Słowo Redemptor

Świetej Katarzyny ze Sieny, dziewicy i doktora Kościoła, patronki Europy – święto

 

 

 

Poniedziałek, 29 kwietnia 2013 roku, V tydzień wielkanocny, Rok C, I

 

 

 

 


„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. (Mt 11, 25)


 

Dziwne są te upodobania Boże, o których mówi Jezus w powyższej modlitwie. Upodobania, które z ludzi prostych czynią wielkich przewodników duchowych, obdarzają ich charyzmatyczną działalnością oraz darem rozumienia innych, świata a przede wszystkim Boga.

 

Dziwny jest ten świat. Można być analfabetą i mistykiem równocześnie. Bywa, że jedno nie przeszkadza drugiemu.

 

 

Są ludzie i wydarzenia, w których istnienie trudno uwierzyć – pisze jeden komentatorów życia św. Katarzyny ze Sieny (1347-1380). Dlaczego trudno wierzyć? Trudno uwierzyć bo wyrastają ponad przeciętność, ponad niezwykłość, w którą skłoni bylibyśmy jeszcze uwierzyć.

 

Właściwe imię i nazwisko świętej brzmiało Katarzyna Benincasa. Urodziła się w Sienie jako dwudzieste czwarte dziecko swych rodziców dnia 25 marca 1347 roku. Pochodziła z zamożnej rodzinny farbiarzy.

 

Ta prosta dominikanka, znana ze swoich przeżyć mistycznych i obdarzona stygmatami, całe godziny spędzała na modlitwie, a drugie tyle poświęcała dziełom miłosierdzia, mieści się w granicach naszej wyobraźni.

 

Ale ona ponadto przyciągała do siebie tłumy grzeszników i miała dar tworzenia duchowej atmosfery, w której nawet oporni na nawrócenie grzesznicy jednali się z Bogiem. Mało tego, fascynowała swoją osobowością wielkich tego świata, począwszy od kolejnych papieży, a skończywszy na książętach i patrycjuszach.

 

Katarzyna wczesnej już młodości marzyła o całkowitym oddaniu się Panu Bogu. Wbrew woli rodziców obcięła sobie włosy i zaczęła prowadzić życie pokutne. Zamierzała najpierw we własnym domu uczynić sobie pustelnię. Kiedy jednak to okazało się niemożliwe, własne serce zamieniła na zakonną celę.

 

Pomimo wielu trudności ze strony rodziny, w 1363 roku wstąpiła do Sióstr od Pokuty św. Dominika (tercjarek dominikańskich) w Sienie i prowadziła tam surowe życie.

 

Modlitwa, pokuta i posługiwanie trędowatym wypełniały jej dni. Jadła skąpo, spała bardzo mało, gdyż żal jej było godzin nie spędzonych na modlitwie. Często biczowała się do krwi. W wieku 20 lat była już osobą w pełni ukształtowaną, wielką mistyczką.

 

Ta sieneńska dziewczyna, niepiśmienna, drobna, pozbawiona jakichkolwiek wpływów wynikających z pozycji społecznej, osiągnęła szczyty świętości i to w potrójnym wymiarze, bo przypisuje się jej koronę dziewictwa, koronę męczeństwa (w tym przypadku bezkrwawego) i koronę nauki (uznana została doktorem Kościoła). Stała się wzorem zarówno dla sióstr zakonnych klauzurowych i czynnych, jak i dla współczesnego laikatu w Kościele.

 

Jednych zachwyca jej inteligencja, rozsądek i mądrość, mimo że nie otrzymała żadnego, oficjalnego wykształcenia. Innych porywa jej niezwykła dobroć, miłosierdzie, troskliwość i daleko posunięte poświęcenie.

 

Młodzież podziwiała w niej spontaniczność, energię, radykalność, odwagę i to, że nie stroniła od przygód i wielkich wyzwań, o czym świadczą jej dalekie wyprawy. Zadziwia i wzbudza zachwyt jej szeroka i bardzo zróżnicowana działalność we własnym środowisku i mieście, w ojczyźnie, a także na polu międzynarodowym.

 

Wypełniała misje pokojowe, starała się o powrót papieża z Awinionu do Rzymu, próbowała jednoczyć skłóconą Europę przeciw Turkom, aktywnie popierała prawowitego papieża w związku z wybuchem wielkiej schizmy. Zbiór jej listów zawiera listy do największych tego świata.

 

Ta na pół analfabetka jest zarazem autorką klasycznych dzieł mistycznych, tak znakomitych, że Paweł VI uznał za stosowne ogłosić ją w roku 1970 Doktorem Kościoła. A przecież żyła zaledwie 33 lata.

 

 

„Moją naturą jest ogień!” – mówiła wielokrotnie.

 

Skąd czerpała swój zapał, energię, wiarę i nadzieję? Skąd miała tyle sił i gdzie biło źródło tego płomienia, którym zapalała kolejnych uczniów? Miała je od Niego, Jedynego i Umiłowanego do szaleństwa. Tę miłość i wewnętrzną energię określała często jako ogień, który w niej płonął i który ponaglał ją do służby i dawania świadectwa otrzymanej mocy i światła. Oby ten sam ogień miłości, na wzór św. Katarzyny, płonął w każdym z nas i owocował w dawaniu świadectwa ewangelii.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów oraz wykładowca w Wyższym Seminarium
Duchownym w Tuchowie – Zamość

o. Andrzej Szorc CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy