Słowo Redemptor

Podróżnych w dom przyjąć... – Uczynki miłosierne… – Kazania nowennowe

 

 

\

 

Konferencje Nowennowe

– Uczynki miłosierne…

 

 

 

 

Nauka V

– Podróżnych w dom przyjąć...

 

 

 

 

Kolejna środa i nasze zastanawianie się nad uczynkami miłosierdzia. Już mniej więcej wiemy, co trzeba, by nakarmić głodnych, ile troski trzeba, by nie zabrakło wody, czy wreszcie jak zadbać o odzienie dla tych, co go potrzebują. Krok następny – przewidywalny – podróżnych w dom przyjąć.

 

 

Gdy się o tym mówi, pamięć podpowiada wigilijny stół i puste nakrycie dla ewentualnego wędrowca. Inna rzecz, czy bylibyśmy w stanie przyjąć go, bo w nas jest sporo lęków przed obcymi i nieznanymi. Dziś znów wspomnienia moje własne czy też doświadczenia. Najpierw z dość wczesnego dzieciństwa.

Wtedy po wsi chodzili tacy, co sprzedawali bądź naprawiali jakieś gospodarskie sprzęty. Ot, choćby koszyki, kobiałki, opałki itd. Pewnego razu zawędrował taki właśnie człowiek do nas. Coś tam ponaprawiał, a ponieważ nadchodził wieczór, poprosił o nocleg. Warunki mieliśmy takie, jakie mieliśmy, ale on powiedział, że wystarczy mu odrobina słomy i położy się w kuchni przy piecu i będzie dobrze. I tak się stało, jeszcze nam pokazał, jak uzyskuje z leszczynowych prętów cienkie listeweczki na kobiałki. Mnie w pamięci zapadło jednak coś innego. Ten obcy człowiek uklęknął przy tym swoim prymitywnym posłaniu i długo mówił swoje wieczorne pacierze. Zapamiętałem!

 

Teraz pewnie nie ma już takich wędrowców i fachowców…

 

Dziś podróżowanie jest na pewno o wiele łatwiejsze niż było przez wieki, o wiele większe odległości możemy pokonać w krótszym czasie. Dlatego może mniej jest okazji, by praktykować ten uczynek tak na co dzień. Owszem, mają taką okazję ci, co mieszkają na trasach pieszych pielgrzymek na Jasną Górę. Czynią to przez lata i jednakowo chętnie, serdecznie przyjmując utrudzonych wędrowców. Z czasem wytwarzają się swoiste więzi, znajomości i przyjaźnie, i z roku na rok ci sami goszczą tych samych. Być może byłoby im trudniej przyjmować wciąż nowych, ale bez wątpienia są oni w nurcie wypełniania tego miłosiernego uczynku.
Tak zapewne latami całymi gościli pielgrzymów na święto Paschy mieszkańcy Jerozolimy i okolic. Czy było to całkiem bezinteresowne, to już inna sprawa.

 

Zapewne to samo działo się w czasie owego sławetnego spisu ludności, gdy zabrakło miejsca w gospodzie i konieczna była betlejemska grota. A potem ucieczka do Egiptu i tułaczka na obczyźnie. Potem była Betania, ale była i skarga – Syn Człowieczy nie ma gdzie głowy skłonić…

 

Może zatem, gdy dziś rozważamy ten uczynek miłosierdzia, trzeba spojrzeć nieco inaczej i szerzej. Bo czy nie są dziś na swój sposób podróżnymi, a czasem wprost bezdomnymi ci, co opuszczają swoją Ojczyznę w poszukiwaniu lepszych warunków życia? Oni są na pewno wciąż w podróży. I nierzadko do końca życia czują się obcymi i przybyszami.

 

I znowu wspomnienie własne, dużo późniejsze od pierwszego, gdy pracowałem w Polskiej Misji Katolickiej w Monachium. Tam do siedziby misji często zgłaszali się ludzie po jakąś pomoc, czasem również prosili o nocleg. Nastał taki czas, gdy wyszło rozporządzenie odgórne, żeby nie przyjmować, bo jest już inne miejsce, gdzie mogą się zatrzymać. I w takim właśnie czasie pojawia się trójka młodych ludzi. Przyjechali, miał na nich czekać ktoś, kto ich przyjmie. Niestety, ponieważ było święto, znajomy wyjechał i nie mają gdzie skłonić głowy. Znalazłem się między młotem a kowadłem. Zaufać, przyjąć, łamiąc zakaz, czy też odesłać gdziekolwiek? Zaryzykowałem i nie żałuję. Jeśli czegoś mogę w tym przypadku żałować, to tego, że nie przyszli na kolejną noc i – jak się potem dowiedziałem – spędzili ją na dworcu. Tak rozpoczęta znajomość przetrwała do dziś.

 

Iluż takich jest gdzieś tam w Anglii, w Irlandii, Niemczech czy Hiszpanii, czy jeszcze Bóg wie gdzie. Wyruszyli, by szukać lepszego życia, a czasem tylko warunków do życia i pracy, bo tu ich nie znaleźli. Nie negując tej przyczyny, warto może jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedno – to swoista erozja wartości, w tym również patriotycznych, taki trochę brak poczucia przynależności do swojej ojczyzny. Z drugiej strony wiemy, że Polacy na emigracji potrafili pięknie zachowywać kulturę oraz wiarę. Dziś chyba nie jest już tak pięknie i to zarówno tam jak i tutaj.

 

Pewnie pamiętamy tę propagandę sprzed kilkunastu lat, gdy miało się odbyć referendum w sprawie wejścia do Unii Europejskiej. Jednym ze sztandarowych argumentów było to, że będziemy mogli podróżować i zamieszkać w całej Unii Europejskiej. Gdy we Wrocławiu wygłosiłem jakieś krytyczne zdanie, twierdząc, że emigracja nie jest szczytem szczęścia dla rodziny, zwłaszcza jeśli wyjeżdża jedno z rodziców – oberwało mi się, żem taki niepostępowy jak Pawlak z „Samych swoich”…

 

Dziś jeszcze nieco półgębkiem, ale mówi się o tych, co pozostali. To tzw. „eurosieroty”. Może i takich trzeba by przyjmować, może nie tyle pod swój dach mieszkania czy domu, ile bardziej pod dach swego serca. To też będzie uczynek miłosierny, owszem, pewnie zahaczający o ten względem duszy, by strapionych pocieszać, ale można i trzeba nam tu pamiętać o takich, którzy czują się obcymi we własnym kraju, czasem we własnej rodzinie, która nie jest tą najbliższą, czyli matką i ojcem.

 

My, Polacy, wyjeżdżamy gdzieś tam i będziemy tam obcy, ale i do nas przyjeżdżają inni skądś tam, z bliższego czy dalszego wschodu. Spotykamy zwłaszcza w uniwersyteckich miastach wielu obcokrajowców. Inny wygląd, inny kolor skóry i inna kultura nie ułatwiają adaptacji w nowych warunkach. Wiele zależy wtedy od naszej akceptacji, od życzliwego spojrzenia i dobrego słowa.

 

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno wydarzenie. Uczniowie szli do Emaus smutni, bez nadziei. A w ich życiu stanął Chrystus, lecz Go nie poznali – jak śpiewamy w jednej z piosenek religijnych. Sami w drodze zapraszają Nieznajomego do stołu, by utrudzonemu – jak im się wydawało – Wędrowcowi ulżyć i usłużyć. Nie wiedzieli, że to oni zostaną o wiele bardziej ubogaceni. Zniknie ich rozgoryczenie i zawód, wszystko zamieni się w radość rozpoznania i spotkania.

 

 

Maryjo, która sama doświadczałaś bycia w podróży, dopomagaj tym, co w drodze. Dopomagaj również tym, którzy mogą zaradzić ludzkim potrzebom, by nie lękali się otworzyć drzwi domu, a zwłaszcza serca dla przybyszów. W nich przychodzi Twój Syn, a nasz Pan Jezus Chrystus. Obyśmy zawsze o tym pamiętali. Amen.

 

 

 

 

 

 

Kazanie wygłoszone na Nowennie Nieustannej w Toruniu na Bielanach
w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w 2012 roku

 

 

Drukuj...

Kazanie wygłoszone na Nowennie Nieustannej w Toruniu na Bielanach
w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w 2012 roku

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy