Słowo Redemptor

Chorych nawiedzać... – Uczynki miłosierne… – Kazania nowennowe

 

 

 

 

Konferencje Nowennowe

– Uczynki miłosierne…

 

 

 

 

Nauka VII

– Chorych nawiedzać...

 

 

 

 

Chorych nawiedzać – to kolejny temat, nad którym przychodzi nam się zatrzymać.

 

Być może, gdyby dziś formułowali ten uczynek nowocześni, otwarci, ci spod zawłaszczonej i przez to przekłamanej tęczowej flagi, to pewnie by powiedzieli, że uczynkiem miłosierdzia będzie kupno biletu do Holandii. A gdyby chory zapytał, dlaczego tak tanio, odpowiedź brzmiałaby: „No bo to bilet w jedną stronę…”

 

Z drugiej strony, już bez żartów i złośliwości, to, co dzieje się dziś w polskiej służbie zdrowia, wcale nie jest tak dalekie od ponurego obrazu.

 

 

Wstrzyknąć coś albo nie podać koniecznego leku – czy to taka wielka różnica? Odesłać ciężko chorego do domu albo nie przyjąć do szpitala, bo „nie rokuje nadziei”. Trudno też pogodzić się na przykład z faktem, że rodziców z chorym dzieckiem przychodnia odsyła do szpitala, ten zaś – nawet nie badając dziecka – odsyła do następnego, odległego o 70 km.

 

Ilu z nas spotkało się z takimi czy podobnymi sytuacjami?

 

Ale jest i odwrotna strona medalu. W jaki sposób my, katolicy, zachowujemy się choćby w kolejkach do lekarzy? Jakie tam wtedy padają słowa, jaka miłość bliźniego…? Aż uszy więdną, a co bardziej wrażliwi wstydzą się takiego chrześcijaństwa. Może zatem przy okazji zróbmy sobie i taki rachunek sumienia.

 

Kiedyś, gdy technika nie była aż tak rozwinięta i kontakty były bardziej osobiste niż wirtualne, gdy dziecko zachorowało i było nieobecne w szkole, koledzy, koleżanki odwiedzali, opowiadając, co w szkole, przynosząc zeszyty, by przepisać to, co było na lekcjach, aby zaległości nie rosły. Dziś jest łatwiej, bo komórki, bo maile, profile społecznościowe i… nie ma czasu na osobiste wizyty.

 

W świecie ludzi dorosłych wygląda to już nieco inaczej. Więcej wiemy, rozumiemy, choroby robią się bardziej skomplikowane. Jak rozmawiać np. z chorym na raka w stadium zaawansowanym? Pocieszać w stylu „wszystko będzie dobrze”? Czy wprost przeciwnie – mówić prawdę, odbierając całkowicie nadzieję?

 

Być może mamy jeszcze w oczach postać św. Jana Pawła II, który od początku pontyfikatu spotykał się z chorymi, nie lękał się do nich zbliżyć, pocieszać, ale i prosić ich właśnie o modlitwę, o ofiarowanie swego cierpienia w intencjach Kościoła. Nie na darmo mówił, że chorzy są „skarbem Kościoła”. Pisał również orędzia na Światowe Dni Chorych oraz specjalny list do tychże. W jednym z orędzi mówił: „Specyficzną cechą ludzkiego cierpienia jest indywidualność i niepowtarzalność jego przeżywania. Każdy człowiek cierpi w swoisty, tylko jemu właściwy sposób. Istnieje mimo to wiele cech wspólnych wszystkim cierpiącym ludziom. Ludzie cierpiący upodabniają się do siebie podobieństwem sytuacji, doświadczeniem losu, potrzebą zrozumienia i troski, a nade wszystko chyba natarczywym pytaniem o sens. Towarzyszy im zawsze trudne do przezwyciężenia poczucie samotności i niezrozumienia ich wewnętrznych przeżyć. Człowiek cierpiący nieustannie potrzebuje drugiego człowieka, potrzebuje ludzkiego serca i ludzkiej solidarności”. Nie każdy potrafi z pewnym humorem, jak choćby ks. Jan Twardowski, zauważyć:

Znowu przyszła do mnie samotność

choć myślałem, że przycichła w niebie

Mówię do niej:

– Co chcesz jeszcze, idiotko?

A ona:

– Kocham ciebie.

 

W liście apostolskim „Salvifici doloris” Jan Paweł II pisał:

„Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przestanku inny świat: świat ludzkiej miłości – i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu. Nie może człowiek: «bliźni» wobec niego przechodzić obojętnie”.

 

Mędrzec Pański pisał: Nie ociągaj się z odwiedzeniem chorego człowieka, albowiem za to będą cię miłować (Syr 7, 35).

 

Wiemy dobrze, jak to bywa z chorymi i odwiedzinami. Gdy choroba się trafi, to zwykle zjawia się wielu chętnych do odwiedzin, pocieszania. Gorzej, gdy ta choroba trwa dłuższy czas. Wtedy człowiek nierzadko zostaje sam na sam ze swoją chorobą, podobnie jak i rodzina chorego. Wówczas dla takiego chorego czy chorej jedyną radością bywają odwiedziny, jakie im składa sam Jezus. Przychodzi w Komunii Świętej, na przykład, w każdy pierwszy piątek miesiąca. Ileż razy słyszymy właśnie to: „Jak dobrze, że Pan Jezus jest ze mną...”

 

Boli to, gdy chorym rodzina nie zapewnia takich odwiedzin, gdy się boją, że to od razu musi być koniec, gdy nie rozmawiają z chorymi o religijnym przeżywaniu choroby i cierpienia. Pamiętam, jak kiedyś wezwano mnie do chorego. Z rozmowy nie wynikało, by to sam chory prosił, zatem dopytałem – czy chory w ogóle wie, że ksiądz ma przyjść. Padła odpowiedź: „No, wnuczek mu mówił, my się jakoś boimy”. A wnuczek był w klasie drugiej. Potem się okazało, że całkiem niepotrzebnie się bali, bo chory w sumie czekał, ale nie bardzo wiedział, jak powiedzieć rodzinie. I takie to są sytuacje w naszych katolickich domach.

 

Skoro doszliśmy do takich poważnych spraw, pora na słów kilka o sakramencie chorych. By nie wymyślać nic swojego, zacytuję zdania Kościoła. W Kodeksie prawa kanonicznego podano:

Kan. 1004 § 1:

Namaszczenia chorych można udzielić wiernemu, który po osiągnięciu używania rozumu, znajdzie się w niebezpieczeństwie śmierci na skutek choroby lub starości.

Kan. 1004 § 2:

Sakrament ten wolno powtórzyć; jeśli chory po wyzdrowieniu znowu ciężko zachoruje lub jeśli w czasie trwania tej samej choroby niebezpieczeństwo stanie się poważniejsze.

 

Tu nie mogę się powstrzymać od mojego komentarza, bo czasem wydaje mi się, że sakrament chorych bywa nadużywany zwłaszcza przy okazji Światowego Dnia Chorych czy też mnożących się coraz bardziej „Mszy Świętych o uzdrowienie”. Tłumaczenie sobie, że każdy na coś jest chory, to w świetle przepisu prawa za mało – nie każda choroba zagraża życiu.

 

I jeszcze jeden przepis prawny:

 

Kan. 1007:

Nie wolno udzielać namaszczenia chorych tym, którzy uparcie trwają w jawnym grzechu ciężkim.

 

 

Maryjo, którą przyzywamy jako uzdrowienie chorych, wstawiaj się za tymi, którzy są chorzy, ale pomagaj też tym, co spełniają uczynek miłosierdzia. Amen.

 

 

 

 

 

 

Kazanie wygłoszone na Nowennie Nieustannej w Toruniu na Bielanach
w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w 2012 roku

 

 

 

Drukuj...

Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy