Słowo Redemptor

Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało) – uroczystość

 

 

 

Czwartek, 30 maja 2013 roku, VIII tydzień zwykły, Rok C, I

 

 

 

 

 

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej (w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego: Święto Najświętszego Ciała Chrystusa (Festum Sanctissimi Corporis Christi), potocznie zwana także Świętem Ciała i Krwi Pańskiej, a w tradycji ludowej: Boże Ciało) – w Kościele katolickim uroczystość liturgiczna ku czci Najświętszego Sakramentu.

 

Boże Ciało to Uroczystość dla uczczenia Eucharystii. Ale czy nie uczciliśmy jej już w Wielki Czwartek? – przecież jego centrum jest Chrystus wydający się za nas w znakach chleba i wina, a to jest właśnie Eucharystia. Co jest zatem szczególnego w Uroczystości Bożego Ciała?

 

Można na to pytanie odpowiedzieć natychmiast: Boże Ciało to święto dla zmysłów.

 

Już jako dziecko fascynowałem się tą Uroczystością, bo tu wszystko jest dla widzenia: niebo (odkąd pamiętam, zawsze wspaniale pogodne), sztandary i feretrony, świece, kwiaty, dekoracje – aż trudno wszystko wymienić. Można by powiedzieć, że wszystko wokół klęka, skupione wokół jednego centrum, a jest nim kruchy opłatek chleba, o którym my chrześcijanie mówimy, że tu jest obecny sam Jezus.

 

Tak jak w Wielki Czwartek, chodzi tu o wyznanie, że Jezus pod postacią chleba i wina jest pośród nas. To słyszeliśmy w czytaniu z Pierwszy Listu św. Pawła do Koryntian: Jezus ustanowił chleb i wino jako pamiątkę siebie dla nas; on sam jest obecny w tych skromnych znakach, a kiedy tę Jego pamiątkę celebrujemy, głosimy Jego śmierć i zmartwychwstanie.

 

Tu jednak Boże Ciało prowadzi nas poza Wielki Czwartek. To Uroczystość  „wielkiej tajemnicy wiary”, Uroczystość obecności Jezusa, który nie pozostaje już tylko w małym kręgu Swoich najbliższych: wychodzimy z Nim na ulice. Chleb Życia, centrum naszej wiary, nie jest czymś należącym tylko do domu Bożego, co pozostawialibyśmy poza sobą, przekraczając próg kościoła i wychodząc na zewnątrz. Przecież Chrystus umarł i zmartwychwstał dla wszystkich! Jego Ciało i Krew pozostawione pod postacią chleba i wina dotyczą wszystkich ludzi – dlatego właśnie wychodzimy na ulice. Błogosławieństwo Boże nie jest czymś, co byłoby ważne tylko w kościele, dlatego idziemy z Chrystusem przez nasze miasta i wioski, które Jezus Chrystus błogosławi wraz z ich mieszkańcami, mieszkaniami, miejscami pracy. Żaden obszar ludzkiego życia nie jest z tego błogosławieństwa wyłączony. Wiara nie może się zatrzymać w drzwiach kościelnych i nie może się też zatrzymać na progach domów. Wiara – czy szerzej chrześcijaństwo – to nie coś, co jak niedzielne ubranie przywdziewamy tylko na krótki czas, a potem zdejmujemy; nie, ona powinna przenikać całe nasze życie i nadawać mu określony kształt: nasze życie rodzinne, naszą pracę, nasz czas wolny. Kiedy wraz z Chrystusem w postaci eucharystycznego chleba idziemy przez ulice, to wyznajemy właśnie to: całe nasze życie i wszystkie miejsca, gdzie się ono toczy, powinny być Nim naznaczone.

 

W centrum procesji znajduje się monstrancja pod baldachimem, a on pod ogromnym niebem. Idzie ona od miejsca do miejsca wraz z ludźmi. Jest wykonana kunsztownie i pięknie ozdobiona, gdyż jest naczyniem zawierającym samego Chrystusa pod postacią chleba. On jest tego godzien.

 

Jednak rozważając dzisiejszą Uroczystość, nie możemy przeoczyć, że ostatecznie to my wszyscy jesteśmy Bożą monstrancją. Wszak zostaliśmy stworzeni „na obraz i podobieństwo Boga”, nosimy w sobie Jego obraz. We sakramencie chrztu natomiast, jak pisze św. Paweł, przyoblekliśmy się w Chrystusa”, przyjęliśmy Go poniekąd jak odzienie. A wreszcie w komunii świętej spożywamy pod postacią chleba Jego Ciało, włączamy je w siebie, czynimy je częścią naszego ciała. Tu właśnie najlepiej widać, że to my sami jesteśmy właściwą Bożą monstrancją. Boże Ciało to dobra okazja, by to sobie uświadomić. W sposób, w jaki my chrześcijanie idziemy przez świat, przez nasze miasta i wioski, czynimy Chrystusa, Boga widzialnym dla tego świata – albo przeciwnie, niewidzialnym... Ozdabiamy monstrancje, czyścimy je i polerujemy, aby były godnym naczyniem dla Ciała Pańskiego, a co robimy z tą monstrancją, którą my sami jesteśmy? Spojrzenie na monstrancję w Boże Ciało może być dla nas impulsem do wglądu także w siebie, by ujrzeć siebie jako nosicieli Chrystusa, których zadaniem jest uczynić Go widzialnym dla świata, uobecnić Go mu.

 

Mówi to, trochę innymi słowami, Wilhelm Willms:

Musimy uczynić ziemię swoją ojczyzną, musimy się o nią troszczyć, abyśmy mogli na niej żyć. Ale potrzebujemy do życia czegoś więcej niż tylko pokarmu dla ciała: potrzebujemy tego Chleba z nieba, który przekracza to życie. I sami powinniśmy się stawać chlebem i winem, to znaczy pokarmem dla ludzi, który by ich umacniał i pocieszał. Przypomina to św. Alberta Chmielowskiego, który wyznaczył sobie jako ideał życiowy to, by być jak kromka chleba, która jest do dyspozycji wszystkich, z której każdy może sobie wykroić, ile mu potrzeba.

 

 

Chrystus jako Chleb Życia jest centrum dzisiejszej Uroczystości; z Nim, wyznając naszą wiarę, idziemy na ulice, by uświęcić świat. I to święto nie powinno się skończyć na tym, że Ciało Pańskie schowamy z powrotem do tabernakulum, a monstrancję do szafy, ale powinniśmy je kontynuować, pielęgnując w sobie świadomość, że to my sami jesteśmy monstrancją Chrystusa, że powinniśmy się stawać chlebem i winem, aby przeniknąć świat pokarmem wiary, naszej wiary.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pracownik redakcji kwartalnika „Homo Dei” i wydawnictwa Homo Dei – Kraków

o. Janusz Serafin CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy