Słowo Redemptor

Świętego Andrzeja, Apostoła – święto

 

 

 

Piątek, 30 listopada 2012 roku, XXXIV tydzień zwykły, Rok B, II

 

 

 


„Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi…”

 

Tylko Jezus mógł tak jednoznacznie powiedzieć – „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi…”! I gdy czytamy Ewangelię dowiadujemy się, że zarówno Piotr, jak  i Andrzej – natychmiast pozostawili swoje łodzie na brzegu i poszli za Nim, to jednak do tych łodzi będą powracać jeszcze nie raz… Kaznodzieje w kościele w oparciu o ten obraz Biblijny, na kazaniu będą mówić do młodzieży, że to taki piękny radykalizm wyboru. Tak, to prawda, historia powołania Piotra i Andrzeja, to piękny radykalizm wyboru jaki Apostołowie musieli dokonać w swoim życiu.

 

 

Kiedy pochylamy się nad tajemnicą powołania, musimy jednoznacznie powiedziedzieć: Pan Jezus powołuje, a człowiek daje odpowiedź na zaproszenie…, ale czy nie warto by w tym miejscu postawić jedno zasadnicze pytanie: czy Pan Jezus tylko raz jedyny powołuje, a człowiek raz jedyny daje Mu odpowiedź?. Przecież św. Piotr w najważniejszym momencie życia zamiast przyznać się do Jezusa powie: „nie znam tego Człowieka”, a po Jego Zmartwychwstaniu i trzykrotnym wyznaniu: „kocham Cię, Ty wszystko wiesz” – będzie uciekał z Rzymu przed Neronem, a św. Andrzej – wcale nie był lepszy od św. Piotra, bo uciekł z pod krzyża w wielki piątek… No właśnie!, więc jak to jest z tym radykalizmem w pójściu za Jezusem…? Dlaczego Apostołowie po wydarzeniach Paschalnych – śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa, jak czytamy w Dziejach Apostolskich, nadal wsiadają do swoich łodzi i udają się na połów ryb? Przecież oni trzy lata temu z takim entuzjazmem pozostawili te łodzie i poszli za Jezusem, aby stać się rybakami ludzki…, a może Oni tak naprawdę nigdy tych swoich łodzi i swego dotychczasowego życia nie pozostawili? A Może oni tylko ukryli gdzieś te swoje łodzie na brzegu Jeziora, na wszelki wypadek, na czarną godzinę, gdy by im w życiu nie wszystko wyszło…?

 

Zostawić wszystko dla Jezusa. Najpierw samemu przyjąć całym sercem jako prawdę, że Jezus jest moim Panem, uwierzyć Jemu i przylgnąć do niego życiem, aby następnie móc innym na Niego wskazywać i aby móc drugiego człowieka do Jezusa przyprowadzić, tak  jak to zrobił św. Andrzej: spotkał Jezusa, a następnie jak czytamy w Ewangelii – przyprowadził do Niego Piotra.

 

To nie jest w cale takie proste, ani łatwe, jak by mogło się nam wydawać. W jednej chwili, od razu, zupełnie i całkowicie zrezygnować z własnych planów na życie, z własnych ambicji…, a któż z nas ich nie ma…?

 

Każde pójście za Jezusem na początku wydaje nam się takie piękne, wzniosłe i fascynujące…, bo jesteśmy młodzi i energiczni…, mamy tyle zapału w sobie…, jesteśmy mądrzy, bo wydaję się nam, że pozjadaliśmy całą wiedzę z teologii i nawet potrafimy posługiwać się pojęciami z zakresu filozofii…, mamy tyle pomysłów na nowoczesne duszpasterstwo i Nową Ewangelizację, chociaż Ewangelia od 2000-ch tysięcy lat jest ta sama, czasem przyjdzie pokusa wielkości i robienia kariery kosztem Kościoła i marzenie o urzędach…, trochę gorzej jak te nasze zamierzenia nie odpowiadają zamiarom Pana Boga. Tylko, czy to o to właśnie w tym wszystkim tak naprawdę chodzi?

 

Ja sam zrozumiałem to dopiero będąc już kilka lat księdzem. Kiedyś ze studentami byłem uczestnikiem dość nietypowej wycieczki, bo i miejsce, które zwiedzaliśmy też było dość nietypowe, a mianowicie klasztor Kamedułów na Bielanach koło Krakowa. Oprowadzał nas mnich, który kiedyś był lotnikiem, a gdy przeszedł na emeryturę, to wstąpił do kamedułów. Opowiadał nam o tym jak żyją na co dzień i czym się zajmują…, o tym, że o czwartej rano schodzą się do chóru na modlitwę, że zachowują całkowite milczenie przez cały czas, że nie jedzą mięsnych potraw tylko warzywa, że nie oglądają telewizji i nie słuchają radia…, a jak weszliśmy na zewnętrzny dziedziniec to kazał nam nie śpieszyć się, tylko słuchać w ciszy swego serca.., a w piwnicach kościoła przy krypcie zmarłych pokazywał nam na puste miejsca i powtarzał, że tu prawdopodobnie kiedyś będę leżał ja… Wszyscy milczeliśmy jak wryci, w naszych oczach krył się strach, a na twarzach można było wyczytać milczące pytanie: jaki to wszystko ma sens?

 

 

Dziś już znam odpowiedź na to milczące pytanie i wiem, że Pan Jezus każdego dnia kieruje do nas zaproszenie: „Pójdź za mną...”, a my każdego dnia cichością i pieknem własnego życia powinniśmy dawać odpowiedź na to Jego zaproszenie… Szukać każdego dnia śladów obecności Jezusa w naszym życiu, aby móc dawać go innym.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Gliwice

o. Andrzej Łabuda CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy