Słowo Redemptor

Świętego Andrzeja Boboli, prezbitera, męczennika i patrona Polski – święto

 

 

 

 

 

 

„Święty na trudne czasy” – to chyba najczęściej powtarzające się słowa w homiliach, kazaniach i artykułach poświęconych świętemu Andrzejowi Boboli. Choć żył 350 lat temu, to jednak – na prośbę Episkopatu Polski – został przez papieża w 2002 roku (a więc nieomal „wczoraj”) ogłoszony Patronem Polski.

 

 

Początki XVII wieku (Andrzej przyszedł na świat w 1591 r. w małym miasteczku Strachocina k. Sanoka) to czas licznych zatargów, najazdów i wojen (znanych częściowo choćby z „Trylogii” H. Sienkiewicza) z Rosją, Szwecją, Kozakami i Tatarami; na wschodzie ówczesnej Polski często miały one także podłoże religijne (warto choćby przypomnieć napięte stosunki z prawosławiem po uchwaleniu Unii Brzeskiej). Nieustanne zagrożenie, prześladowania czy rozboje zubażały nie tylko warunki materialne, ale też poziom duchowy społeczeństwa. Utrudniały też pracę ewangelizacyjną i duszpasterską. To właśnie były czasy, w których przyszło żyć i działać przyszłemu świętemu.

Andrzej był uczniem szkoły jezuickiej w Braniewie, mając 20 lat, wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Wilnie, a w 1622 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Po ukończeniu formacji zakonnej rozpoczął pracę duszpasterską w Nieświeżu, gdzie m.in. dał się poznać jako wytrawny kaznodzieja. Z tej racji chciano go przenieść do stolicy, aby tamtejszej elicie zapewnić dobrego mówcę. Pomimo zabiegów jezuitów warszawskich został skierowany do Wilna i pracował tam w kościele św. Kazimierza. Pracował później w wielu miejscach: w prawosławnym Bobrujsku, Płocku, Warszawie, Łomży, Wilnie, Pińsku. Wszędzie podkreślano jego zdrowy rozsądek, dobre wykształcenie, łatwość obcowania z ludźmi i dodatni wpływ na ludzi.

 

Trzeba tu jednak jasno powiedzieć, że Andrzej Bobola nie był „aniołkiem” – może też dlatego, że pochodził ze starego szlacheckiego rodu (zapiski o rodzinie Bobolów spotykamy już w XIII wieku na Śląsku, a od XIV w. w Małopolsce; pieczętowali się herbem Leliwa; należeli do średnio zamożnej szlachty, wyróżniając się jednak zawsze przywiązaniem do religii katolickiej). Miał dość trudny charakter: wiele zalet, ale też swoje słabości. Był bardzo gorliwy, ale i zarazem porywczy, skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, bardzo niecierpliwy. Udowodnił jednak, że nawet takie przymioty nie muszą nikogo dyskwalifikować – świadectwa przełożonych, zostawione na piśmie podkreślają, że o. Andrzej pracował nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi. Wytrwałą pracą nad sobą doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym! Dzięki Bożej łasce i własnej pracy nad sobą potrafił wznieść się ponad przeciętność, co sprawiało, że jego słowo i życie porywały wszystkich: tak katolików, jak i prawosławnych.

 

W ostatnim okresie życia Andrzej Bobola – z ogromnym poświęceniem – nie dojadając i nie dosypiając – pracował jako misjonarz w okolicach Pińska na Polesiu wśród ludzi wybitnie zaniedbanych. Nauczał prosty lud (często zaniedbany duchowo i materialnie, żyjący w prymitywnych warunkach) katechizmu, chrzcił, spowiadał, błogosławił związki małżeńskie i rozdawał Komunię św. Troszczył się o zaniedbaną młodzież, podnosił na duchu prześladowanych unitów i dużo czasu poświęcał prawosławnym. Głośnym echem odbił się jego duszpasterski „sukces” nawrócenia na katolicyzm dwóch wiosek: Bałdycze i Udrożyn. Jego działalność misjonarska sprawiła, że zasłużył wtedy na zaszczytne przydomki „apostoła Pińszczyzny i Polesia”, „duszochwata” i „łowcy dusz”.

 

Duchowni prawosławni, których drażniło to apostolstwo, poczuli się zagrożeni i znaleźli sprzymierzeńców w Kozakach. W czasie jednej z takich wypraw, 16 maja 1657 r., o. Andrzej dowiedział się o grożącym mu niebezpieczeństwie. Usiłował ratować się ucieczką, ale Kozacy na swych koniach byli szybsi i dopadli uciekającego. Żądali, aby wyrzekł się swej wiary, obnażyli go i przywiązanego skatowali. Następnie skrępowali mu ręce powrozem i przywiązali do pary koni. W czasie czterokilometrowego biegu między końmi do Janowa dostał jeszcze mnóstwo razów batogami, cięcie szablą w lewe ramię oraz kilka ukłuć lancą, po której pozostały głębokie rany. Na rynku w Janowie, w szopie służącej za rzeźnię, okrutnie go torturowano: przypiekano ciało ogniem, zdzierano nożami skórę, ściskano głowę wieńcem z gałązek dębowych. Jego męczarnie zakończyło dwukrotne cięcie szablą w szyję.

 

Ciało Andrzeja Boboli – jednej z wielu ofiar okrutnych wojen – zostało pochowane w Pińsku i wkrótce o nim zapomniano. Po niecałych 50 latach ukazał się jednak ówczesnemu rektorowi kolegium jezuickiego i obiecał szczególną opiekę w trudnych czasach, pod warunkiem, że jego relikwie zostaną udostępnione wiernym (można powiedzieć, że Święty sam się „upomniał” o swój kult...). Gdy odnaleziono jego ciało – doskonale zachowane pomimo wilgotnego podłoża – wkrótce stało się ono celem licznych pielgrzymek. Jego kult rozwijał się szczególnie na Podlasiu.

Rozbiory Polski i kasata zakonu jezuitów sprawiły jednak, że relikwie były profanowane i przenoszone, przebywając całą odyseję: od Pińska, przez Połock do Moskwy, potem przez Odessę i Konstantynopol do Watykanu (któremu zwrócił relikwie rząd sowiecki w podziękowaniu za pomoc w czasach głodu na Ukrainie). W pamiętnym sierpniu 1920 r. modlono się m.in. przy jego relikwiach o ocalenie Warszawy. Ostatecznie, jego ciało w uroczystym pochodzie powróciło do Polski w 1938 roku.

 

Beatyfikowany w 1853 r., kanonizowany w 1938 r. – zawsze był patronem polskich bojowników o wolność (m.in. wielkim nabożeństwem otaczał go gen. Haller), a jednocześnie przykładem gorliwej pracy nad rozszerzeniem Królestwa Bożego, męstwa i podejmowania wysiłków dla Boga i Kościoła.

 

Współczesne czasy można na pewno można nazwać „kryzysowymi”: ignorowanie i odrzucanie wiary (łudzenie prostszym i łatwiejszym „światem bez Boga”), mamienie ulotnym szczęściem poprzez szukanie ziemskich bogactw, wygód i przyjemności, sprawiają, że coraz częściej powinniśmy zdecydowanie reagować i przypominać, że świat bez Boga, to świat bez punktu odniesienia, normy podstawowej, naczelnych wartości...

 

Dziś co prawda w Polsce nie grozi nam już taka męczeńska śmierć (choć musimy pamiętać o tysiącach współczesnych męczenników w Azji i Afryce), ale przyznajmy uczciwie: czasem trudno w życiu codziennym zachować godną postawę, przyznać się publicznie do wiary w Boga, czasem trudno praktykować cnoty (niekiedy wbrew otoczeniu), być uczciwym i wiernym Bogu i wartościom...

Niech zatem św. Andrzej Bobola będzie dla nas wzorem gorliwości wiary, odwagi i bezkompromisowości (obyśmy zawsze

byli: „tak, tak – nie, nie”), a zarazem – zapowiedzią nowych lepszych czasów odnowy ojczyzny. Niech będzie dla nas świadkiem wierności a zarazem umiłowania wiary i ojczyzny...

Na koniec słowa, które napisał papież Pius XII z okazji Z okazji 300–lecia męczeńskiej śmierci św. Andrzeja Boboli:

 

„Pragniemy gorąco, aby przede wszystkim synowie ukochanej przez nas polskiej ziemi, dla których niezwyciężony bohater Chrystusowy, Andrzej Bobola jest chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa… rozważyli jego męczeństwo i jego śmierć… Wśród innych chlubnych przymiotów nade wszystko błyszczy w Andrzeju Boboli cnota wiary, której moc… dodała mu odwagi do mężnego podjęcia męczeństwa”.

 

Święty Andrzeju, Patronie trudnych czasów!

Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia.

Oddajemy się Tobie w opiekę.

Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych.

Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy Narodu w świetle Ewangelii Chrystusa.

Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje.

Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki.

Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u Pana. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Tuchowie – Kraków

o. Jarosław Liebersbach CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy