Słowo Redemptor

Adoracja to owoce Miłości! – Kazania/rozważania o adoracji Najświętszego Sakramentu między innymi na Nowennę Nieustanną

 

 

 

Adoracja to owoce Miłości!

 

Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

 

 

 

Rozważania o adoracji Najświętszego Sakramentu

 

 

 

 

 

 

Wstęp:

W każdym naszym działaniu spodziewamy się konkretnych owoców, rezultatów. Tak jest również na polu wiary. Chcemy nawet wiedzieć: jakie korzyści mi ona przyniesie?

Gdy znam cel, gdy mogę przewidzieć swoje osiągnięcia, gdy jestem wręcz pewien korzyści swego działania, wtedy łatwiej i z większym zapałem do tego przystąpię.

Na gruncie adoracji chyba tym bardziej potrzebujemy wiedzieć, jakich owoców po niej się spodziewać? Co ona mi da?

Między innymi dlatego powstała trzecia część rozważań o adoracji Najświętszego Sakramentu, aby jeszcze bardziej do niej zachęcić nawet największych sceptyków. Tym zaś, którzy są wierni i towarzyszą Jezusowi ukrytemu pod postacią chleba, mogą one dodać lub odnowić zapał  w tym dziele.

Pan Jezus jest nieprzewidywalny i bardzo hojny! Jeśli ktoś przez adorację oddaje Mu do dyspozycji swoje życie, On sprawia, że to życie staje się obfitującym w owoce ogrodem.

Te owoce są bardzo liczne. Tutaj zostały wskazane tylko niektóre, taki malutki koszyczek. Autor zdecydował się ukazać trzy cnoty Boskie: WIARĘ, NADZIEJĘ I MIŁOŚĆ, oraz cztery cnoty kardynalne, czyli najważniejsze w chrześcijańskim życiu: ROZTROPNOŚĆ, SPRAWIEDLIWOŚĆ, UMIARKOWANIE I MĘSTWO. Dodał również: WYTCHNIENIE I SŁUŻBA.

Oczywistą sprawą dla każdego powinno być to, że najważniejszym owocem adoracji jest MIŁOŚĆ, w wielorakich swoich przejawach, aż po służbę. Dlatego służba jest zwieńczeniem i najważniejszym wnioskiem. Ona jest także sprawdzianem całej pobożności.

Trochę „przypadkowo” powstał tryptyk o adoracji Najświętszego Sakramentu. Może wydawać się, że jest tego tak dużo. Jednak o tak WIELKIM DARZE I TAJEMNICY NASZEJ WIARY, jakim jest Eucharystia, nie można powiedzieć za dużo i zawsze będzie za mało. Tak jak dla kogoś kto kocha nie ma granic w dawaniu miłości, tak samo dla kogoś kto kocha, nie będzie umiaru w zapraszaniu, zachęcaniu, przynaglaniu, aby i inni z TEJ JEDNEJ, JEDYNEJ MIŁOŚCI korzystali i dali się nią zachwycić i przemienić.

Gdyby choć jedna osoba przekonała się do codziennej adoracji Jezusa, to te skromne rozważania spełnią swoje zadanie.
Niech więc MIŁOŚĆ BĘDZIE MIŁOWANA!

 

 

 

 

1. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

MOCNEJ WIARY

 

Z Księgi Liczb 14, 11:

I rzekł Pan do Mojżesza: «Dokądże jeszcze ten lud będzie Mi uwłaczał? Dokądże wierzyć Mi nie będzie mimo znaków, jakie pośród nich zdziałałem?

 

Być może pamiętamy nasze pierwsze lekcje religii. Uczyliśmy się wtedy na pamięć prawd katechizmowych, może nawet przeżywaliśmy stres przed ich zaliczaniem, szczególnie przed I Komunią świętą. Z tego okresu zostało może nam w pamięci jedno, że wiara jest łaską czyli darem Pana Boga, który został w nas posiany w momencie chrztu świętego.

Wiara! Oto przedmiot naszego rozważania w odniesieniu do adoracji Najświętszego Sakramentu. I rozumiemy, że właśnie na tym gruncie wiara jest nam niezbędna. Ona bowiem otwiera nam oczy na rzeczywistość, której zwyczajnie nie dostrzegamy. Choć mielibyśmy najlepszy na świecie wzrok, on o własnych możliwościach nie dostrzeże tego, co widoczne jest tylko dla wiary. Pan Bóg udziela nam właśnie tego daru, abyśmy mogli Go rozpoznać w naszym życiu.

Jednak należy pamiętać, że wiara, dana nam jako ziarnko, domaga się naszej pielęgnacji, współpracy. Zostawiona sama sobie, po prostu pozostanie ziarnem, nie będzie wzrastać, a tym samym nie przyniesie żadnego owocu.

Pamiętam z mego dzieciństwa taką sytuację: wpadła mi w ręce paczuszka jakichś ziarenek. Na obrazku był namalowany arbuz. Były to czasy, kiedy takie owoce były rzadkością i pojawiały się w domu od naprawdę wielkiego dzwonu. Postanowiłem więc te ziarenka odpowiednio wykorzystać. Nie czytając nawet za bardzo opisu, jak z nimi należy postąpić, po prostu posiałem je w ziemi. Już na drugi dzień sprawdzałem czy zaczynają kiełkować. Niestety nic nie zauważyłem.

Po jakimś czasie, zaczęły przebijać się przez ziemię. Wyrosły na kilka centymetrów, ale na tym wszystko się skończyło. Owocu żadnego z nich nie było. Po prostu posiałem je w nieodpowiedniej glebie, w złym czasie i nieodpowiednio o nie dbałem.

Podobnie może być z naszą wiarą: gdy o nią nie zadbamy to nie tylko nie będzie wzrastać, ale i nie przyniesie żadnego owocu.

Dlatego chcemy zobaczyć, że adoracja Jezusa w Najświętszym Sakramencie daje nam wspaniałe warunki i możliwości do wzrastania naszej wiary. Jeżeli nawet nasza wiara jest na etapie ziarenka, to już wystarczy, abyśmy uznali prawdę o obecności Jezusa pod postacią chleba i obecnego dla nas w świętej Hostii.

Adoracja jest najlepszą glebą, w której może wzrastać ziarenko naszej wiary. Co więcej nie musimy się tu specjalnie martwić o czas zasiania. Każda chwila jest dobra, by po prostu je posiać czyli zacząć adorować Jezusa. On sam już zadba o resztę: o rosę Ducha Świętego, o życiodajne soki, ciepło miłości. Mając to wszystko i poddając się temu doprowadzimy naszą wiarę do prawdziwego i wspaniałego wzrostu.

Widzimy więc, że nie trzeba nawet specjalnego wysiłku, aby tak się stało. Trzeba tylko zaufać i powierzyć się NAJLEPSZEMU OGRODNIKOWI.

Pamiętać należy również o tym, co może doprowadzić do utraty wiary? I jest tu podobne prawo: wystarczy niewiele. Wystarczy nic nie robić, nie dbać, zapomnieć o wierze, o tym otrzymanym w darze ziarenku, a ono pozostanie samo.

Ileż osób żyje wokół nas, które zostały ochrzczone, obdarowane wiarą. Które nawet jeszcze w młodości tę wiarę praktykowały, a dziś są ludźmi żyjącymi jak niewierzący. Wystarczyło zaniedbanie praktyk religijnych, korzystania z sakramentów, z Pisma świętego i lektur religijnych. A gdy do tego dodamy sączoną w ludzkie serca niewiarę, to efekt mamy gotowy: człowiek niewierzący.

Idąc na adorację, idę do źródła wiary. Idąc na nią nawet z nikłym przekonaniem, że tu obecny jest Bóg, wchodzę na to dobrze uprawione i użyźnione pole. To zapewnia mi właściwe warunki do wzrastania i owocowania.

Może takim pierwszym nawozem użyźniającym glebę mego serca dla wiary będzie świadectwo innych osób trwających na adoracji. Ich widok, ich zanurzenie się w modlitwie, ich wytrwałość mogą i powinny mnie prowadzić do stwierdzenia: wiara to nie jakiś wymysł, ale skoro inni wierzą, to znaczy, że to jest prawda.

Dlatego tak bardzo potrzebujemy adoracji, aby nasza wiara mogła wzrastać i owocować. A pierwszym przejawem owocującej wiary jest miłość. Ale o tym w kolejnym rozważaniu.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Przymnóż mi wiary,
Umocnij wiarę moją.
Amen.

 

 


 

 

2. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

GORĄCEJ MIŁOŚCI

 

Z Ewangelii według świętego Jana 15, 5:

Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

 

Przez wiarę poznajemy nie tylko to, że Pan Bóg jest, ale możemy zrozumieć jakim jest. Wiara otwiera nam oczy na Pana Boga. I mówi nam, że Bóg jest miłością. To jest istota Pana Boga. Pan Bóg to sama miłość, która nieustannie wydaje się dla innych. Najpierw ta miłość jest wzajemnym obdarowywaniem się Osób Trójcy Przenajświętszej, a następnie w tym obdarowaniu uczestniczy każdy człowiek. Bez wiary tej prawdy nigdy nie byłbym w stanie zrozumieć i co jeszcze ważniejsze: nie mógłbym wprowadzać jej w życie.

Adoracja Boga, który jest miłością, daje nam możliwość najpierw zachwytu nad tą tajemnicą. Jakże nie zachwycić się, że jestem ukochany?! Eucharystia bowiem jest dowodem tej miłości. Sam Pan Jezus właśnie po to został z nami pod postacią chleba, abyśmy nie byli sierotami. Jego miłość sprawia, że On nie wyobraża sobie życia bez nas. Po prostu musi być z nami i dla nas. Inaczej nie potrafi. Ta cicha obecność w tabernakulum, w monstrancji o tym bardzo dyskretnie również nam przypomina.

Pan Bóg stwarzając nas powołał nas do życia z miłości i do miłości.  Ludzkie serce tak jest ukształtowane, że nie może żyć bez miłości. I nawet ludzie, których byśmy posądzali, że absolutnie w swoim życiu nie kierują się  miłością, tej miłości poszukują i są jej spragnieni.
Dlatego tym bardziej ktoś, kto wierzy, nie może sobie pozwolić na to, by żyć bez miłości.

Pierwszą sprawą, którą chcemy sobie uświadomić to to, że nie jesteśmy źródłami miłości. Jesteśmy co najwyżej takimi akumulatorami miłości, które muszą być nieustannie zasilane. By się o tym przekonać wystarczy przywołać przykład małżonków, którzy po latach wspólnego życia, żyją tak jakby byli sobie całkowicie obcy. Często wtedy pada stwierdzenie: już ciebie nie kocham. Właśnie: nie kocham, bo miłość się wyczerpała, gdyż jej nie zasilałem, nie ładowałem swego serca miłością, nie szedłem po nią do Źródła, które jest tylko w Bogu.

Pomijając kwestię coniedzielnej Eucharystii, która w życiu człowieka uważającego się za osobę wierzącą, powinna być oczywistością, chcemy zobaczyć jak bardzo człowiek potrzebuje adoracji. Tu możemy przedłużać to ładowanie akumulatorów miłości i napełniać je aż po brzegi. Tu może dokonywać się przemiana wody naszej słabej, kruchej miłości w wino miłości, którą może dać nam tylko Jezus.

Miłość również domaga się wzrostu. Albo inaczej: ma różne stopnie i każdy z nich jest bardzo ważny. Nawet najmniejsza rzecz może być znakiem ogromnej miłości.

Pomyślmy tutaj o słowach, jak one są ważne. Wystarczy nieraz powiedzieć: kocham cię!, aby ta osoba poczuła się najszczęśliwsza na świecie. Wystarczy posiedzieć przy łóżku chorego, potrzymać go za rękę, by nawet największe jego cierpienie przestało mieć wagę krzyża.

Tak działa właśnie miłość. I takiej miłości uczymy się od Jezusa. On objawia nam w przeróżny sposób. Między innymi przez swoją obecność w Eucharystii. Można nawet powiedzieć: cóż On tu dla nas robi? JEST! Ta obecność, którą odkrywamy poprzez nasze bycie na adoracji jest tym pierwszym stopniem Jego miłości do nas. Dzięki wierze będziemy dalej odkrywać, że Jezus w Eucharystii ciągle działa. Dzięki mocy Ducha Świętego, Eucharystia jest takim wyjątkowym wehikułem czasu, który sprawia, że Jezus wchodzi w nasze życie tu i teraz, ten sam, który kiedyś chodził po palestyńskiej ziemi. Dzięki temu małemu kawałkowi chleba On spotyka się ze mną, jest ze mną w każdej sytuacji mojego życia.

Wreszcie tu właśnie mogę ciągle na nowo doświadczyć, że miłość Jezusa do mnie objawia się przez krzyż i zmartwychwstanie.

Dlatego bez adoracji wręcz niemożliwe jest to, abyśmy mogli żyć miłością, by miłość była w naszym życiu piękna i dojrzała.

Dlatego też adoracja musi prowadzić nas do tego, że w miłości będziemy nieograniczeni, nie będziemy jej wyliczać i wydzielać, ale na wzór Chrystusa dawać siebie innym bez zastrzeżeń i ograniczeń. Będziemy umieli w najprostszych sytuacjach zobaczyć okazję do miłowania innych, ale również przebywanie z Jezusem uzdolni nas do wydawania swego życia dla innych, aż po ofiarę.

Korzystajmy więc z adoracji, szukajmy do niej okazji, aby w ten sposób ładować swój duchowy akumulator miłością, którą Jezus rozdaje nam pełnymi garściami.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Moje serce jest puste i zimne,
Bo nie ma w nim miłości.
Rozpal je
i napełnij swoją miłością.
Amen.

 

 


 

 

3. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

NIEZACHWIANEJ NADZIEI

 

Z listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian 5, 5:

A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.

 

Proszę państwa, nie ma już żadnej nadziei!

Iluż ludzi usłyszało już takie słowa choćby w szpitalu od lekarza. Lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy, pacjent umiera. Nie ma żadnej nadziei.

Oto jedna z tzw. beznadziejnych sytuacji w naszym życiu.

A ileż ich jest?

Problemy małżeńskie, które wydają się nie do rozwiązania.

Poszukiwanie pracy, która spełniałaby nasze oczekiwania.

Plany związane z wychowaniem dzieci.

To tylko niektóre dziedziny życia, które domagają się ogromnej i niezachwianej nadziei.

Znowu pojawia się pytanie: gdzie ją można znaleźć? Czy w tym względzie poddać się ogólnej opinii, że nadzieja to matka głupich; że nadzieja umiera ostatnia? I tym samym pozbawić się nadziei?

A może trzeba pójść innym tropem i znowu poddać się Bożemu działaniu. Pan Bóg zaś, podobnie jak z wiarą i miłością, zaszczepia w naszym sercu także nadzieję. On tej nadziei nas również uczy.

Kiedy człowiek spotyka się z Panem Bogiem w tak wyjątkowym miejscu, jakim jest kaplica adoracji, wtedy może zobaczyć ciekawą cechę Pana Boga: On ma nadzieję! Pan Bóg ma nadzieję? Tak! Jak najbardziej! Przecież sama obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest tego dowodem. On właśnie tu pokazuje nam, że czeka na każdego. A czekanie jest znakiem i wyrazem nadziei.

Tak jak przyjaciel czeka na dworcu, na lotnisku na przyjazd przyjaciela, trwa tam mimo, że czas przyjazdu się wydłuża, to jest tam dlatego, że ma nadzieję. Ona sprawia, że nie odejdę, aż się nie doczekam tego, na kogo czekam.

Pan Jezus podobnie: bez względu na to, że często całymi dniami, tygodniami, a nawet latami pozostaje sam w tabernakulum; że jest sam w wystawionej monstrancji, bo nie ma nikogo, kto by Go adorował, On nie rezygnuje, nie mówi, że to nie ma sensu, ale czeka.
Czeka na każdego, czeka na mnie, mimo że ja nie mam czasu na adorację, że pochłaniają mnie różne zajęcia, że po prostu nie zdaję sobie sprawy iż w ogóle jest adoracja i trzeba to robić.

On jest i ma nadzieję na spotkanie ze mną.

Skoro nadzieja jest cechą Pana Jezusa, to powinna być i moją. Jednak by tak się stało, trzeba z mojej strony przynajmniej minimum wysiłku i zaangażowania.

Tym minimum jest adoracja. I tu może nawet nie trzeba iść w ilość, ale jakość tego czasu.

Jak kształtować, jak wyrabiać w sobie nadzieję, by była niezachwiana?

Uczymy się od Jezusa. Najpierw nasza obecność przed Nim. Jak On jest i czeka, tak i my winniśmy robić to samo. To początek.

Następnie, patrząc na Niego i słuchając Go, możemy zrozumieć, że z Nim nie ma sytuacji beznadziejnych.

Śmierć? Została przez Niego pokonana i teraz króluje życie. Nawet gdy nasze ziemskie życie kończy się, to jednak tu przed Jezusem możemy na nowo zrozumieć prawdę o życiu wiecznym.

Problemy małżeńskie? Skoro małżeństwo jest z Bożego ustanowienia, skoro zaczyna się ono przed ołtarzem, najczęściej w czasie Mszy św., to przed Najświętszym Sakramentem trzeba szukać sił do jego przeżywania i to zwłaszcza gdy dopadają małżonków problemy i kryzysy. Wtedy to, co wydawało się być nawet skończone, zacznie się na nowo. Bo odrodzi się nadzieja.

Tak moglibyśmy iść poprzez różne sytuacje życiowe i zobaczyć, że gdy umiemy powierzać je Jezusowi, na Nim się opieramy, to największe zagrożenia, przeszkody i trudności przestaną mieć znaczenie.

Któż z nas chce żyć w beznadziei? Chyba nikt!

Dlatego idźmy do Jezusa, a On napełni i odnowi w naszych sercach nadzieję.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Tak często się załamuję i poddaję.
Ufam bowiem za bardzo sobie.
Niech moja słabość
pobudza mnie do całkowitego zaufania Tobie.
Amen.

 

 


 

 

4. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

ROZTROPNOŚCI

 

Z listu świętego Jakuba Apostoła 3, 13:

Kto spośród was jest mądry i rozsądny? Niech wykaże się w swoim nienagannym postępowaniu uczynkami dokonanymi z łagodnością właściwą mądrości!

 

Na wakacjach, urlopie często czujemy się swobodnie i nie przywiązujemy wagi do jakichś specjalnych zachowań. Można więc spotkać się z sytuacją, że np. w góry ludzie idą ubrani jak na plażę: w klapkach, krótkich spodenkach, koszulce z krótkim rękawem. I nagle się okazuje, że są gdzieś bardzo wysoko. Sami się dziwią, jakim cudem tam weszli. I tu zaczyna się problem: jak teraz zejść w tych klapkach, które bardzo dobrze sprawdzają się pod prysznicem czy na basenie, ale nie w wysokich górach. Wtedy może dopiero człowiek uświadamia sobie jak bardzo potrzebna jest w życiu roztropność.

Gdyby tylko do takich nieroztropnych zachowań dochodziło, to pół biedy. Niestety człowiek potrafi być nieroztropny w o wiele poważniejszych sytuacjach, które grożą wręcz utratą szczęścia wiecznego.

Roztropność jest jednym z darów Pana Boga dla człowieka. Jest pierwszą z tzw. czterech cnót kardynalnych, a więc najbardziej niezbędnych w życiu. Dzięki niej można łatwo ustrzec się przeróżnych szatańskich sideł, zastawionych na nas dość gęsto. Bez takiej cnoty, można stać się łatwym łupem przeciwnika Pana Boga i wroga człowieka.

Gdzie można się jej uczyć, gdzie można ją doskonalić?

Między innymi podczas adoracji. Idąc do Jezusa, przeglądając swoje życie w Jego lustrze, możemy dostrzec co w nim jest dobre, a co złe. Które nasze wybory prowadziły do dobra, szczęścia, a które były przyczyną naszych porażek?

Możemy łatwo odkryć ich przyczyny. I wtedy łatwo zrozumiemy, że najczęściej zło, którego jesteśmy sprawcami, które nas dotyka, to wynik braku roztropności. Przez nieprzemyślane wybory i lekkomyślność nie tylko naraziliśmy się na niebezpieczeństwo, ale staliśmy się sprawcami zła.

Adoracja to okazja, aby przede wszystkim zapatrzeć się w Jezusa: jak On żył, jak postępował, jakich dokonywał wyborów. Czemu to wszystko służyło i do czego prowadziło? To też czas, kiedy możemy pytać Jezusa czy nasze życie Jemu po prostu się podoba? Czy nasze wybory, nawet te najdrobniejsze, służą właściwie naszemu zdążaniu do nieba?

Adoracja to jakby taki punkt kontrolny na drodze naszego życia. Potrzebujemy czegoś takiego i to bardzo, szczególnie, gdy popatrzymy na współczesny świat, w którym wydaje się, że roztropność jest już tylko mdłym wspomnieniem.

Pierwszym polem, na którym możemy i powinniśmy rozwijać cnotę roztropności adorując Jezusa, to uczenie się na własnych błędach. Patrząc na świętość Jezusa, w jej świetle możemy zobaczyć własne życie. Tu niejako w sposób wyjątkowo ostry zobaczymy swoje błędy i grzechy.

Uczyć się na błędach, to chyba jedna z lepszych i pożyteczniejszych lekcji, jakich udziela nam życie. Jesteśmy roztropni, ćwiczymy się w roztropności, gdy przypominając sobie popełnione w przeszłości błędy, możemy teraz, będąc w podobnej sytuacji, tych błędów uniknąć. Dotyczy to zarówno tego, co grzeszne, jak i tego, co grzechem nie będzie, jednak nie będzie służyło naszemu czy innych dobru.

Na adoracji, kiedy Jezus w ciszy naszego serca, niejako przypomina nam to wszystko, możemy podjąć właściwe postanowienia, aby w przyszłości tych błędów nie powielać.

Gdy jesteśmy na tej intymnej rozmowie z Jezusem, możemy również uczyć się roztropności poprzez uczenie się z przykładu innych. Chodzi tu zarówno o tych, którzy są dla nas dobrym przykładem, jak i tych, którzy są tego przeciwieństwem. Jeśli widzę, że ktoś osiągnął świętość (a święci zawsze byli stawiani za wzór i powinni być tak przez nas postrzegani), to nie ma innej alternatywy: idę w ich ślady. Takie postępowanie będzie świadczyć o naszej roztropności.

I wreszcie: roztrząsając podczas adoracji nasze decyzje i patrząc na naszą przeszłość, możemy lepiej kształtować naszą przyszłość. Nie będziemy podejmować nieprzemyślanych decyzji, nie będziemy działać pochopnie, co w konsekwencji nie doprowadzi nas do grzechu.

Warto więc iść na adorację, „tracić” tu swój czas, aby zyskać coś o wiele ważniejszego: roztropność, która poprowadzi nas przez życie i ustrzeże przed błędnymi wyborami i decyzjami.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Tyle razy dałeś mi poznać
Jak marne są moje decyzje i wybory.
Są takie, bo podejmuję je sam.
Chcę więc na Tobie się oprzeć
I u Ciebie szukać mądrości.
Amen.

 

 


 

 

5. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

SPRAWIEDLIWOŚCI

 

Z pierwszego listu św. Jana Apostoła 28-29:

Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci,
abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność
i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu.
Jeżeli wiecie, że jest sprawiedliwy,
to uznajcie również, że każdy, kto postępuje sprawiedliwie, pochodzi od Niego.

 

Nikomu chyba specjalnie nie trzeba tłumaczyć, czym jest sprawiedliwość. Każdy z nas ma poczucie sprawiedliwości. Wyrabiamy je w sobie tym bardziej, gdy czujemy, że spotyka nas niesprawiedliwość. I wtedy może tym bardziej za sprawiedliwością tęsknimy. Oczywiście nie wolno nam zapomnieć, że sprawiedliwość nie ogranicza się jedynie do nas, że to nam się ona należy, ale jesteśmy do niej zobowiązani również w odniesieniu do naszych bliźnich.

Zdajemy sobie sprawę również z tego, jak w dzisiejszym świecie sprawiedliwości brakuje, jak jest ona wykorzystywana nawet do tego, by jedni drugich wykorzystywali. I tu nie warto zatrzymywać się na samym roztrząsaniu problemu i użalaniu się nad sobą czy innymi, że dotknęła nas niesprawiedliwość, ale czynić wszystko, aby tę wspaniałą i ogromnie potrzebną cnotę w sobie wyrabiać i poprzez to, przyczyniać się, aby dla innych stać się dobrym przykładem i zachętą do podobnych działań.

I znowu chcemy zobaczyć, że adoracja jest wspaniałym czasem uczenia się tej umiejętności. Nauczyciel, którym jest Chrystus w Najświętszym Sakramencie uczy nas tutaj swoim przykładem. Warto więc iść na adorację, aby wpatrując się w Chrystusa przypominać sobie to wszystko, co On uczynił, by pokazać nam, jak bardzo sprawiedliwym wobec nas jest Pan Bóg.

Może nieraz sprawiedliwość Pana Boga postrzegamy jako narzędzie, którym my sami chcemy odpłacić naszym winowajcom. Nie mogąc uczynić to sami, bo czujemy się chociażby za słabi wobec naszych przeciwników, czy krzywdzicieli, zrzucamy, może nawet wymuszamy odpłacenie im za nasze krzywdy na Pana Boga. Samo powiedzenie: Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy, dużo mówi o takim podejściu.

Jednak nie tego uczymy się na adoracji. Tu widzimy przede wszystkim Chrystusa, który jest wierny zawartemu z nami przymierzu. Eucharystia jest znakiem i pamiątką tego przymierza, którego nie jest w stanie zerwać nawet nasz największy grzech. By zrozumieć do czego zobowiązał się Pan Bóg, wchodząc w przymierze z nami, warto odwołać się do starotestamentalnej opowieści o Abrahamie, z którym Pan Bóg takie przymierze zawarł. Znakiem zawarcie tego układu było dość oryginalne i ciekawe wydarzenie. Otóż Abraham wziął kilka zwierząt i ptaków, porozcinał je i ułożył w dwóch rzędach. Następnie słyszymy w tej biblijnej opowieści, że między tymi rozciętymi połowami zwierząt przesunął się słup ognia, który symbolizował samego Pana Boga (por Rdz 15, 7-21).

To był jeden ze sposobów zawierania przymierza u starożytnych ludów. Kontrahenci, przechodzili przez taki tunel i patrząc na pozabijane i porozcinane zwierzęta, mieli sobie uświadomić wagę zawartego układu, którego nie tylko nie można było lekceważyć, ale przede wszystkim nie wolno było zerwać. W przeciwnym razie, skazywali siebie na podobny los, jak te zwierzęta.

I właśnie Eucharystia pokazuje nam, że Pan Bóg wobec naszej niewierności, sam na siebie bierze odpowiedzialność za zerwane przez nas przymierze. On nie chce narażać nas na śmierć, ale sam się jej poddaje, aby nam dać życie. W Eucharystii bowiem mamy pamiątkę Chrystusowej śmierci, która była poniesieniem konsekwencji za grzech, jaką jest właśnie śmierć.

Widzimy więc, że Boża sprawiedliwość przekracza tu nasze wyobrażenia. On nie tylko jest wierny, ale wobec naszej niewierności, bierze ją na siebie i ponosi jej konsekwencje.

Na adoracji zadziwiamy się takim zachowaniem Pana Boga. Z tego zadziwienia winien rodzić się wniosek, ze skoro tak Pan Bóg postępuje wobec nas, to nie tylko, że nie będę nadal wystawiał Go na coś takiego, ale również sam będę starał się ten przykład sprawiedliwości wprowadzać w życie w odniesieniu do bliźnich.

Jeśli ktoś chce pożyczyć od ciebie płaszcz, oddaj mu i suknię. Chce żebyś szedł z im tysiąc kroków idź dwa tysiące (por Mt 5, 38-42).

Tak działa Pan Bóg wobec nas. Dlaczego my, Jego wyznawcy, mielibyśmy postępować inaczej? Potrzebujemy jednak tego się uczyć. Przyjście do Jezusa, może nawet po trudnym doświadczeniu niesprawiedliwości, przedstawienie mu całej swojej sytuacji, nawet powiedzenie jak bardzo czujemy chęć odwetu, będzie początkiem odrzucenia postawy całkowicie niechrześcijańskiej, po to, aby czynić tak, jak uczy nas Chrystus.

Oto jak bardzo potrzebna nam jest adoracja, abyśmy ucząc się sprawiedliwości, mogli ją zaprowadzać tam, gdzie Pan Bóg nas postawił i nas posyła.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Tak często domagam się sprawiedliwości
Ale dla siebie.
Tak często zapominam, że mam być sprawiedliwy.
Na Twój wzór.
Amen.

 

 


 

 

6. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

ODWAGI, MĘSTWA

 

Z Księgi Psalmów 31, 2-4:

Panie, do Ciebie się uciekam,
niech nigdy nie doznam zawodu;
wybaw mnie w Twojej sprawiedliwości!
Skłoń ku mnie ucho,
pośpiesz, aby mnie ocalić.
Bądź dla mnie skałą mocną,
warownią, aby mnie ocalić.
Ty bowiem jesteś dla mnie skałą i twierdzą;
przez wzgląd na imię Twoje kieruj mną i prowadź mnie!

 

Ludzie zawsze podziwiali bohaterów, czyli takie osoby, które nie zawahały się podjąć największych nawet wyzwań wobec spotkanej rzeczywistości. Bohater kojarzy nam się z walką, ratowaniem życia.

Mówiąc o męstwie i odwadze zazwyczaj kojarzymy te cnoty z filmowymi postaciami, które potrafiły w pojedynkę stawić czoło całym zastępom przeciwników i wyjść obronną ręką i bez większego szwanku z największych nawet tarapatów i zagrożeń.

A jednak ta cnota jest czymś o wiele poważniejszym i jak najbardziej potrzebnym w codziennym życiu, a nie tylko w wyjątkowym jego momentach.

Dzisiejszy świat jest pełen ludzi, których nie stać na mężne stawianie czoła wyzwaniom. Dostępność wszelkich dóbr, możliwość zamówienia sobie ich przez internet itp., sprawiają, że człowiek gnuśnieje, a więc staje się niezdolny do walki. Ileż osób zrezygnowało nawet z uprawy własnego ogródka, bo nie chce im się męczyć uprawą warzyw, które tak łatwo kupić w sklepie.

Iluż rodziców rozpieszcza swe dzieci, nosząc za nich tornister do szkoły, a tym samym pozbawiając ich zwyczajnej tężyzny fizycznej, nie mówiąc o uczeniu ich odpowiedzialności.

Stąd już tylko krok, aby przestać walczyć o jeszcze większe dobro, jakim jest dobro duchowe. I na tym gruncie można zauważyć lenistwo, gnuśność i obojętność.

Dlatego adoracja, spotkanie z Bogiem, który nie zawahał się oddać swego życia za nas i dla nas, jest okazją do poznania prawdziwego męstwa i uczenia się go dla siebie.

W Eucharystii widzimy Jezusa podczas Jego okrutnej męki. Oto ten najłagodniejszy z synów ludzkich zostaje pojmany, zniewolony, jest bity, poniewierany. Czynią to ludzie uzbrojeni po zęby, całą gromadą. Stają przeciwko osamotnionemu i bezbronnemu Jezusowi. A On się nie broni, On nie ucieka, ale wydaje się w ich ręce, aż po krzyż. W ten sposób daje przykład największego męstwa. Wcześniej mówił: jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, nadstaw i drugi (por Mt 5, 39). Teraz potwierdza to swoim zachowaniem.

Na największe zło odpowiada największym dobrem.

Jakąż odwagę trzeba mieć, aby tak się zachować!

Świat współczesny proponuje nam inną strategię: patrzenia tylko na siebie, dochodzenie tylko swoich praw, zainteresowania tylko i wyłącznie sobą. Drugi przestaje mieć znaczenie. Jak mi zaszkodzi, to go zniszczę.

Widzimy więc ludzi, którzy potrafią mieć odwagę do takiego zachowania, ale nie mają odwagi na zło odpowiedzieć dobrem. Skąd to się bierze? Nie korzystają z nauk, przykładu Tego, w którego deklarują że wierzą. Nie korzystają, bo nie wpatrują się w Niego, ale zapatrzeni są w ekrany telewizorów, a których płyną całkowicie przeciwstawne przykłady.

Tak ważne więc, wydaje się być to, aby ekran telewizora, tabletu, komórki zastąpić „ekranem” monstrancji.

Trwanie na adoracji będzie wtedy przekładać się na nasze konkretne życie: nie będziemy się bali wybierać i bronić dobra, które tak jest dzisiaj wyśmiewane; nie będziemy bali się mówić prawdy o tym, co dobre i złe; nie będziemy bali się upomnieć drugiego; będziemy mieli odwagę powiedzieć innym o tym, co dla nas jest ważne i dobre, bez czego nie możemy żyć.

Samo pójście i chodzenie na adorację, choć dla wielu wydaje się być pozbawione sensu, już jest aktem męstwa. Wierność tej praktyce jest pokazaniem, że umiem przeciwstawić się najpierw samemu sobie, lenistwu, które może mnie dopaść; a dalej przeciwstawić się ogólnej atmosferze, która może panuje w moim środowisku i nie sprzyja takiej praktyce religijnej.

To są wydaje się rzeczy małe. Ale sam Chrystus uczy: jeśli w drobnej rzeczy ktoś jest wierny, ten i w wielkiej wierny będzie (por Łk 16, 10-13).

To może nas przygotować na wyzwania, które niesie ze sobą świat. I jak się wydaje będą one coraz poważniejsze. To może nas przygotować nawet na to, że staniemy wobec oddania życia za wiarę. Ale jeżeli będziemy się mocno trzymać Jezusa w Eucharystii, który pierwszy oddał życie za nas, wtedy i my będziemy mieli odwagę oddać życie za Niego.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Zapraszasz mnie do walki
O najważniejszą sprawę w życiu:
Moje i innych zbawienie.
Dodaj mi odwagi i męstwa,
Bym dochował Ci wierności.
Amen.

 

 


 

 

7. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

UMIARKOWANIA, WSTRZEMIĘŹLIWOŚCI

 

Z pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza 6-9:

Wielkim zaś zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy. Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie.

 

W jakich czasach przyszło nam żyć? Czasach dobrobytu. Znakiem tego są otwarte wiecznie sklepy, wszelkiego rodzaju zajazdy, restauracje itp. Opływamy w tyle dóbr, może nawet jesteśmy nimi przejedzeni. Gdy przychodzą święta, wszelkie świąteczne potrawy nie sprawiają nam radości i przyjemności, bo na co dzień nam spowszedniały.

Dlaczego tak się dziej? Bo brakuje nam podstawowej cnoty jaką jest umiarkowanie. Ta cnota powstrzymuje nas przed nadmierną konsumpcją, która niestety niszczy nasze życie. Nawet od strony czysto medycznej wskazany jest umiar, powściągliwość, umiarkowanie i to na każdej płaszczyźnie. Umiejętność więc takiego podejścia do dóbr będzie przekładać się także na umiarkowane podejście do wszelkiego rodzaju zachcianek i pokus.

Jak wspaniałą szkołą umiarkowania jawi się w tym kontekście adoracja Pana Jezusa, który pozostał z nami pod postacią tego skromnego znaku, jakim jest chleb. Wpatrując się w Jezusa możemy zobaczyć, jak niewiele On sam potrzebował, aby dać nam najwspanialszy dar, siebie samego. Wystarczył mu zwykły, pospolity chleb. Pan Jezus dla ustanowienia Eucharystii nie szukał najbardziej wykwintnych potraw i specjałów. Wykorzystał to, co dostępne jest dla największych biedaków. W ten sposób pokazał nam, że On sam jest umiarkowany.

Iluż ludzi, aby siebie zademonstrować, wywołać na innych wrażenie ucieka się do nawet grożących życiu zachowań i przedsięwzięć. A Jezus posługuje się zwykłym chlebem.

I my w TEN CHLEB możemy się wpatrywać, możemy Go adorować, Nim się zachwycać i od Niego się uczyć.

Może trzeba zdobyć się tu na konkretne ćwiczenia, aby wyrobić w sobie tę jakże potrzebną cnotę. Takim ćwiczeniem może być decyzja, że zamiast iść do sklepu, by zaspokoić swoją nie wiadomo którą zachciankę, pójdę do kościoła na nawiedzenie czy adorację Najświętszego Sakramentu. Szukając jakichś przemijających wartości, które mogą zadowolić mnie co najwyżej na chwilę, poszukam już nie czegoś, ale KOGOŚ, kto może mi dać prawdziwe szczęście i radość.

Zamiast wychodzić ze sklepu z wózkiem, z którego wysypują się zakupy, może warto wyjść z adoracji opływającym w dobra, których nikt mnie nie pozbawi.

Trzeba też zauważyć, że wstrzemięźliwość, umiarkowanie odnosi się nie tylko do dóbr materialnych, ale również do naszych konkretnych zachowań, jak choćby mówienie. Współczesność charakteryzuje się nadmiarem słów. Tak wielu ludzi na wszystkie tematy, ma tak wiele do powiedzenia, i to nie zawsze z sensem. Często jest to tylko i wyłącznie powielanie opinii zasłyszanych w telewizji lub w plotkach. Trzeba więc nam umiarkowania w korzystaniu z takich wynalazków, aby z kolei nie być przekaźnikiem i to bezmyślnym niesprawdzonych stwierdzeń.

Umiarkowanie potrzebne nam jest, abyśmy również właściwie korzystali z rzeczy dozwolonych. Św. Paweł powie (1 Kor 6, 12):

Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę.

Jeżeli o tym zapomnę popadnę w niewolę wolności, będę zniewolony wolnością. A to doprowadzi mnie do zatraty siebie. Jakże wielu ludzi dzisiaj poszło w tym kierunku; jakże wielu uważa to za coś oczywistego.

Tego wszystkiego możemy i powinniśmy uczyć się na kolanach przed Jezusem w monstrancji czy tabernakulum. Tu odkryjemy co jest nam właściwie potrzebne do pięknego i szczęśliwego życia.

Niech więc nieumiarkowanie, jakiemu wielu ulega choćby w korzystaniu ze współczesnych mediów, zostanie zastąpione NIEUMIARKOWANIEM, ale już w tym dobrym znaczeniu, w przebywaniu z Jezusem, a wtedy z pewnością nie będziemy mieli powodów do narzekania, że czegoś nam w życiu brakuje.

Św. Paweł, który całkowicie oddał swe życie Jezusowi doszedł do takiej postawy:

Umiem cierpieć biedę, i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. (Flp 4, 12-13)

Niech i ona będzie naszą.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Chciałbym opływać we wszelkie bogactwa.
Moje serce szuka skarbu.
Przez umiarkowanie naucz mnie,
że Ty jesteś mym największym Skarbem.
Amen.

 

 


 

 

8. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

ODPOCZYNKU, WYTCHNIENIA

 

Z Księgi Powtórzonego Prawa 5, 13-14:

Sześć dni będziesz się trudził i wykonywał swą pracę, lecz w siódmym dniu jest szabat Pana, Boga twego. Nie będziesz wykonywał żadnej pracy ani ty, ani twój syn, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służąca, ani twój wół, ani twój osioł, ani żadne twoje zwierzę, ani obcy, który przebywa w twoich bramach; aby wypoczął twój niewolnik i twoja niewolnica, jak i ty.

 

Jest zakochana w górach. Piesze wyprawy, to jej sposób na oderwanie się od codziennych zajęć, ale również możliwość wyjątkowego przebywania z Panem Bogiem sam na sam, w katedrze zbudowanej przez samego Pana Boga. Nie brakuje jej problemów rodzinnych, zawodowych, brak czasu. Jednak każda chwila spędzona w górach jest dla niej odpoczynkiem, nabraniem sił, aby z jeszcze większym zapałem zmagać się z codziennością. Oczywiście, nie zaniedbuje Mszy św. niedzielnej oraz jest na niej gdy tylko ma taką możliwość w ciągu tygodnia.

Kochające się małżeństwo, tak zwane normalne, czyli nie są wolni od zmartwień, problemów i trosk. Bywa i to nierzadko, że sami sobie stwarzają trudne sytuacje. Bywają między nimi i ciche dni. Jednak jakkolwiek by między nimi było, wystarczy, że ona przytuli się do niego, a wszystko idzie  w zapomnienie. Gdy jest zmęczona, jego mocne ramiona są dla niej oparciem. Pogłaskanie po twarzy, włosach to jak balsam na zbolałe serce i poczucie, że nie mam sił.

Dziecko: płacze, bo coś boli, bo się czegoś przestraszyło. Wystarczy, że zostanie przytulone przez jedno z rodziców, że poczuje bicie matczynego serca, a wszystko mija, nawet największy ból.

Ileż w naszym życiu, i to już od jego początku, sytuacji trudnych, nieraz beznadziejnych. Szukamy wtedy pomocy i odpoczynku. Takim miejscem jest kaplica adoracji, kościół z Najświętszym Sakramentem. Wiara podpowiada nam, że możemy zawsze przyjść do Jezusa, gdyż On na nas czeka, by nas wesprzeć, pocieszyć i umocnić. Być człowiekiem wierzącym, to między innymi odkryć, że w Jezusie mamy okazję do najlepszego odpoczynku. Ci którzy praktykują adorację mogą zapewne zaświadczyć o tym, że przychodząc do Niego, Jemu powierzając swoje sprawy, odchodzą umocnieni i z poczuciem, że odpocząłem.

Ten odpoczynek jednak nie może nam się kojarzyć z tym, co możemy obserwować albo w swoim, albo innych życiu. Może kojarzy nam się z wyciągniętymi na kanapie nogami, poleżeniem przed telewizorem, wyjechaniem w inne miejsce, urlopem. Pytanie jest jednak jedno: czy wtedy rzeczywiście odpoczywam? Czy jest to czas, o którym mogę powiedzieć, że nabrałem rzeczywiście sił na dalsze życie?

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28-30). Tymi słowami Jezus wskazuje na siebie, jako prawdziwe źródło naszego odpoczynku i zyskania sił. Dlaczego z tego zaproszenia nie skorzystać? Dlaczego nie spróbować tego rodzaju wypoczywania?

A zauważmy, że jest to sposób o wiele tańszy niż wszelkiego rodzaju urlopowe wyjazdy i mniej skomplikowany. Jedno co trzeba zrobić to odważyć się!

Może ktoś przeżył wspaniałe wczasy za granicą: ciągle słońce, ciepła woda, bajeczne krajobrazy. To wszystko zachęcało, ale był strach przed podróżą, jak to będzie, ile to kosztuje. Jednak gdy ktoś raz się odważył, to potem chce tylko tam.

Podobnie może być z adoracją. Może mamy jakieś wahania, wątpliwości: co mi to da? Ale zdobywając się na odwagę i idąc na adorację, niekoniecznie od razu, odczujemy jak wspaniałe możliwości nabierania sił daje nam Jezus.

Tu przede wszystkim Jezus zapewnia nas, że w największych nawet problemach i przy najmniejszych zasobach naszych sił On jest z nami i jest naszą mocą. On nas pokrzepia, wzmacnia, podnosi na duchu. Z adoracji wychodzimy z poczuciem, ze nie jesteśmy sami.

Druga sprawa: On pokazuje nam, że o wiele wcześniej na siebie wziął największy nasz ciężar czyli grzech. Wziął na siebie krzyż i uwolnił nas od niego. Dlatego kiedy z Nim zaczynamy iść przez życie odkrywamy najpierw sens krzyża, a następnie nabieramy motywacji, by wytrwale go dźwigać. Jezus nie tyle uwalnia nas od jakichkolwiek ciężarów, ale nadaje im właściwy sens. Ukazuje, że wszystko możemy przeżywać jako wyraz naszej miłości do Niego i bliźnich.

Ktoś powiedział tak: kobieta jest najsilniejsza, gdy kocha. I jest najsłabsza, gdy jest kochana.

To powiedzenie możemy odnieść do nas, gdy pomyślimy o Jezusie: Miłość do Niego, pogłębiana na każdej adoracji, będzie nasza siłą do zmagania się z trudnościami życia, a świadomość, że jesteśmy przez Niego kochani, sprawi, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach nie poddamy się.

Szukajmy więc u Jezusa najlepszego odpoczynku.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Wymagasz ode mnie pracy i zaangażowania,
Ale również wzywasz mnie do rozsądnego odpoczynku.
Niech znajdę go przy Tobie.
Amen.

 

 


 

 

9. Czego mogę spodziewać się po adoracji?

 

POSTAWY SŁUŻBY

 

Z pierwszego listu świętego Piotra Apostoła 4, 10-11:

Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał. Jeżeli kto ma [dar] przemawiania, niech to będą jakby słowa Boże. Jeżeli kto pełni posługę, niech to czyni mocą, której Bóg udziela, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.

 

Jakiekolwiek miałbyś wyobrażenia o tym, czym jest adoracja i cokolwiek byś podczas niej robił winno prowadzić do jednego: do SŁUŻBY.
Dlaczego?

Bo Jezus Chrystus, którego adorujesz, który TU jest dla ciebie, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci (Flp 2, 6-8). Przyszedł, aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu (Mt 20, 28).

Adoracja więc musi prowadzić do służby. A służba z adoracji musi czerpać energię.

Matka Teresa z Kalkuty tak się modliła:

Owocem ciszy jest modlitwa.
Owocem modlitwy jest wiara.
Owocem wiary jest miłość.
Owocem miłości jest służba.
Owocem służby jest pokój.


Matka Teresa jest dla nas przykładem służby posuniętej aż do heroizmu. Szukanie ludzi najbardziej opuszczonych i zajmowanie się nimi, jak samym Chrystusem, to przykład właśnie tego, do czego prowadzić powinna adoracja. Ona tej postawy uczyła się właśnie na adoracji. Każdy swój dzień rozpoczynała od godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu, potem Msza święta z Komunią i dopiero posługa dla najuboższych.

To przykład i dla nas, nawet gdy nie należymy do zakonu przez nią założonego, ale należymy do Chrystusa, który jest pierwszym Sługą, i to Sługą dla nas. On całe swoje życie wydał na służbę naszego zbawienia.

Skoro Bóg potrafił się tak uniżyć, to czy my będziemy mieć z tym problem?

A przecież każda dziedzina naszego życia wymaga takiej postawy. Tam gdzie człowiek myśli tylko o sobie, tam gdzie swe siły wykorzystuje wyłącznie dla własnego interesu, tam ani on sam, ani inni z nim nie są szczęśliwi.

Kiedyś odwiedziłem młode małżeństwo. Byli kilka lat po ślubie i się jeszcze urządzali na swoim. Jednak polegało to na tym, że on ciągle pracował i nie miał czasu przede wszystkim dla rodziny. Nawet nie oddawał pieniędzy na utrzymanie. Wszystko było na jej głowie. Padło też stwierdzenie, że jestem misjonarzem i prowadzę rekolekcje. On skwitował to powiedzeniem, że tylko ci, którzy nie mają nic do roboty mogą chodzić na coś takiego. On nie ma to czasu.

Dziś toczy się ich sprawa rozwodowa, którą on założył.

Brak minimum czasu dla Pana Boga w jego przypadku poskutkowało brakiem czasu dla rodziny i jej rozpadem. Ileż jest takich małżeństw, albo małżeństw wegetujących w miłości? Ileż osób samotnych, bo zapatrzonych tylko w siebie?

A wystarczyłoby każdego dnia poświęcić choć odrobinę na spotkanie z Jezusem w Najświętszym Sakramencie, by całe życie nabrało właściwego wymiaru, wymiaru służby, którego Jezus jest najlepszym przykładem. Gdy umiemy służyć, wtedy nie tylko odmienia się nasze życie, ale życie naszych bliźnich. Jesteśmy dla nich światłem, oparciem, siłą. Nie czują się samotni i opuszczeni.

W 1993 r. w Elblągu została zamordowana dr Aleksandra Gabrysiak. Wraz z nią zginęła również jej córka. Zostały zamordowane przez człowieka, któremu pomagały. Dr Aleksandra była kobietą, która całe swe życie oddała na służbę chorym i potrzebującym. Całe dnie spędzała na odwiedzinach chorych, szukaniu dla nich różnorakiej pomocy. Również każdemu, kto poprosił ją o jakąkolwiek pomoc, pomagała. Sama była dotknięta poważną chorobą. Jednak siły do takiej służby czerpała z codziennej Mszy św., Komunii i adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie wyobrażała sobie, by mogło być inaczej. Z Jezusem w sercu i za Jego przykładem oddawała dzień po dniu swoje życie innym.

Czy to bycie dla innych nie jest ideałem, marzeniem również każdego z nas? Mamy też prosty sposób, aby to marzenie spełnić: wystarczy iść do Jezusa, spocząć u Jego stóp, wsłuchać się w Jego słowa, karmić się Nim i adorować Go. A On już dokona reszty. On przemieni nas w siebie i pośle do naszych bliźnich, byśmy im służyli i prowadzili ich do Niego.

Amen.

 

 

Modlitwa:

Panie Jezu,
Oddaję Tobie do dyspozycji
Moje zdolności, siły i czas.
Posyłaj mnie i posługuj się mną
W służbie moim braciom i siostrom.
Amen.

 

 

 

 

________________________________________________________________________

 

 

 

Ludzie na adoracji Najświętszego Sakramentu

 

Ksiądz proboszcz

Miał sporą parafię. Codzienne obowiązki w kościele i w kancelarii. Różne spotkania i narady. Do tego doszły jeszcze poważne remonty otoczenia kościoła. To wszystko wymagało czasu. Biegając jednak od jednej sprawy do drugiej, krzątając się około remontów znajdował czas, aby dość często „wpadać” przed Najświętszy Sakrament i Jezusowi to wszystko powierzać.

Panie, Ty wszystko możesz!

 

Stary misjonarz

Całe swe kapłańskie i zakonne życie spędził na różnego rodzaju misjach i rekolekcjach. Przejechał Polskę wzdłuż i wszerz. Gdy na kark weszło mu trochę lat, gdy nie mógł już prowadzić tej posługi, całe godziny spędzał w klasztornej kaplicy przed tabernakulum. Odprawiał nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, odmawiał różaniec i inne modlitwy, uczestniczył we Mszy świętej sprawowanej przez innych. Często zachodził do kaplicy i w nocy.

Czuwał!

Robił sobie małe przerwy na ulubiony serial.

 

Cichy, skromny zakonnik

Nie mówił za dużo, nie wdawał się w dyskusje. Za to miał wiele zajęć i znał się na wielu rzeczach. W klasztorze znał wszystkie kąty. Miał też wiele zajęć poza klasztorem. Jednak za każdym razem, gdy musiał wyjść na zewnątrz, najpierw zachodził do kaplicy. Tam klękał przed tabernakulum, chwilę się modlił i ze znakiem krzyża ruszał do zajęć. Podobnie, gdy wracał do domu, pierwsze kroki kierował do kaplicy. Niejako zdawał sprawę Jezusowi z tego, co udało mu się zrobić.

Był temu wierny do końca życia.

 

Matka

Wraz z mężem wychowują dwójkę wyjątkowych dzieci: w ciałach 40-latków pozostały kilkuletnimi dziećmi. W ciągu dnia są one w Warsztatach Terapii Zajęciowej. Ona wykorzystuje tę okazję, aby trwać na adoracji w ramach swego „dyżuru”. Nie tylko szuka sił do bycia matką i żoną, ale i uczy się być dzieckiem Bożym.

 

Kurier

Jeździ w różne miejsca i rozwozi przesyłki. Jego trasa często przebiega obok kościoła, w którym odbywa się całodzienna adoracja. Zatrzymuje się chociażby na 10-15 minut. Zawsze zdąży dostarczyć paczkę na czas.

 

Pustka

Jakże często Panu Jezusowi towarzyszy pustka: są tylko ławki i święci, którzy z wiszących na ścianach portretów, adorują Go. Żywi są tak zajęci, tak zagonieni, że nie mają czasu.

Pan Jezus

Do kogoś, kto zawsze jest na adoracji:

- Wiedziałem, byłem pewien, że przyjdziesz!

Do kogoś, kto pojawia się rzadko:

- Ja zawsze tu jestem, więc nie krępuj się, wpadaj częściej, kiedy tylko ci pasuje.

Do kogoś, kto znajdzie się tu przypadkiem:

- Tak bardzo się cieszę. Czekałem na ciebie długo, ale się doczekałem. Jak miło cię widzieć!

Do kogoś, kto nie zamiaru przyjść na adorację:

- Bądź pewny, że Ja jestem tu zawsze. Zawsze dla ciebie. Czekam na ciebie z miłością!

 

Pan Jezus

Skazałem się na waszą, na twoją łaskawość, którą okazujecie Mi, przychodząc do Mnie lub nie. Wybrałem ten sposób – EUCHARYSTIĘ – by być WIĘŹNIEM MIŁOŚCI. Wiedząc nawet o tym, że będę osamotniony, jednak MIŁOŚĆ nie pozwala mi opuścić was, opuścić ciebie.

 

Zygmunt, 77 lat

Wstaję codziennie o 4.44, sięgam po lekturę, robię zapiski w dzienniczku, a potem idę do kaplicy na Mszę, po której zostaję na adoracji. Podczas adoracji staram się jak najmniej mówić - także myślnie - a bardziej wsłuchiwać się, co Bóg chce mi powiedzieć. Modlę się w różnych intencjach i proszę, aby przełożyło się to na konkretną pomoc. Czasem zapewniam ludzi, którzy mają jakiś problem, że będę się w tej intencji modlił.

 

 

Kilka myśli o Eucharystii Benedykta XVI

 

Sakrament miłości, Najświętsza Eucharystia jest darem, jaki Jezus Chrystus czyni z samego siebie, objawiając nam nieskończoną miłość Boga wobec każdego człowieka. W tym przedziwnym sakramencie objawia się miłość największa, ta, która przynagla, by «życie swoje oddać za przyjaciół swoich» (J 15, 13).

Adoracja eucharystyczna nie jest niczym innym jak tylko oczywistym rozwinięciem celebracji eucharystycznej, która sama w sobie jest największym aktem adoracji Kościoła.

Akt adoracji poza Mszą św. przedłuża i intensyfikuje to, co się dokonało podczas samej celebracji liturgicznej. W rzeczywistości „tylko przez adorację można dojrzeć do głębokiego i autentycznego przyjęcia Chrystusa”.

Chciałbym wyrazić mój głęboki szacunek oraz poparcie dla tych wszystkich instytutów życia konsekrowanego, których członkowie poświęcają znaczną część swego czasu na adorację eucharystyczną. W ten sposób dla wszystkich są przykładem tych, którzy pozwalają się kształtować przez realną obecność Pana.
Tak samo pragnę dodać otuchy stowarzyszeniom wiernych, jak również bractwom, które podejmują tę praktykę jako swoje szczególne zadanie, stając się zaczynem kontemplacji dla całego Kościoła i przypominając o centralnym miejscu Chrystusa w życiu poszczególnych ludzi oraz wspólnot.

Karmienie się Chrystusem prowadzi do tego, by los braci nie był nam obcy bądź obojętny, lecz byśmy przyswajali sobie tę samą logikę miłości i daru, która doprowadziła do złożenia ofiary na krzyżu; ten, kto potrafi uklęknąć przed Eucharystią, kto przyjmuje Ciało Pańskie, nie może nie zwracać uwagi w codziennym życiu na sytuacje niegodne człowieka i sam potrafi pochylić się nad potrzebującym, łamać chleb z głodnym, podzielić się wodą ze spragnionym, przyodziać nagiego, odwiedzić chorego i więźnia (por. Mt 25, 34-36). W każdej osobie potrafi zobaczyć samego Pana, który bez wahania oddał siebie za nas i za nasze zbawienie.

Tak jak w Wielki Czwartek ukazany zostaje ścisły związek między Ostatnią Wieczerzą i tajemnicą śmierci Jezusa na krzyżu, tak dziś, w święto Bożego Ciała, poprzez procesję i wspólnotową adorację Eucharystii zwraca się uwagę na to, że Chrystus złożył siebie w ofierze za całą ludzkość. Jego przejście pośród domów i po ulicach naszego miasta będzie dla tych, którzy tam mieszkają, darem radości, życia bez końca, pokoju i miłości.
Eucharystia wzywa zatem, byśmy byli święci i byśmy stawali się darem dla braci, ponieważ «powołaniem każdego z nas jest, byśmy wraz z Jezusem byli chlebem łamanym za życie świata».

(Jezus) przez swoje cierpienie i dobrowolną śmierć stał się dla nas wszystkich chlebem, a tym samym żywą i pewną nadzieją: towarzyszy nam we wszystkich naszych cierpieniach aż do śmierci. Drogi, którymi idzie z nami i prowadzi nas do życia, są drogami nadziei.

(Panie Jezu) Prowadź nas na drogach naszej historii! Wskazuj wciąż na nowo Kościołowi i jego pasterzom właściwą drogę. Spójrz na ludzkość, która cierpi i błąka się niepewnie pośród tylu pytań. Spójrz na dręczący ją głód fizyczny i duchowy! Obdarz ludzi chlebem dla ciała i dla duszy.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Tuchów

o. Zbigniew Bruzi CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy