Niedziela, 18 marca 2012 roku, IV tydzień Wielkiego Postu, Rok B, II
Chodziłem wtedy do pierwszej lub drugiej klasy szkoły podstawowej. Gdy pewnego jesiennego dnia wróciłem ze szkoły, w domu zastałem jakieś dziwne poruszenie. W kuchni i sąsiadującym z nią pokoju mniejsze meble były poodsuwane od ścian, a osoby obecne wtedy w mieszkaniu – zmobilizowane do jakiejś akcji. A chodziło o akcję: mysz w domu. Mobilizacja dotyczyła oczywiście tego, aby intruza skutecznie wygonić lub zlikwidować. Znamienne w tych okolicznościach było to, że każdy z obecnych czujnie patrzył w dół. Gdyby wtedy cokolwiek działo się tuż nad naszymi głowami, zapewne nie zauważylibyśmy tego, zajęci wypatrywaniem gryzonia tam, gdzie należało się go spodziewać, czyli na podłodze.
W podobnej sytuacji byli Izraelici, których w pewnym momencie ich wędrówki przez pustynię zaczęły nękać węże o palącym jadzie (por. Lb 21). Położenie Izraelitów było o wiele gorsze, bo nie chodziło o pozbycie się jakiegoś niegroźnego szkodnika, ale o uniknięcie śmierci! Jeśli ludzie potrafią się zmobilizować w akcji przeciwko małej myszce, to o ileż bardziej zdeterminowani byli, gdy chodziło o ocalenie życia! Jednak ludzka determinacja nie wystarczyła. Dopiero Bóg na prośbę Mojżesza przyszedł ludowi z pomocą. Kazał umieścić węża miedzianego na wysokim palu. Spojrzenie w górę – na miedzianego węża – wg Bożej obietnicy pozwalało pozostać przy życiu. Problem w tym, że nie jest łatwo skłonić człowieka do popatrzenia w górę, jeśli ten wie, że zagrożenie kryje się na dole, a od czujności i szybkości reakcji może zależeć ocalenie. Trzeba zatem dokonać wyboru: ufam sobie i patrzę w dół, zdany na własne siły, albo ufam Bogu i patrzę w górę, jednocześnie tracąc kontrolę (przynajmniej częściowo) nad tym, co dzieje się na dole. Nie było to więc tak łatwe, jak mogłoby się wydawać.
Do tego pustynnego doświadczenia odwołuje się dziś Jezus: Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tam miedziany wąż pomagał ocalić życie doczesne, tu – wywyższony Syn Człowieczy daje życie wieczne. Jednak trudność, która jest po naszej stronie, pozostaje taka sama – jak ufać Wywyższonemu, jeśli tu, „w niskości”, czyha tyle niebezpieczeństw, jeśli tyle jest tu spraw, wymagających naszej czujności i zaangażowania? Niewątpliwie wiele spraw doczesnych rzeczywiście wymaga czujności i zaangażowania. Ale jeśli chcemy być wierni Chrystusowi, musimy ciągle na nowo pilnować właściwej równowagi. Nie ma gotowych recept na zachowanie tejże równowagi między patrzeniem w dół, a patrzeniem w górę, ale liturgia dzisiejsza wyraźnie przypomina, że owo patrzenie w górę jest absolutnie priorytetowe. Od niego zależy nie tylko nasza wieczność, ale też to, co tak naprawdę zobaczymy, patrząc w dół! Ktoś powiedział, że człowiek nie jest dobrze przygotowany do życia na ziemi, jeśli nie jest gotowy do życia w niebie, zatem nasze patrzenie w górę ma zasadniczy wpływ na jakość naszego życia na dole!
Na przykład życie na dole przyzwyczaja nas, że – jak często mówimy – nie ma nic za darmo. Czyli jeśli ktoś oferuje coś za darmo, wiemy od razu, że zapewne nie jest to nic warte. Jednak w jaki sposób takie przekonanie pogodzić z prawdą, że to, co najcenniejsze w całym wszechświecie jest darmowym darem? Łaską bowiem jesteście zbawieni, przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest to dar Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił... Otóż, żeby uwierzyć, że zbawienie jest darem – żeby prawda ta docierała do serca – trzeba patrzeć w górę. Patrząc w dół, jedynie ugruntowujemy się w przekonaniu, że za darmo niczego cennego nie otrzymamy, czyli... zamykamy sobie drogę do życia wiecznego!
Tylko sytuacja, w której Bóg będzie na pierwszym miejscu, pozwala „ustawić” wszystko inne w życiu na właściwym miejscu. Wiedzieli o tym dobrze Izraelici, o których opowiada dzisiejszy psalm. W niewoli babilońskiej siedzieli i płakali. Ich harfy wisiały bezczynnie, bo potrafili na nich grać jedynie pieśni ku czci Boga, a Jego – jak sądzili – na tej obcej ziemi nie było. Zatem gdy Babilończycy zażądali od nich radosnych pieśni, Izraelici złożyli radykalną deklarację: Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, niech uschnie moja prawica. Niech mi język przyschnie do gardła, jeśli nie będę o tobie pamiętał. Prawica służy do grania, język do śpiewu. Jeśli nie ma perspektywy, aby nimi chwalić Boga, to lepiej ich w ogóle nie używać. Zbyt radykalne? W perspektywie wieczności raczej nie, ale oczywiste jest to tylko dla tych, którzy nie boją się patrzeć na Wywyższonego...
_____________________________________________________________________________________
Kazanie opublikowane w kwartalniku Homo Dei nr 301 (4/2011)
Wychowawca w Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów – Tuchów
o. Jarosław Krawczyk CSsR