Słowo Redemptor

Adoracja to walka: o Miłość! – Kazania/rozważania o adoracji Najświętszego Sakramentu między innymi na Nowennę Nieustanną

 

 

 

Adoracja to walka: o Miłość!

 

Co można, co trzeba robić podczas adoracji?

 

 

 

 

Rozważania o adoracji Najświętszego Sakramentu

 

 

 

 

 

Wstęp:

Pierwsza część rozważań o adoracji Najświętszego Sakramentu miała za zadanie odpowiedzieć na pytanie: czym jest adoracja?

Nawet najbardziej wyczerpująca odpowiedź podprowadzi nas do kolejnego zagadnienia: co robić na adoracji? Wiele osób podejmujących tę pobożną i jakże potrzebną praktykę zadaje sobie właśnie powyższe pytanie. Stajemy wobec nieraz bezradni i chcielibyśmy może nawet konkretnych wskazówek, aby ten czas spędzony z Jezusem jak najlepiej przeżyć.

Dlatego ta druga część ma być próbą ukazania „działania” człowieka na adoracji; ma być „konkretną” podpowiedzią.

Słowem-kluczem jest tu WALKA. Wynika ono z praktyki adoracji, która niejednokrotnie jest zmaganiem, wysiłkiem, bojowaniem. Jednak jeśli się wie, o co się walczy, łatwiej do takiej walki stanąć.

Najważniejszym celem tych zmagań jest MIŁOŚĆ. Ona zresztą jest początkiem i końcem wszystkiego, co składa się na nasze życie.

Ufam, że zawarte tu wskazówki podprowadzą Czytelnika tych rozważań do własnych odkryć na tym polu. Najlepszym sposobem jest po prostu trwanie na adoracji, a z tego wyniknie bardzo konkretna podpowiedź co można, co trzeba na niej robić.

Niech Duch Święty w tym dziele nas wspomaga i coraz bardziej otwiera nasze serca na MIŁOŚĆ, która nie ustaje w wysiłkach, aby rozkochać nas w sobie.

 

 

 

 

1. Stworzyć sobie warunki.

 

Zawalczyć o ciszę!

Z Księgi proroka Ozeasza (Oz 2, 16. 21-22)

Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić
i mówić jej do serca.
(…)
I poślubię cię sobie [znowu] na wieki,
poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie.
Poślubię cię sobie przez wierność,
a poznasz Pana.

 

Żyjemy w czasach hałasu. Gdziekolwiek się znajdziemy słyszymy hałas.

Wszędobylska muzyka, ruch samochodowy, różnego rodzaju roboty: drogowe, remontowe, budowlane. Wiecznie włączone telewizory w naszych domach. Ciągle dzwoniące telefony komórkowe.

Trudno znaleźć ciszę.Wybrałem się kiedyś na górską wyprawę.

Szedłem w wysokie Tatry. Wspinałem się już na grań szczytową, gdy usłyszałem za sobą jakąś muzykę, która absolutnie nie pasowała do ciszy gór. Ta muzyka zbliżała się nieubłaganie do mnie. Gdy stanąłem na grani i chciałem nacieszyć oczy pięknem górskich szczytów, hałas mnie dopadł: to turysta, który wspinał się za mną. Miał w plecaku włączoną jakąś wściekłą muzykę i to tak głośno, że musieli jej słuchać wszyscy, którzy byli na szlaku. Zadowolony wdrapał się na szczyt i nie zwracając nawet uwagi na piękno świata poszedł dalej, kołysząc się w rytm słuchanej melodii.

Gdzie jak gdzie, ale ciszy spodziewamy się zwłaszcza w kościele. Jednak może nas spotkać rozczarowanie. Oto i kościół nie jest wolny od hałasu, szczególnie wywoływanego dźwiękiem telefonów komórkowych, które potrafią się włączyć w najmniej oczekiwanym momencie. Co ciekawe, przestaje to być sprawą krępującą dla użytkownika takiego aparatu, który potrafi odebrać połączenie nawet w takim miejscu jakim jest kościół, prowadzić rozmowę i załatwiać swoje sprawy.

O ciszę trzeba dziś walczyć!

Taką walkę musi podjąć szczególnie ktoś, kto pragnie dobrze przeżyć adorację Najświętszego Sakramentu. Pamiętać jednak trzeba, że nie mamy zbytniego wpływu na hałas, który jest poza nami, którego źródło jest poza naszym zasięgiem.

Najpierw trzeba więc samemu zrobić wszystko, aby idąc na adorację zadbać o ciszę, by samemu nie być źródłem hałasu i dla siebie i dla innych. Tu ważne są takie sprawy jak wyłączenie, całkowite wyłączenie telefonu, który mamy przy sobie. Wtedy nie będzie on nas zajmował. Nie będziemy mieli problemu, że to nasz telefon dzwoni i przeszkadza nie tylko nam, ale i innym.

Warto pomyśleć o innych sposobach robienia hałasu: szeleszczące torby, ubrania, zachowanie, które może rozpraszać innych itp.
Należy jednak pamiętać, że są to tylko zewnętrzne okoliczności, które mogą nam przeszkadzać i zakłócać ciszę, tak potrzebną na adoracji.

Prawda jest jednak taka, że najbardziej hałaśliwym miejscem na ziemi jest…

ludzkie serce!

To w nim trwa ogromna wrzawa spowodowana przeżyciami ostatniego czasu, usłyszanymi wiadomościami, trudnymi sprawami, a z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić, osobami z którymi się spotkaliśmy i z którymi mamy się spotkać. To wszystko tak może nas zajmować, że właśnie w sercu będzie najgłośniej.

Dlatego tak ważne jest wyciszenie serca, zadbanie o to, by niejako to wszystko pozostało na zewnątrz. Gdy nasze serce będzie spokojne, uciszone, wtedy nawet największy hałas zewnętrzny nie będzie przeszkodą w adoracji.

Serce człowieka, dzięki adoracji Najświętszego Sakramentu, może stać się oazą ciszy, w której człowiek usłyszy głos samego Pana Boga.
I to jest cel pracy, walki, którą należy podjąć, gdy pragnie się wejść w tę jedyną swego rodzaju ciszę, jaką proponuje człowiekowi Pan Bóg podczas adoracji.

Chlebie najcichszy, otul mnie swym milczeniem…

To słowa pieśni religijnej, które mogą stać się naszą modlitwą w walce o ciszę naszego serca, która powinna być naturalną przestrzenią adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy tej ciszy zapragniemy, gdy o nią zawalczymy, a jeszcze bardziej, gdy jej zakosztujemy, wtedy usłyszymy, co Pan chce nam powiedzieć, i staniemy się oazą ciszy, spokoju i pokoju dla współczesnego świata, pogrążonego w hałasie.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Jesteś cichy i pokorny sercem.
Proszę, wprowadź mnie w ciszę Twego serca,
Daj mi uszy, które będą zdolne słuchać Ciebie.
Uczyń mnie również oazą ciszy we współczesnym świecie.
Amen.

 

 


 

 

2. Zarezerwować sobie porę.

 

Zawalczyć o czas!

Z drugiego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian (2 Kor 4, 16-18)

Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.

 

Ktoś, kto zaczyna adorację Najświętszego Sakramentu może przeżywać problem związany z czasem. Chodzi o szybkość tego czasu. Na adoracji, szczególnie w jej początkach, czas może się dłużyć i to niemiłosiernie. Dlatego już na samym początku należy przygotować się do walki o czas, o to, by on nas nie pokonał znużeniem czy nawet znudzeniem.

U początków tej wyjątkowej modlitwy jaką jest adoracja, można założyć sobie konkretny czas. Może to być kilka czy kilkanaście minut, które chcemy spędzić przed Jezusem. Może niekoniecznie trzeba zaczynać od jednej godziny, aby nie polec w boju przy pierwszej potyczce. Tak jak sportowiec zaczyna od delikatnego treningu, rozgrzewki, tak i w tym przypadku rozgrzewka jest wskazana.

Należy jednak zwrócić uwagę, aby nie stać się niewolnikiem czasu, a jeszcze bardziej zegarka.

Ktoś, kto już miał pewne doświadczenie w tym względzie, szedł na adorację bez zegarka. Poddawał się w tym momencie niejako Panu Jezusowi, by to On tym czasem dysponował. Przyjął stanowisko, że adoracja to czas, który Pan Jezus chce jemu podarować, a nie że to on ofiaruje czas Panu Bogu. Oczywiście obowiązki „wymuszały” czas, który mógł spędzić na modlitwie. Ale na to znalazł sposób: słuchał kurantów, które wygrywały kwadranse i godziny. W ten sposób wypracował, wywalczył godzinę adoracji każdego dnia. Co ciekawe dość często tak przeżywany czas adoracji mijał mu bardzo szybko. A znudzenie, znużenie przegrywały z kretesem.

Mogłoby się wydawać, że czas, jaki mamy na adorację jest wręcz niemożliwy do wypracowania. Spójrzmy w tym względzie choćby na pracę czy jakieś obowiązki domowe, które podejmujemy każdego dnia. Gdy ktoś zaczynał pracę i musiał każdego dnia wcześnie rano wstawać, to początki tego były dość trudne. Jednak z upływem czasu, wstawanie przestało być problemem i nawet budzik przestał być potrzebny. Podobnie gdy pomyślimy o czasie spędzanym w pracy, o przynajmniej 8 godzinach każdego dnia. Ten czas raz będzie uciekał bardzo szybko, innym razem będzie się dłużył. Jednak jesteśmy do zakończenia swojej zmiany, bo po prostu wcześniej wyjść się nie da. Gdy do tego dodamy poczucie obowiązku, to jeszcze łatwiej będzie nam to przeżyć i zaakceptować.

Z adoracją podobnie: jeśli dojdziemy do wniosku, że jest to nasz obowiązek, który wynika z miłości, wtedy czas przeznaczany na nią nie będziemy uważali za stracony oraz nie powiemy, że mamy ważniejsze sprawy. I tak jak w pracy jesteśmy od – do, tak samo na adoracji będziemy od – do.

Trzeba też pamiętać, że na tym polu należy być zawsze czujnym i gotowym do walki, gdyż przeciwnik będzie robił wszystko, aby od adoracji nas odwieść, aby odebrać nam ten cenny dar jakim jest czas. Trwać mężnie na posterunku: to jeden z bardzo ważnych wymiarów walki, jaką podejmujemy dla siebie i Jezusa. Czuwające straże dla przeciwnika były i są powodem nawet wycofania się z próby ataku. Natomiast gdyby takich straży i strażników nie było, wróg bez problemu może zawładnąć wszelkimi dobrami tego, kogo usiłuje napaść.

Czuwajcie! To wezwanie, które kieruje do nas sam Chrystus w Ewangelii. Ono pojawia się dość często i odnosi się do najważniejszej sprawy, jaką jest nasze zbawienie. Czuwając na adoracji, czując obowiązek bycia na tym wyjątkowym posterunku, pokazujemy, że nie chcemy utracić takiego skarbu i zrobimy wszystko, aby wroga do siebie nie dopuścić.

Są osoby, które mają swój święty czas: czas na sjestę, na ulubiony serial. Znam osobę, która nie mogąc obejrzeć kolejnego odcinka ulubionego serialu, nagrywała go, aby obejrzeć w późniejszym, dogodnym czasie.

Może trzeba właśnie w ten sposób spojrzeć też na czas adoracji: to mój święty czas! To moment, bez którego nie wyobrażam sobie życia. To zdobycz, której nie oddam za żadne skarby.

Warto się potrudzić w tym względzie. Gdy będziemy mieli czas dla Pana Boga, wtedy się okaże, że mamy go również dla siebie i innych.
Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Tak często brakuje mi czasu
Lub nie umiem go właściwie wykorzystać.
Proszę więc o łaskę
mądrego i roztropnego dysponowania czasem.
Amen.

 

 


 

 

3. Znaleźć swoje miejsce.

 

Zawalczyć o intymność!

Z Ewangelii według świętego Jana (J 4, 21-24)

Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie».

 

Są osoby, które mają swoje ulubione miejsca:  w tym, a nie innym sklepie lubią robić zakupy; jeżdżą na urlop w konkretne miejsce i nie ma tu znaczenia, że robią to co roku; chodzą do tej a nie innej restauracji; gdy mają gości oprowadzają i pokazują im niekoniecznie wspaniałe zabytki, ale to, co dla nich ma wartość, z czym wiążą się konkretne ich przeżycia.

Jak wielkim szczęściem byłoby, gdyby każdy z nas odkrył miejsce adoracji Najświętszego Sakramentu jako swoje ulubione miejsce. Może się tak stać tylko w jednym przypadku: doświadczyłem tu, jak bardzo jestem kochany! To przeżycie będzie sprawiać, że od tej pory, do tego miejsca będę tęsknił i starał się być w nim jak najczęściej.

Romantyzm miłości przejawia się między innymi  w tym, że ludzie wracają na miejsce pierwszego zakochania, pierwszej randki.

Podobnie ma się z sprawa z miejscami urodzin czy wychowania, tam gdzie spędziło się dzieciństwo. Po latach z ogromnym wzruszeniem, co którzy odwiedzają te miejsca, oglądają, dotykają kamieni, by niejako przenieść się w te szczęśliwe chwile.

Wypracować, wywalczyć takie miejsce, gdy chodzi o adorację Jezusa obecnego dla nas w kawałku chleba! Jednak nie z powodu jakiegoś płytkiego sentymentalizmu, ale z poczucia, że bez tej miłości nie potrafię żyć.

To domaga się pewnej intymności. Tak jak prawdziwa miłość między ludźmi nie będzie się obnosić i ujawniać na każdym skwerze i na każdej ławce w parku, tak samo adoracja potrzebuje właściwej i sprzyjającej przestrzeni.

Dlatego kaplice adoracji to najczęściej miejsca odosobnione, przeznaczone wyłącznie na taką formę modlitwy, oddalone od hałasu i zgiełku oraz tak urządzone, aby spotkanie z Jedynym było możliwie jak najgłębsze i jak najpiękniejsze.

Nawet Pan Jezus miał swoje ulubione miejsca: na modlitwę wybierał pustkowie; szedł do swoich przyjaciół w Betanii; a Kafarnaum uczynił swoim umiłowanym miastem.

Takie jednak miejsca łatwo utracić. Dla człowieka największą stratą jest zmarnować miejsce spotkania  z Bogiem. Na pierwszych kartach Pisma Świętego mamy opis takiego miejsca, które nazywamy rajem. Tam Pan Bóg przechadzał się z człowiekiem jak z przyjacielem. To miejsce mu podarował jako znak swej miłości. Jednak człowiek, skuszony przez nieprzyjaciela Pana Boga i człowieka, to miejsce musiał opuścić. Jednak w sercu człowieka jest niezaspokojona tęsknota za czymś takim. Człowiek szuka takich miejsc. Niestety często szuka nie tam gdzie trzeba, ponieważ zagubił poczucie, jak bardzo potrzebuje przyjaźni z Bogiem. Dlatego idzie w miejsca, które coraz bardziej odgradzają go od miłującego go ponad wszystko Pana Boga.

Trzeba więc najpierw tę tęsknotę sobie na nowo uświadomić i właściwie ukierunkować. To będzie początek powrotu do miejsca pierwszej miłości człowieka z Panem Bogiem. Warunki do tego stwarza miejsce jakim jest kaplica adoracji, kościół, w którym przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Tam człowiek może powrócić na to wyjątkowe i tak bliskie jego sercu miejsce. Tam odnajdzie prawdziwy pokój i radość serca.

Warto zdać sobie sprawę z tego, że będziemy odciągani na wszelkie sposoby w inne miejsca. Będą nam one jawić się jako bardziej atrakcyjne. Są nimi choćby galerie handlowe, obiekty sportowe, sale telewizyjne. I choć wychodzi się z takich miejsc absolutnie niezaspokojonym, to jednak gubi się tym samym sens poszukiwania tego właściwego miejsca.

Rozumiemy więc jak wielką walkę trzeba staczać nieustannie, walkę o to miejsce przebywania z Panem Bogiem i robienia Mu miejsca w swoim życiu. Tak jak ludzie potrafią oddawać życie w obronie Ojczyzny, własnego kraju, ojcowizny, tak warto podjąć zdecydowaną walkę o TAKIE MIEJSCE dla siebie i Pana Boga. A wtedy z pewnością znajdziemy to, co jedynie warte jest poszukiwań i walki: swoje prawdziwe szczęście i godność PRZYJACIELA PANA BOGA, JEGO DZIECKA.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Ty jesteś umiłowanym Synem Ojca,
On w Tobie ma upodobanie.
Kształtuj mnie na swoje podobieństwo,
Abym i ja był miejscem miłym Twemu Ojcu.
Amen.

 

 


 

 

4. Odsunąć od siebie zajęcia.

 

Zawalczyć z aktywizmem!

Z Ewangelii według świętego Mateusza (Mt 7, 21-23)

Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie PROROKOWALIŚMY mocą Twego imienia, i nie WYRZUCALIŚMY złych duchów mocą Twego imienia, i nie CZYNILIŚMY wielu cudów mocą Twego imienia?”. Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!”

 

 

Gdy mówimy o adoracji Pana Jezusa, może myślimy w kategoriach: jak wypełnić ten czas? Co ja mam wtedy robić? Jest to wynik chyba wpływu czasów, w jakich przyszło nam żyć: czasów naznaczonych ogromnym aktywizmem. Ciągła praca, muszę pracować więcej, zdobywać więcej, aby być kimś, aby jak najwięcej osiągnąć. Niestety wiele osób żyje przekonaniem, że jego wartość mierzy się tym, ile i co posiada.

Takie podejście do życia może również objąć adorację. Dlatego wielu poszukuje różnych pomocy do adoracji: książeczki, różańce, koronki, gotowe modlitwy na adorację. Wychodzi się z założenia, że tym lepsza adoracja, im więcej modlitw odmówię.

A Pan Bóg mówi:

Jeżeli Pan domu nie zbuduje,
na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.
Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże,
strażnik czuwa daremnie.
Daremnym jest dla was
wstawać przed świtem,
wysiadywać do późna –
dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko;
tyle daje On i we śnie tym, których miłuje.
(Ps 127, 1-2)

Człowiek, który dał się wpędzić w przekonanie, że od niego wszystko zależy, pogrąża się w tzw. aktywizmie. Praca, praca, praca! Nie mam czasu na nic innego. Biega od zajęcia do zajęcia. Pracuje na kilka etatów. Nawet kieruje się przy tym wzniosłymi motywacjami: dobro rodziny, szczęście Ojczyzny, zbawienie świata. Tylko, że on sam dla siebie staje się bożkiem lub z pracy czyni bożka.

Adoracja jest okazją, aby zawalczyć o odrobinę normalności w zabieganym, zagonionym świecie, w którym coraz bardziej człowiek nie ma czasu dla człowieka.

Adoracja to okazja, aby zostawić na boku to, co wydaje się nam tak ważne i zobaczyć, że nie wszystko ode mnie zależy.

Najpierw więc umiejętność „zapomnienia” wszelkich modlitw, które poznałem. Jest pokusa, aby podczas adoracji jak najwięcej mówić. Przychodzę na adorację i zaczynam szukać książeczki, różańca i innych akcesoriów modlitewnych. Adorację wykorzystuję do odmówienia wszystkich możliwych nowenn, litanii i modlitw. Kieruję się przy tym jakże wielkimi potrzebami: bo ktoś chory, bo ktoś jest w ciężkim położeniu, bo ktoś ma problemy, których nie jest w stanie sam rozwiązać. Dlatego jedna modlitwa za drugą. Taki modlitewny pracoholizm.

Czy naprawdę Pan Jezus na to czeka? Czy przypadkiem nie jest tak, że co jak co, ale adoracja winna być czasem naszej absolutnej bierności, by w końcu Pan Jezus mógł przemówić do nas, by On mógł cokolwiek w naszym życiu zmienić...

Ileż osób marzy o takim słodkim nic nie robieniu: nie musieć iść do pracy, poleżeć sobie do południa, robić na co ma się ochotę, a nie to co musi się zrobić…

Właśnie ta postawa może i powinna być zastosowana na adoracji. To sam Pan Jezus stwarza nam i zaprasza nas do takiego słodkiego „poleniuchowania” w Jego obecności.

Spróbujmy przynajmniej od czasu do czasu takiej formy adoracji: jestem całkowicie bierny, nie robię „nic”, nie odmawiam żadnych modlitw. Po prostu jestem przed moim Bogiem, o którym wiem, że kocha mnie od wieczności i na wieki. Pogłębianie tej świadomości będzie prowadzić do tego, że coraz bardziej będę szukał takich chwil bezczynności. Przestaną mi być potrzebne wszelkie formuły modlitewne, bo będę modlił się moją obecnością przed Panem. I to będzie mnie prowadzić do jeszcze większego zachwytu Nim.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Proszę Cię o właściwe rozeznanie tego,
Co jest ważne w moim życiu,
Bym dzięki temu umiał czynić to i tylko to,
Co jest dobre i czego Ty ode mnie oczekujesz.
Amen.

 

 


 

 

5. Zrezygnować ze słów

 

Zawalczyć o Słowo Boże!

Z listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan (Ef 6, 16-20)

W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i MIECZ DUCHA, TO JEST SŁOWO BOŻE – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta moje otworzę, dla jawnego i swobodnego głoszenia tajemnicy Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień, ażebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem.

 

Jestem i tylko jestem przed Panem Bogiem. To powinno prowadzić mnie do przekonania, że nie tyle ważne są moje słowa, ile słowo, Słowo, które chce powiedzieć mi Pan Bóg.

Pewnie niejeden z nas znalazł się w sytuacji, gdy spotkał się z kimś, i ten ktoś, był tak gadatliwy, że pozostało tylko mu przytakiwać. Nie było szans, aby nawet wbić się z jednym własnym słowem w potok wypowiadanych przez niego słów.

Sytuacja całkowicie niekomfortowa.

Coś takiego może przydarzyć się nam na adoracji. Mamy tyle do powiedzenia Panu Bogu, że On nie będzie miał możliwości, by powiedzieć do nas choćby jedno słowo.

Dlatego warto zaniemówić! I zawalczyć o to, co Pan Bóg chce mi powiedzieć.

Pan Bóg zaś ma nam dużo do powiedzenia, co nie znaczy, że zalewa nas potokiem słów.

Jego najważniejsze Słowo to JEZUS CHRYSTUS, nasz Pan i Odkupiciel. Ten, który objawił nam oblicze prawdziwego Boga, jako Ojca.

Jezus, jako Słowo od Boga dla człowieka, jest pierwszym, który milczy, by słuchać, co mówi do Niego Ojciec. On jest SŁUCHANIEM. On sam uczył nas, byśmy na modlitwie nie byli gadatliwi. A jeśli uczył modlitwy, to przekazał nam jedną formułę OJCZE NASZ…

Zauważmy, że Pan Bóg w ogóle jest „małomówny”. Gdy dawał ludziom przykazania, zawarł je w dziesięciu słowach. Człowiek natomiast, by zawrzeć umowę z drugim, choćby dotyczącą handlu cukierkami, potrafi stworzyć całe tomy dokumentów.

Pan Bóg „liczy się ze słowami” i jeśli coś mówi, to mówi!

Czyż nie On powinien być dla nas wzorem? W rzeczywistości, w której ludzie wypowiadają tak wiele i tak nieodpowiedzialnych słów, trzeba umieć zamilknąć, aby nauczyć się mówić. I właśnie sposobność do tego stwarza nam adoracja KAWAŁKA CHLEBA.

Milczeć!

Jednak nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia, ale dlatego, że chcę usłyszeć każde słowo, które Jezus chce mi powiedzieć.

Gdy słowa ludzi nie mają dzisiaj większej wartości, pozbawione są autorytetu, trzeba szukać KOGOŚ, kto mówi, jak TEN, KTÓRY MA WŁADZĘ (Mk 1, 22).

Ludzie często wypowiadają się przeciwko drugiemu; mówią nie po to by budować, ale burzyć, nie po to, by dawać życie, ale zabijać.

Jakże inaczej zwraca się do nas Pan Bóg: Jego słowo stwarza, podtrzymuje w istnieniu. Jego Słowo zbawia, oświeca. Jego słowo prowadzi.

Takiego słowa trzeba słuchać, w takie słowo trzeba się wsłuchiwać całą swoją istotą, ze wszystkich sił.

Dla Żydów pierwszym przykazaniem było: SŁUCHAJ IZRAELU (Pwt 6, 4)!

SŁUCHAJ! Przestań mówić i… słuchaj. Wtedy będziesz na właściwej drodze. I ciekawa rzecz: dopóki Izraelici słuchali Pana Boga, dopóty żyli w pokoju i dobrobycie. Za każdym razem, gdy głos Pana Boga przestawał być przez nich słuchany, popadali w niewolę.

Tak jest i z nami: dopóki trwamy na słuchaniu, dopóki walczymy o SŁOWO BOŻE  w naszym życiu, dopóty żyjemy i jesteśmy na właściwej drodze.

Czy nie potwierdza tego rzeczywistość, która nas otacza, w której żyjemy?

Niech adoracja Jezusa, SŁOWA, KTÓRE OJCIEC WYPOWIADA NIEUSTANNIE DO KAŻDEGO Z NAS, pomaga nam zdobywać nie tylko umiejętność słuchania, ale przede wszystkim wprowadzania w czyn tego, co On do nas mówi.

A wtedy nasz aktywizm nie będzie budowaniem na próżno.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Proszę Cię o umiejętność wsłuchiwania się w Twoje słowo,
Abym pośród zgiełku tego świata
Słyszał tylko to, co naprawdę ważne i pożyteczne.
Amen.

 

 


 

 

6. Odkryć cud.

 

Zawalczyć o Skarb!

Z Ewangelii według świętego Mateusza (Mt 13, 44-46)

Królestwo niebieskie podobne jest do SKARBU UKRYTEGO W ROLI. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.

 

Gdy człowiek odkryje wartość słowa Bożego, a poprzez nie pozna JEDYNE SŁOWO, czyli Jezusa Chrystusa, odkryje najważniejszy SKARB. Ten Skarb jednak jest nam odbierany i obniża się jego wartość. Jak bardzo dzisiaj nawet ludzie wierzący, odchodzą od wiary poprzez różnego rodzaju afery i skandale, których autorami są ludzie Kościoła. To staje się zasłoną, która zostaje narzucona na ich oczy, które przestają widzieć istotę rzeczy, a zatrzymują się tylko na powierzchni.

Potrzebna jest więc kolejna bitwa: o skarb, jakim dla człowieka jest Pan Bóg. Tę walkę podejmujemy podczas adoracji. To wyjątkowe pole bitwy, na którym decydują się nie tylko losy wiary pojedynczych osób, ale i losy świata.

Na adorację możemy spojrzeć, jak na codzienne zajęcie. Zresztą najlepiej, by było, gdyby udało nam się udawać przed Najświętszy Sakrament każdego dnia. Tak jak chociażby chodzimy codziennie do pracy, podejmujemy codzienne obowiązki. I bywa, że pośród takich zajęć człowiek odkrywa coś, co całkowicie go zaskakuje. Nagle widzi, że coś bardzo wartościowego trzyma w swoich dłoniach. Takich przeżyć doświadczali wielcy odkrywcy, którzy podejmowali żmudne badania i eksperymenty, które w zaskakujący sposób kończyły się jakimś wynalazkiem czy odkryciem, co później okazywało się milowym krokiem w dziejach całej ludzkości.

Tak było z ewangelicznym rolnikiem, który podejmując codzienny trud na roli, i to nie należącej do niego, znalazł skarb.

Gdy my sami zdecydujemy się na takie żmudne trwanie na adoracji, na walkę, wtedy i ona doprowadzi nas do niewiarygodnego i najważniejszego odkrycia: Jezus Chrystus jest moim Panem i Bogiem!

Z początku na adoracji pewnie będę widział tylko kawałek chleba, opłatek, jak nawet zwykliśmy mówić. Nie będzie to robić na mnie większego wrażenia. Idąc tym tropem, można nawet powiedzieć, że jest to jakaś plaga istniejąca wśród ludzi uważających się za wierzących. Iluż, nawet wobec wystawionego w Najświętszym Sakramencie Jezusa, nie wie, nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką postawę przyjąć? Brak przyklęknięcia, przejście, jakby tu NIC nie było, jakże to „normalne” w naszej katolickiej Polsce. To tylko pokazuje, jak mało jest wiary, jak ta wiara w niektórych osobach stała się „niewidoma”, że nie dostrzega już Tego, w którego przecież deklaruje, że wierzy.

Do tego dochodzi dziwny może wstyd, gdy chodzi o odpowiednie zachowanie w kościele: co powiedzą inni, jak zobaczą mnie, gdy przyklękam, gdy pokłonię się, mam złożone ręce.

Nawet nie pomagają ustawiane w kościołach, w kaplicach adoracji tabliczki z napisem: PRZYKLĘKNIJ, NAJŚWIĘTSZY SAKRAMENT!

W ten sposób kształtuje się pewien styl, któremu bezwiednie mogą ulegać i inne osoby. Potrzeba więc walki najpierw z samym sobą, aby wyrabiać w sobie dyscyplinę pracy nad poszukiwaniem, odkrywaniem Skarbu wiary, jakim jest Pan Jezus. Dalej trzeba walki, aby na tej zdobytej pozycji się utrzymać, by nie osuwać się w dół, by nie dać się wyprzeć przeciwnikowi.

Trzeba walki, o coraz lepsze zrozumienie WIELKIEJ TAJEMNICY WIARY, jaką jest Eucharystia, czyli sam Jezus. Kim On jest? Kim On jest dla mnie? Kim ja jestem dla Niego?

Adoracja stwarza do tego znakomite warunki, bo tu spotykam się z Jezusem sam na sam, On wręcz wychodzi mi naprzeciw, daje mi siebie, mam Go jak na dłoni. On sam daje mi siebie poznać. Robi to jednak tak delikatnie, że nie zniewala mnie sobą, swoim pięknem, wspaniałością, ale pozwala mi odkrywać siebie krok po kroku. I co ważniejsze: wzbudza w moim sercu pragnienie, bym coraz bardziej Go szukał, pragnął, tęsknił za Nim. To specjalna „gra miłosna”, która ma na celu jedno: rozkochać mnie w Nim.

A gdy ta miłość będzie coraz większa, wtedy i poszukiwanie SKARBU, stanie się jedyną i najważniejszą sprawą życia. Stanę się największym i najszczęśliwszym odkrywcą świata: znalazłem SKARB, z którym żaden inny nie może się równać.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Szukam i gonię za tylu rzeczami,
Szukam szczęścia niekoniecznie tam, gdzie ono jest.
Proszę więc o mądrość,
Która wskaże mi prawdziwe skarby.
Amen.

 

 


 

 

7. Włączyć emocje.

 

Zawalczyć o radość!

Z Ewangelii według świętego Jana (J 20, 27-29)

Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!» Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!». Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli».

 

Czy przeżyłeś kiedyś zachwyt patrząc na zachód słońca?

Czy nie mogłeś oderwać wzroku od widoku gór?

Czy stałeś jak oniemiały, bo zobaczyłeś piękno człowieka?

Tyle jest sytuacji w naszym życiu, które sprawiają, że z jednej strony człowiek milknie, a z drugiej rozpiera go ogromna radość, szczęście nie do opisania. Te wymienione wyżej to tylko skrawek takich możliwości.

A cóż dopiero, gdy choćby na adoracji człowiek zrozumie, że Pan jest ze mną, Pan jest dla mnie!

Oto powód i źródło radości, która jest jedyna w swoim rodzaju, i której pragnie ludzkie serce. Jest to bowiem nie tylko uświadomienie sobie jakiejś teorii, ale doświadczenie prawdziwej miłości, bo przecież Pan Jezus to sama miłość, która została z nami pod postacią chleba.

Jakże wtedy nie skakać z radości, jak nie pozwalać, by z oczu płynęły łzy radości?

Papież Paweł VI w adhortacji Radujcie się w Panu, napisanej w 1975 r. z okazji Roku Jubileuszowego pisze:

Należy również cierpliwie podjąć trud edukacji czy reedukacji umysłów w pełną prostoty umiejętność korzystania z wielorakich radości ludzkich, jakich Bóg Stwórca użycza nam na tę doczesną pielgrzymkę. Chodzi mianowicie o głęboką radość z istnienia i życia; o radość połączoną z czystą, uświęcającą miłością; o radość uspokajającą, czerpaną z przyrody i milczenia; o radość surowej powagi, jaką rodzi dzieło dokładnie wykonane; o radość i przyjemność spowodowane wypełnieniem obowiązku; o radość czystą, jaka płynie ze skromności, służby i uczestnictwa we wspólnocie; o radość mozolną, pochodzącą z poświęcenia się. Chrześcijanin może te formy radości oczyszczać, uzupełniać, uszlachetniać, ale nie wolno mu nimi pogardzać. Chrześcijańska radość wymaga, aby człowiek był zdolny do korzystania z radości naturalnych. Wszak Chrystus często brał je za punkt wyjścia do głoszenia Królestwa Bożego.

Człowiek szuka radości. Nie wolno jednak zapominać, że może się mylić i uznawać za radość coś, co nią nie jest. Świat proponuje nam dziś wielką gamę uciech. Jednak są one marnej jakości i szybko mijają. Co więcej wpychają człowieka w jeszcze większy smutek i przygnębienie. Tak dzieje się, gdy człowiek zapomni o Panu Bogu, nie chce słuchać Jego głosu, nie chce podążać drogą, którą On proponuje.

Pan Bóg jednak walczy o człowieka i jego prawdziwą radość. Dlatego nie przestaje być z nami, choćby w Sakramencie Ołtarza. Jest tutaj jako jedyny i najważniejszy punkt odniesienia, drogowskaz, oparcie…

Człowiek, zdobywając się na adorację, już pokazuje, że zależy mu na czymś cennym i ważnym, że chce szukać. Gdy jest wytrwały w adoracji, walczy podczas niej, wtedy ma wielką szansę znaleźć prawdziwą radość, która wypełni jego serce po brzegi.

Trzeba być tutaj cierpliwym, jak słudzy w Kanie Galilejskiej, napełniający stągwie wodą. Ileż musieli się natrudzić, nawalczyć z kolejnym obowiązkiem, gdy już i tak byli umęczeni przygotowaniami do wesela i jego obsługą. Jednak to wszystko przyniosło skutek, jakiego absolutnie się nie spodziewali.

Tak może być i z nami, gdy wytrwale chodzimy na adorację, znajdujemy na nią czas, trwamy na niej, pomimo trudności i przeciwności. Taki trud nie może pójść na marne, ale przynosi owoc, jakim jest radość z przebywania z NAJWAŻNIEJSZĄ OSOBĄ W ŻYCIU.

Wobec takiej radości bledną wszelkie inne, a jeśli już to nabierają wartości w odniesieniu do tej RADOŚCI, która wynika z odkrycia: PAN JEST ZE MNĄ, PAN JEST DLA MNIE!

Szukasz prawdziwej radości? Idź na adorację, tam ją znajdziesz.

Ona tam na ciebie już czeka!

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Moje życie naznaczone jest często smutkiem.
Proszę o łaskę trwania przy Tobie
nawet pośród codziennych szarych zajęć,
bo wiem, że tylko Ty możesz dać mi
prawdziwą radość.
Amen.

 

 


 

 

8. Zdobyć się na uniżenie.

 

Zawalczyć o pokorę!

Z Ewangelii według świętego Mateusza (Mt 18, 1-5)

W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?» On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.

 

W sercu kilkuletniego chłopca zrodziło się pragnienie: być najlepszym piłkarzem na świecie. Skąd coś takiego? Z obejrzanego jednego, drugiego meczu i powtarzanego nazwiska jednego z piłkarzy.

Ktoś inny pewnie szukał podobnych inspiracji w innych dziedzinach życia.

Współczesna telewizja serwuje nam różnego rodzaju seriale, w których widzimy takie a nie inne zachowania ludzi, którzy stają się idolami nie tylko dla dzieci i młodzieży.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mimochodem podpowiada się, żeby dążyć do tego za wszelką cenę, nawet po „trupach”. Ja muszę być najlepszy, ja muszę to osiągnąć. W ten sposób karmi się ludzką pychę, która niestety w ostatecznym rozrachunku prowadzi człowieka w całkowicie przeciwnym kierunku.

Zapatrzeni w propozycje tego świata, możemy niestety zagubić to, co oferuje nam Pan Bóg. On odkrywa to w Jezusie Chrystusie. A my możemy to poznać zatrzymując się przed TAJEMNICĄ, jaką jest Jezus w Eucharystii.

On pokazuje nam siebie, jako tego, który uniżył się dla nas aż do śmierci. Jego uniżenie objawia się również w Najświętszym Sakramencie. Kto mając o sobie wygórowane mniemanie, wpadnie na pomysł, aby stać się chlebem, który może być wyrzucony, zapomniany, zdeptany, przeterminowany.

Pokora Jezusa sięgnęła zenitu.

Adoracja staje się więc niepowtarzalną okazją, aby człowiek nauczył się, czym jest pokora, co ona daje i o nią zawalczył.

Już w naszym przysłowiu pokora jest wychwalana: pokorne cielę dwie matki ssie. Człowiek potrafiący się uniżyć, zwykle więcej zyskuje niż pyszałek. Z pyszałkami mało kto lubi przestawać. Natomiast z człowiekiem łagodnym, dobrym, pokornym praktycznie każdy.

I oto podczas adoracji możemy wpatrywać się w Tego, który jest pokorny w najwyższym stopniu. Tu przecież mamy nie kawałek chleba, ale samego Chrystusa żywego, prawdziwego, realnego. Tego samego, który chodził po palestyńskiej ziemi i który szedł zwłaszcza do pogardzanych i odrzuconych przez innych. Sam w końcu doznał największego upokorzenia na krzyżu.

Te prawdy ogłasza nam, bardzo cicho i pokornie Eucharystia. Gdy wpatrujemy się w Chrystusa poznajemy właśnie Jego pokorę, która skłoniła Go do takiego aktu uniżenia, że stał się dla nas pokarmem.

Pan uniżył się dla mnie! Oto prawda bijąca z WIELKIEJ TAJEMNICY WIARY.

Tu mogę nie tylko o tym się dowiedzieć, ale doświadczyć na sobie samym. Przecież Jezus jest tu dla mnie. Można by wręcz powiedzieć tylko i wyłącznie dla mnie. A kimże ja jestem, by On zdobywał się na taki krok?

I tu jedyna odpowiedź: jestem nikim i niczym. Nawet wobec ogromu stworzenia, wobec wszelkich tajemnic tego świata człowiek staje jak analfabeta i najsłabsze ze stworzeń.

Jednak dla kogoś takiego, czegoś takiego, Bóg się uniża. To nie dla kogoś innego to robi, ale dla mnie. Co za pokora!

Skoro tak, to czy ja mogę się wywyższać ponad kogokolwiek z ludzi, a tym bardziej ponad Niego?

Adoracja prowadzi więc do pokory, pokory właściwie pojmowanej i przeżywanej, dzięki której człowiek wchodzi na drogę prowadzącą do prawdziwego wywyższenia.

Tej pokory uczymy się zaczynając od prostego zachowania, jakim jest zgięcie kolan przed Panem Bogiem. Ta postawa, tak zanikająca dzisiaj, to właśnie pierwszy stopień pokory i jej zewnętrzny wyraz. Przychodząc do kościoła, nawet na niedzielną Mszę św., wchodząc do kościoła choćby przypadkiem, pamiętajmy, że należy przyklęknąć, by w ten sposób wyznać swoją wiarę. Tym już świadczymy, że ta cnota jest naszym udziałem.

Gdy podczas adoracji, zamiast siedzieć, klękamy, trwamy tak długo, aż skóra na kolanach nam twardnieje, to ta walka prowadzi do prawidłowego ukształtowania siebie samego, właściwego widzenia siebie i swej wartości.

Pokora pomaga nam zrozumieć naszą wartość, ponieważ na adoracji poznajemy Boga, który dla nas poniósł śmierć krzyżową. To świadczy o tym, jaką wartość mamy w Jego oczach.

Skoro tak, to z pokorą zginajmy kolana przed naszym Panem i Bogiem. Czyńmy tak nie tylko podczas adoracji, ale jeśli to tylko możliwe przystępując do Komunii świętej.

Wtedy będziemy mieli na tyle sił, aby stawić czoła największemu naszemu wrogowi, jakim jest nasza pycha.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
W moim życiu od czasu do czasu
Próbuję być kimś,
Na wzór jakiegoś idola.
Proszę, bym umiał wpatrywać się w Ciebie
I do Ciebie się upodabniać.
Amen.

 

 


 

 

9. Przyznać się do grzechu.

 

Zawalczyć o przemianę!

Z Ewangelii według świętego Łukasza (Łk 13, 1-5)

W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».

 

Sprzed Najświętszego Sakramentu mam odchodzić innym, nowym, przemienionym człowiekiem.

Pewna młoda kobieta, Rosjanka, która żyła w całkowitej nieświadomości, co do Pana Boga opowiada o sobie:

Znalazłam się sama w obcym mieście, było popołudnie, nie wiedziałam, gdzie mogłabym pójść, co ze sobą zrobić. Nie wiem, dlaczego postanowiłam pojechać do tej skromnej drewnianej kaplicy, w której byłam już  wcześniej kilka razy z moją znajomą. Był listopad, jaki u nas bywa: zmarznięta ziemia, przenikliwy wiatr i brak śniegu, co powodowało jeszcze większy ziąb. Zmierzchało. Po drodze do kaplicy trzeba było przejść obok wielkiego wykopu, który, jak mi wcześniej mówiono, był wykopem pod przyszły kościół.

Pierwszym, co zobaczyłam, kiedy weszłam do kaplicy, było coś podobnego do słońca. Tak, spostrzegłam ten przedmiot, jego formę, materiał, z którego był wykonany, to, że ten przedmiot (nazwy którego nie znałam i co on zawierał, też nie wiedziałam) stał na stole (ołtarzu). Jednak w mojej pamięci, w moim odbiorze tej rzeczywistości pozostało przede wszystkim słońce.

W kaplicy było bardzo cicho, tylko kilka osób klęczało. Żeby nie zwracać na siebie uwagi, zrobiłam to samo. I tak przez jakiś czas klęczeliśmy w ciszy...

Z kaplicy wyszłam już jako inny człowiek, człowiek, który przeżył doświadczenie trudne do wyrażenia, doświadczenie, które podzieliło moje życie na „przed” i „po”.

To przeżycie doprowadziło ją w końcu do przyjęcia chrztu świętego i co więcej, wstąpienia do zakonu. Kilka minut adoracji i to nieświadomie odprawianej, doprowadziło do całkowitej zmiany życia.

Do czego więc może doprowadzić adoracja, którą ktoś podejmuje każdego dnia?

Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą.

Nie jeden raz słyszeliśmy to powiedzenie. Może nawet stosowaliśmy je wobec naszych bliźnich widząc, czy nawet doświadczając ich zachowania na sobie samych. Gdy pobożność nie przekłada się na odniesienie do drugiego człowieka, jest ona fałszywa i odrzucana przez innych.

Już św. Jakub Apostoł w swoim liście pisał:

Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata (Jk 1, 26-27).

Jeżeli więc samo używanie języka, może prowadzić do takiej oceny, to cóż dopiero, gdy weźmiemy pod uwagę inne zachowania.
Dlatego adoracja jawi się jako wielka i ogromnie potrzebna szkoła dobrego, pięknego i pociągającego życia chrześcijańskiego. Warto do niej wstąpić i warto podjąć wytrwałą walkę o bycie jak najlepszym jej uczniem.

Na naszą przemianę czeka najpierw sam Pan Bóg. Jemu najbardziej na niej zależy. On bowiem zna nas najlepiej. Wie jakimi nas stworzył, a jakimi uczynił nas grzech i jakimi niestety przez własne grzeszne wybory się stajemy. Stąd Jego wysiłek, Jego walka o nas, o naszą kondycję umiłowanego dziecka Bożego.

Pan Bóg walczy o nas w Jezusie, który staje się naszym pokarmem na życie wieczne.

Dalej naszą przemianą zainteresowani są nasi bliźni, zwłaszcza ci, którzy widzieli nas od złej strony, którym daliśmy zły przykład.

Tej przemiany powinniśmy sami pragnąć i o nią walczyć. To jest przecież kwestia naszego być albo nie być w królestwie niebieskim, którego przedsmak mamy już w Eucharystii. Przemiana, nawrócenie jest pierwszym krokiem prowadzącym do tego celu.

Każda minuta spędzona na adoracji, może nawet wywalczona, to może mały, ale jakże ważny krok zbliżający nas do ideału, który nieustannie Jezus nam ukazuje.

Niech każda chwila spędzona z Jezusem będzie okazją, by w Jego ręce złożyć nasze dziecięce pragnienia, dotyczące już nie tyle bycia najlepszym piłkarzem, ale dzieckiem Ojca, który jest w niebie.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Wiem jak ważne jest moje nawrócenie.
Często jednak brakuje mi sił i motywacji.
Dlatego proszę,
Przytul mnie do swego Serca,
I nawróć mnie.
Amen.

 

 

 

_______________________________________________________________________________________________________________________________

 

 

 

Ludzie na adoracji Najświętszego Sakramentu

 

Starszy mężczyzna.

Twarz zorana zmarszczkami. Dłonie upracowane. Było mu ciężko klęknąć, ale kilka długich chwil klęczał w kąciku kaplicy adoracji wpatrując się w Najświętszy Sakrament.
Potem jakby już łatwiej było mu powstać z klęczek.

 

Wspólnoty parafialne.

Każdego dnia jedna ze wspólnot i grup parafialnych ma swój dyżur w kaplicy Najświętszego Sakramentu. Zaczynają o godzinie 15 modlitwą do Bożego Miłosierdzia. Jest śpiew, koronka, inne modlitwy. Trwa to raz krócej, raz dłużej, ale płynie z serca przepełnionego miłością do Jezusa i bliźnich.

 

Grupa pielgrzymów

Z księdzem pielgrzymowali cały dzień. Nawiedzili kościół, ale nie tylko po to, by zobaczyć piękny zabytek. Widzieli w nim przede wszystkim DOM BOŻY. Weszli do kaplicy adoracji. Narobili trochę zamieszania. Zresztą trudno by było inaczej. Pomodlili się wspólnie, jako grupa. Mieli też czas na osobistą modlitwę. Zobaczyli tu NAJWIĘKSZY CUD – Jezusa w Eucharystii.
Teraz mogą spokojnie wracać do domu.
Pełni wrażeń.

 

Młode małżeństwo

Mieli trzy córeczki. W ciągu roku starali się, według możliwości, podróżować, by coś zobaczyć, by odpocząć. Mieli zasadę: gdziekolwiek jechali po drodze zatrzymywali się w przynajmniej w jednym kościele na modlitwę. Nie byli turystami, ale wierzącymi, którzy i przez podróż chcieli zbliżyć się do Pana Boga i Go wychwalać.

 

Turysta

Po prostu wszedł do kaplicy adoracji. Wszedł bardzo cicho i spokojnie. Widać było, że ma wyczucie MIEJSCA. Porozglądał się, zrobił dwa zdjęcia.
I wyszedł.

 

Chyba ochrzczeni

Wchodząc do kościoła niezdarnie i bez przekonania przeżegnali się wodą święconą. Choć trudno było się dopatrzeć w tym geście znaku krzyża. Potem z założonymi do tyłu rękoma obeszli kościół. Oglądali wszystko z zaciekawieniem, ale nie jak ktoś, na kim kościół robi głębsze wrażenie czy wywołuje uczucia religijne.

Weszli i do kaplicy adoracji…

I po prostu przeszli, zatrzymując się najwyżej na sekundę.

 

Mężczyzna z telefonem

Wszedł do kaplicy trzymając telefon w ręku. Usiadł, uklęknął w ławce, telefon położył przed sobą. Ręce miał złożone jak do modlitwy. Na nich oparł głowę. Od czasu do czasu opuszczał głowę i zerkał na telefon.

Miał w nim modlitwę, którą odmawiał żarliwie, półszeptem.

 

Starsza pani

Z powodu wieku, kilku chorób nie mogła uczęszczać do kościoła. Miała za to spory stosik różnych modlitewników, z których korzystała gorliwie. Wśród nich były Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu św. Alfonsa Liguorii. Codziennie popołudniu, z tej książeczki, w swoim modlitewnym kąciku, odmawiała pobożnie i w skupieniu przewidziane modlitwy, tak jakby była w kościele przed Najświętszym Sakramentem.

 

Starsza pani

Z powodu wieku i kilku chorób nie mogła uczęszczać do kościoła. Miała za to spory stosik różnych modlitewników, z których korzystała gorliwie. Wśród nich były Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu św. Alfonsa Liguorii. Codziennie popołudniu, z tej książeczki, w swoim modlitewnym kąciku, odmawiała pobożnie i w skupieniu przewidziane modlitwy, tak jakby była w kościele przed Najświętszym Sakramentem.

 

Wiekowi małżonkowie

o kościoła jeździli codziennie zielonym maluchem. W kościele byli dużo przed czasem. Robili tak specjalnie, aby w ciszy kościoła, wobec samego Jezusa, niejako wpatrując się w Niego, opowiedzieć Mu o sowim życiu i życiu swych dzieci. Chcieli wykorzystać swoje możliwości w tym względzie maksymalnie. Nie wyobrażali sobie przychodzić do kościoła na ostatnią chwilę.

 

 

Kilka myśli o Eucharystii Stefana Kardynała Wyszyńskiego
Prymasa tysiąclecia w związku z jego beatyfikacją

 

Eucharystia jest najgłębszym zjednoczeniem z Bogiem. „Kto spożywa Moje ciało i krew Moją pije, trwa we mnie, a Ja w nim. Jak mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie” (J 6, 56-58). W Komunii świętej przyjmujemy żyjącego Chrystusa.

Słowo Przedwieczne, przystosowując się do naszych możliwości i właściwości, oddaje się człowiekowi, aby on po ludzku odniósł się do swego Boga – jako do Pokarmu.

 

Eucharystia nadaje ogromną wartość człowiekowi – jako istocie stworzonej z miłości na obraz i podobieństwo Boga. Udział w niej jest znakiem wielkości i godności człowieczeństwa. Bóg czyni wszystko, aby człowiek tej godności nie utracił. Syn Boży przez Wcielenie staje się człowiekiem, a w Eucharystii – pokarmem dla nas, pielgrzymów tej ziemi.

 

Bóg chce nas przekonać, że zasługujemy na jego uwagę, że nie jesteśmy Mu obojętni i że, mimo wszystko, warci jesteśmy tego, aby nas żywił. On chce nas żywić! Czyni wszystko, abyśmy nie uschli z głodu. Poświęca nam całą uwagę, karmiąc nas samym Sobą. Pragnie nam pod osłoną człowieczeństwa udzielać swego Bóstwa. To wszystko świadczy o wysokiej i wielkiej godności człowieka.

 

Pragniemy popatrzeć na Ciebie w Eucharystii. Wybrałeś taki kształt królowania, że Twój tron jest cichy. Królowie tego świata okazują swoją władzę nieraz w sposób bardzo surowy. Natomiast Ty niejako ukrywasz swoją władzę, zamieniasz ją na służbę. I aby Twoja władza nikogo nie onieśmielała, osłaniasz swoją królewską moc postaciami chleba i wina. Tak stałeś się przystępny dla wszystkich. Dajesz posłuchanie wszystkim bez trudu, bez szczególnych zabiegów. Na Twoim tronie jesteś zawsze obecny, zawsze Ciebie można zastać, nie trzeba do Ciebie zgłaszać podań, nie trzeba się specjalnie przygotowywać. Wystarczy być! A wtedy Ty raczej przemawiasz.

Według zamiarów Bożych jedna Msza Święta odprawiona przez kapłana więcej znaczy, niż wielkie wartości materialne, czy nawet duchowe. A ja pragnąłem odprawić przynajmniej jedną Mszę świętą.

 

Chrystus do tego stopnia jest dla ludzi, że dał im samego siebie na pokarm w Eucharystii; podobnie Jego dzieci muszą służyć Bogu i ludziom wszystkimi wartościami, jakie posiadają, dając siebie innym bez reszty.

 

Gdyby człowiek był czymś nieważnym, skromnym i małym, bez znaczenia, na pewno Bóg nie podejmowałby tak niezwykłych „wysiłków”, aby go ratować, zbawiać i żywić swoim Ciałem.
Jezus mówi:

Ja szukam ciebie. Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie tylko w tej chwili, ale zawsze. Gdy wyjdziesz na ulicę, wrócisz do domu i usiądziesz przy biurku, gdy pójdziesz jutro do pracy, gdy otoczą cię kłopoty, gdy przyjdą do ciebie ludzie z różnymi sprawami, pretensjami i żalami. Ja jestem z tobą, w tobie, dla ciebie. Mój Ojciec przysłał Mnie dla ciebie, bo On cię kocha. Jestem darem Ojca dla ciebie.

 

Może skromnie oceniasz swoje serce. Mówisz Mi:

Panie, nie jestem godzien...

Ale Ja ci powiem: dla Mnie nie ma znaczenia czy jest to stajnia betlejemska, wieczernik, czy mój krzyż, świątynia, tabernakulum, czy twoje serce. Dla Mnie to nie jest problemem. Jestem u ciebie i to jest moja radość. To jest rzeczywistość.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Tuchów

o. Zbigniew Bruzi CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy