Słowo Redemptor

Wielki Wtorek

 

 

 

 

Wtorek, 03 kwietnia 2012 roku, Wielki Tydzień, Rok B, II

 

 

 

 

 

Kiedy dzisiaj biorę do ręki lekcjonarz i czytam po raz kolejny Liturgię Słowa, przygotowaną na dzisiejszy dzień tego Wielkiego Tygodnia, to przypominam sobie jak to kiedyś było (i choć nie pamiętam kiedy to było dokładnie – przecież jestem staruszkiem i mam prawo nie pamiętać…). To na ile mogę sobie przypomnieć, pamiętam te wielkie tłumy, które gromadziły się na wszystkich spotkaniach, nabożeństwach, Mszach Świętych celebrowanych w miastach naszej Ojczyzny, gdy przybywał do nas podczas kolejnej swojej pielgrzymki Jana Pawła II – Nasz Papież – dziś już błogosławiony Jan Paweł II.

 

 

Pamiętam jak Go witali czy też żegnali najwięksi dostojnicy Kościoła w Polsce, ale także dostojnicy Państwowi wszystkich szczebli, ugrupowań, partii i czego tam jeszcze już nie pamiętam. Były piękne stroje jak na taką okazję potrzeba i należy, piękne okrągłe słowa doskonale wyważone, które wypowiadali nasi notable.

 

Pamiętam także gromkie oklaski dla Papieża, za słowa nadziei, pocieszenia, umocnienia, które kierował do Narodu, kiedy mówił o nas i za nas, gdyż nam nie wolno było powiedzieć o wszystkim. Pamiętam głośne wiwaty – zostań z nami. Pamiętam wołanie – dziękujemy. Choć już nie pamiętam za jakie słowa, zdania, stwierdzenia, te głośne wiwaty były (przecież jestem staruszkiem i mam prawo nie pamiętać…).

 

Ale cała ta atmosfera tamtych dni, jakoś tak dziwnie kojarzy mi się z tym co związane jest z Niedzielą Palmową, i tym wszystkim co później nastąpiło. Najpierw wielka radość i wspaniałe słowa:

„Hosanna. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach” (Mk 11, 9-10),

i te zewnętrzne gesty:

„Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki zielone ścięte na polach” (Mk 11, 4-5),

a później, nie potrzeba było tak wiele, że ci sami, „przekonani przez Arcykapłanów” (Mt 27, 20) krzyczeli:

„Ukrzyżuj Go! ... Ukrzyżuj Go!” (Mk 15, 13-14), „Strać Tego, a uwolnij nam Barabasza!” ( Łk 23, 18).

 

To wszystko tak jakoś też wiąże mi się z dzisiejszą Ewangelią. Jeden z dwunastu, przecież tak bliski Apostoł Jezusa – Judasz, był z Nim trzy lata. Podczas tych trzech lat musiał tak dużo doświadczyć, tak dużo zobaczyć i nauczyć się od Jezusa, a mimo wszystko  zdradził, sprzedał swego Mistrza, nie miej ni więcej tylko za trzydzieści srebrników, i nawet nie jest teraz ważne jakie miał zamysły takiego postępku.

 

Ale dzisiejsza Ewangelia przypomina także to, co przydarzyło się Piotrowi. Z jednej strony wielkie słowa Piotra, które ukazują Apostoła o charakterze pasjonata i choleryka:

„Panie…, życie moje oddam za Ciebie” (J 13, 37),

a następnie brutalna rzeczywistość, rzeczywistość człowieka, który został postawiony wobec chwili próby:

„Życie swoje oddasz za Mnie? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz” (J 13, 38), „Służąca odźwierna rzekła do Piotra: «Czy może i ty jesteś jednym spośród uczniów tego człowieka?» On odpowiedział: «Nie jestem». … Szymon Piotr stał i grzał się przy ogniu. Powiedzieli wówczas do niego: «Czy i ty nie jesteś jednym z Jego uczniów?» On zaprzeczył mówiąc: «Nie jestem». Jeden ze sług arcykapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, rzekł: «Czyż nie ciebie widziałem razem z Nim w ogrodzie?» Piotr znowu zaprzeczył i natychmiast kogut zapiał” (J 18, 12-17).

Gdy po raz kolejny dzisiaj czytam słowa Ewangelii przypisane na Wtorek Wielkiego Tygodnia, to tak mi się wydaje jakby Autor Natchniony pisała, o tym wszystkim co jest naszym udziałem dnia dzisiejszego.

 

Wielkie słowa i gesty bo przecież zbliżają się wybory, więc wypada nawet wziąć ślub kościelny, bo jakby nie patrzył to w naszej Ojczyźnie przecież 90-95 % ludzi przyjęło sakrament chrztu i mniej lub więcej jakoś są związani z Bogiem, wiarą i Kościołem (a jak to w życiu na co dzień wygląda to już inna karta historii…) i trzeba się z nimi liczyć przy zbliżających wyborach.

 

Deklaracje, że wierzącym polakiem jestem i nawet piękne zdjęcia z wielkimi Kościoła polskiego obiegają wszelakie portale i gazety, nie wspomnę, że z wielką wrodzoną skromnością delikatnie zostało podane, że w Rekolekcjach uczestniczył w „Kościele…” (już nie pamiętam jaki to było podział, przecież jestem staruszkiem i mam prawo nie pamiętać…, ale też jakoś nie mogę sobie przypomnieć, że Kościół w Polsce jest podzielony, na jakiś jeden czy drugi …, jak w Kościele na zachodzie…). Jednak to wcale nie przeszkadza, aby ta sama osoba spokojnie wypowiadała się mając zaprzyjaźnione stacje radiowe czy telewizyjne: jestem za in vitro (jakby nie wiedział, a przecież taki wykształcony, że aby jedno dziecko się urodziło przez zabieg in vitro musi zginąć 8-10 innych dzieci, jakby zapomniał jako wierzący, że nadal jest przykazanie „Nie zabijaj” – jak się nie mylę to na razie nie zmienione jeszcze Przykazań Bożych w Kościele…).

 

Pamiętam też w naszej Ojczyźnie takie czasy, kiedy za wiarę i służbę dla Narodu, Prymas Tysiąclecia, Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, by nie zakłócać spokoju i ładu, by nie niszczyć porządku, który z taką pieczołowitością wprowadzał miniony system, przez władzę zatroskaną o Naród, został tak zwyczajnie internowany, skąd my to znamy. Ale także pamiętam takie czasy gdy w Polsce, naszej Ojczyźnie fala niezadowolenia sprawiła, że Naród wyszedł na ulice i domagał się sprawiedliwości, pracy i chleba. Jakoś szybko Ksiądz Prymas Wyszyński był wolny i mógł prosić Naród by nie doszło do rozlewu krwi. Czyli tak normalnie „jak trwoga to do Boga”.

 

Czyli „historia kołem się toczy” i „nic nowego pod słońcem”. W historii było już takie wydarzenie kiedy wiwatowano gdy Jezus wjeżdżał do Jerozolimy, ale to w niczym nie przeszkodziło, by po kilku dniach ci sami wołali: ukrzyżuj Go!

 

Wybrani zaliczeni do grona najbliższych uczniów – Apostołów Jezusa, Piotr i Judasz, każdy w sobie właściwy sposób zdradził swojego Mistrza. Jeden sprzedał za trzydzieści srebrników, drugi kiedy potrzeba było świadectwa dwóch świadków, tylko dwóch by Jezus został uwolniony, zwyczajnie wyparł się przynależności do Jezusa.

 

 

Wielkie słowa gdy Papież w Ojczyźnie, a po wyjeździe „róbta co chceta”, kota nie ma, wielka wolność…

 

I tak kiedy dziś doświadczam, tego co jest naszym udziałem, zastanawiam się, czy takie już jest życie, że tak jest…, czy to dyplomacja…, czy może jeszcze coś innego…

 

Jak na razie nie znalazłem odpowiedzi, ale ze staruszkiem jestem to przypominam sobie takie nasze proste przysłowie: „Historia jest najlepszą nauczycielką życia”, i gdy je sobie przypominam, zadaję sobie pytanie: Kiedy nasza historia nauczy nas życia, byśmy mądrzy byli i mądre wybory dokonywali w życiu? Kiedy jedną twarz będziemy mieli,  oczywiście – ludzką? Kiedy jako wierzący zaczniemy tak żyć, że Ewangeliczne „tak” będzie „tak”, a „nie” będzie „nie” w naszym życiu?

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

Misjonarz, wykładowca w wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów w Tuchowie oraz Administrator
Redemptorystowskiego Portalu Kaznodziejskiego – Tuchów

o. Grzegorz Jaroszewski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy