegorz Jaroszewski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy