Słowo Redemptor

XXX niedziela zwykła

 

 

 

Niedziela, 28 października 2012 roku, XXX tydzień zwykły, Rok B, II

 

 

 

 

 

Rozpoczęliśmy Rok Wiary. Czas w którym Papież wzywa nas do wyruszenia – używając jego słów – w pielgrzymkę po pustyniach współczesnego świata, niosąc tylko to, co istotne – Ewangelię i wiarę Kościoła. Ale może ktoś powie: przecież jestem osobą wierzącą, modlę się, chodzę do Kościoła, co mi brakuje? Rok wiary jest wezwaniem dla niewierzących, a nie dla mnie.
 

 

Rok wiary ma nas zmobilizować, aby wyruszyć w pewną drogę, bo wiara jest rzeczywistością dynamiczną. My ciągle uczymy się wiary. Dojrzewamy w wierze. Jesteśmy na drodze do wiary dojrzałej. Żeby dojść do wiary dojrzałej trzeba „ruszyć się” z miejsca, zrobić pewien wysiłek, zostawić utarte schematy. Do tego „wysiłku” jesteśmy zaproszeni przez Papieża i przez Kościół. Jezus – Głowa Kościoła, doskonały „pedagog”, który zna nas doskonale, wymaga od nas wysiłku wiary, aby dojrzewać. O co w tym chodzi?

 

 

Przypatrzmy się Bracia i Siostry postawie Bartymeusza. Na jego przykładzie zobaczymy, co to znaczy dokonać wysiłku wiary. Jego postępowanie, może rzucić światło na twoje życie.

 

Bartymeusz był niewidomy. Żył w ciemności, był nieczuły na światło. Na skutek ślepoty niewiele się poruszał. Siedział przy drodze zdany na łaskę i niełaskę innych. Zależny od innych; niezdolny do kierowania swoim życiem. Jako niewidomy miał swoje utarte szlaki. Chodził po znanych sobie ścieżkach - utartych szlakach, drogach, bo tam czuł się pewnie.

 

A co ze mną? Zadajmy sobie to pytanie.

Może właśnie jesteś człowiekiem, który już ma swoje utarte drogi w kwestiach wiary. Są ludzie, którzy mówią: jestem wierzący – niepraktykujący. Czyli mają swój schemat, wygodny dla nich i za nic w świecie nie chcą go zmienić. Są też tacy, którzy są praktykujący – niewierzący. Zapytacie pewnie – co to takiego: praktykujący-niewierzący. Tzn. wielu katolików praktykuje, czyli chodzi do kościoła, modli się w kościele, przyjmuje komunię świętą, ale jak się im przyjrzymy, to możemy dostrzec, że ich praktyki religijne nie mają wpływu na ich codzienne życie. Inaczej mówiąc, poza kościołem już nie widać ich wiary. To bardzo ważne. Będąc na misjach w Argentynie spotkałem się z tym zarzutem ze strony ludzi z innych grup religijnych. Mówili oni do nas katolików: wy katolicy przyjmujecie w kościele Jezusa, ale poza kościołem nie widać żebyście z Nim żyli. I mieli rację. W Argentynie, w Polsce jest wielu katolików, których wiarę widać tylko w kościele, bo poza kościołem kierują się swoimi utartymi schematami, czyli: w pracy oszukują, w Niedzielę idą do supermarketu, żyją w nienawiści do kogoś, młodzi żyją w wolnych związkach, na próbę, bez sakramentu itd... Zapytaj sam siebie, czy nie jest tak w twoim życiu...? Czy może nie masz pewnego twojego schematu wiary, który jest wygodny dla ciebie?

 

Zobaczmy dalej co się dzieje z Bartymeuszem...

 

Bartymeusz jest żebrakiem i siedzi przy drodze. Nie widzi, ale słyszy przechodzącego Jezusa. Słyszeć – to początek wiary. Święty Paweł mówi: wiara rodzi się ze słuchania. Bartymeusz słyszy, że Jezus przechodzi. Jezus zmierza do Jerozolimy, aby tam oddać życie. To jedyna szansa dla Bartymeusza. Taki moment już nigdy się nie powtórzy. Dlatego zaczyna krzyczeć: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! To był krzyk! Rozpaczliwa próba zawołania Jezusa. Gdy przetłumaczymy imię „Jezus” (Jeszua – Bóg zbawia), możemy zobaczyć, że Bartymeusz krzyczał: Boże zbaw mnie! Uratuj mnie, bo jestem bezradny! Jestem niewidomym żebrakiem! Uratuj mnie Boże! Zmień moją sytuację!

 

Kochani, kiedy my tak krzyczymy? Kiedy my wołamy w ten sposób do Boga?

Tylko w sytuacjach krytycznych. Tylko w sytuacjach, kiedy życie nas przerasta. Kiedy widzimy, że sami nie damy rady.

 

Pamiętam, jak pewni Rodzice wołali w ten sposób do Boga, gdy lekarz orzekł, że ich dziecko ma  kilka procent na przeżycie. Kilka procent! Wówczas wołali z całych sił, z głębi serca.

Może to zabrzmi twardo, ale to dobrze, że życie często nas przerasta, bo wtedy wołamy do Boga szczerze i z całych sił. Gdy „dajemy sobie radę” w życiu, wtedy Bóg nie jest nam potrzebny. Nie na darmo utarło się powiedzenie: Jak trwoga, to do Boga! Dlatego dobrze jest przeżyć sytuację krytyczną, aby zacząć wołać do Boga – zbaw mnie, uratuj mnie!

 

Wydaje się, że Jezus jest zupełnie nieczuły na los Bartymeusza. I nam często wydaje się podobnie. Ale Bartymeusz nie narzeka, nie mówi: ach, ten Jezus nie słucha mnie; niech sobie idzie; nie będę go więcej prosił. Nie! Bartymeusz woła jeszcze głośniej: Jezu – uratuj mnie! Ulituj się nade mną – wyznałem swoją wiarę, wzywając Cię, Ty zwróć na mnie uwagę! My często rezygnujemy z wołania. Obrażamy się na Boga, kiedy nie wysłuchuje naszych próśb natychmiast. Bartymeusz nie rezygnuje, lecz woła jeszcze głośniej...

 

I w końcu Jezus reaguje. Mówi: Przyprowadźcie go!

 

Uczniowie mówią: Odwagi! Wstań! Woła cię!

 

Bartymeusz chciał, żeby Jezus przyszedł do niego. Użalał się nad sobą. Chciał zwrócić na siebie uwagę. Jezus mówi, „ty” przyjdź do Mnie. Zrób wysiłek; rusz się z miejsca. Przełam twoje utarte schematy. Czasami robimy to samo, czekamy żeby Jezus przyszedł do nas. Użalamy się przed Bogiem, żeby np. zmienił naszą sytuację w rodzinie. Żeby zainterweniował i zaprowadził pokój w naszych rodzinach, w małżeństwie, ale nie chcemy siąść i porozmawiać ze sobą, nie chcemy przebaczyć. No to powiedzcie mi – Bóg ma cudownie nas zmienić, jeśli my sami nie chcemy? Przemiana przychodzi, gdy ja „współpracuję” z Bogiem, gdy z Jego łaską zmieniam siebie.

 

Idźmy dalej...

 

Ewangelia mówi, że Bartymeusz zerwał się i zostawił płaszcz. Zostawia wszystko co miał. Ten płaszcz określa sposób jego życia. Zostawia ten „stary”, nieruchliwy sposób życia. Zerwał się natychmiast. Nie szedł „kurzym krokiem”, ale biegł do Jezusa, pomimo ślepoty. I po tym wszystkim następuje niezwykłe spotkanie. Staje przed Jezusem. Jeszcze Go nie widzi. Jezus pyta go: co chcesz abym ci uczynił? Bartymeusz jest zmuszony przez Jezusa, do wyrażenia swojej prośby. Zapytany, odpowiada: Rabbuni (nie Rabbi), tzn. mój jedyny Mistrzu, mój ukochany Mistrzu, abym przejrzał. Ewangelista Marek pisze, że natychmiast otworzyły mu się oczy. A kiedy ujrzał Jezusa, ten mu powiedział: twoja wiara cię uzdrowiła (zbawiła).

 

Zobaczcie, że Jezus zmusił Bartymeusza do „wysiłku” wiary. Sprowokował go, do tego, aby:

  • krzyczał głośniej, gdy inni kazali mu się uciszyć

  • aby wstał,

  • aby zostawił płaszcz,

  • aby podszedł do Niego,

  • aby wyraził swoją prośbę,

  • a gdy przejrzał, poszedł już sam za Nim.

 

Jezus – najlepszy pedagog, wychowawca na drodze wiary, wyprowadził Bartymeusza z nieruchomego, zastanego, utartego stylu życia do pójścia za Nim, do wejścia na drogę wiary. Bartymeusz zrobił szereg małych kroków, aby wejść na drogę wiary.

 

 

Bracie i Siostro, spójrz na swoje życie i na swoją wiarę. Mamy Rok Wiary. Jezus także dziś, tutaj i teraz przechodzi i zaprasza cię, abyś uczynił szereg kroków, aby wejść na drogę wiary dojrzałej. Abyś wyszedł z utartych schematów i poderwał się na spotkanie z Nim.

 

Odwagi! Wstań! Woła cię! Wyrusz w drogę! Amen.

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, obecnie studia doktoranckie z zakresu Teologii Pastoralnej na KUL-u oraz Tirocinium Pastoralne
Prowincji Warszawskiej Redemptorystów (wewnętrzne studium Zgromadzenia, przygotowujące do prowadzenia
rekolekcji parafialnych i misji ludowych
) – Lublin

o. Marcin Zubik CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy