Słowo Redemptor

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus – Rodzice Świętej...

 

 

 

 

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus

Rodzice Świętej... – kazanie 1

 

 

 

 

 

Tematem kilku rozważań nowennowych będzie życie św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Dlaczego? (Mam osobiste zobowiązanie wobec Świętej). Teresa jest Patronką misji, jako 3 kobieta jest Doktorem Kościoła, ale przede wszystkim dlatego, że ta młoda zakonnica należy do świętych, którzy dają się lubić, co porywają miliony ludzi. Zanim pojawiła się bł. Matka Teresa z Kalkuty, św. o. Pio, św. Faustyna czy bł. Jan Paweł II – była św. Teresa z Lisieux. Jan Paweł II wynosząc ją do godności doktora Kościoła powiedział:

„Ona sprawiła, że w naszej epoce Ewangelia znów zajaśniała pełnym blaskiem”.

 

Na tamte czasy Teresa była wielkim objawieniem. Miała 16 lat jak wstąpiła do Karmelu. W 18 roku życia złożyła śluby, mając 20 lat została mistrzynią 9 nowicjuszek, zmarła w 1896 roku mając 24 lata. Poza klasztorem nie znał jej nikt. Ale stał się cud. Jej autobiografia „Dzieje duszy” w ciągu 25 lat po jej śmierci rozchodzi się w samej krytycznej Francji w 2,5 milionach egzemplarzy, a dziś jest przetłumaczona na 60 języków. Pielgrzymi z całego świata nawiedzają cmentarz w Lisieux, zabierają z niego gródki ziemi i drzazgi z drewnianego krzyża jako drogocenne relikwie. W 1925 roku na kanonizację Teresy przybyło 500 tysięcy pielgrzymów. Gdy Pius XI wypowiedział formułę kanonizacyjną, po raz pierwszy przy tego rodzaju uroczystościach w bazylice św. Piotra rozległy się gromkie oklaski – dziś jest to już normalne.

 

 

Zanim przestawię osobę św. Teresy, przedstawię jej rodziców, zasługują na to, gdyż jako pierwsze małżeństwo w Kościele zostali 19 października 2008 roku wyniesieni do chwały ołtarza i są uznawani za błogosławionych.

 

Odznaczali się wielką pobożnością i stworzyli prawdziwie katolicką rodzinę. I co ciekawe przed zawarciem małżeństwa obydwoje chcieli wstąpić do klasztoru.

 

Ludwik Józef Stanisław (Louis Joseph Stanislas) Martin (22.08.1823-29.07.1894) – z zawodu zegarmistrz – zgłosił się do augustianów, ale nie został przyjęty z braku znajomości łaciny. Wziął u prywatnego nauczyciela 120 lekcji łaciny, ale zachorował, przerwał naukę, wrócił do swego zawodu.

 

Zelie Maria (Azelia Maria) Martin (23.12.1831-28.08.1877), pielęgniarka chce wstąpić do Szarytek, ale też nie została przyjętą. I ci kandydaci do stanu zakonnego połączyli się w związku małżeńskim. Istnieje pobożne opowiadanie, że Zelie pewnego razu ujrzała Ludwika na moście i dzięki wewnętrznemu głosowi rozpoznała: „To ten, którego przygotowałem dla Ciebie”. Inni uważają, że siłą działającą była tu matka nieśmiałego kawalera, już nie pierwszej młodości. W chwili zamążpójścia miała 26 lat. Urodziła dziewięcioro dzieci. Czworo z nich zmarło we wczesnym dzieciństwie. Przeżyło pięć dziewczynek i wszystkie wstąpiły do klasztoru. Zelie Maria Martin zmarła w wieku 47 lat na raka piersi.

 

 

Zwykle w rodzinie Ojciec jest głową, a Matka sercem. U Martinów było odwrotnie. Matka była głową, a Ojciec sercem rodziny. O Matce św. Teresy mówi się, że była fantastyczną kobietą, doskonale sobie radziła z obowiązkami pracownicy, Matki i gospodyni, wszystkim dyrygowała z miłością, również niezaradnym mężem. Jeszcze jako dziewczyna, zaczęła prowadzić kwitnący interes wyrabiając koronki. W domu założyła pracownię koronkarską, wyszukiwała uzdolnione domowe pracownice, dając im możliwość zdobycia gruntownego wykształcenia w zawodzie. Handluje z prywatnymi kupcami przemysłu włókienniczego, delikatne ażurowe koronki firmy Martin szły jak bułeczki w Brukseli, w w Paryżu i innych miastach francuskich. Zachowała się koronkowa komża wykonana przez panią Martin, ofiarowana w 1887 roku papieżowi – Leonowi XIII podczas pielgrzymki do Rzymu Ludwika Martin i jego córeczki Tereni. Teresa pojechała prosię, papieża o pozwolenie wstąpienia do karmelu w 15 roku życia. Oprócz pracy koronkarskiej Pani Mama rozczytywała się w wolnych chwilach w poezji, lubiła cytować całe poematy – ale często z jakąś melancholią powtarzała – na tej ziemi nie ma trwałego szczęścia Te chwile jakby czarnego spojrzenia na świat są trochę usprawiedliwione. Straciła przecież czwórkę dzieci, oraz tym, że sama miała bardzo ciężkie dzieciństwo. Surowa Matka nie pozwoliła jej mieć nawet lalki. Coś z tego trudnego dzieciństwa w niej jednak pozostało.

 

Natomiast Ojciec ma szczery charakter i promieniuje dobrocią. Ale i on tęskni za samotnością, czasem zamyka się w pokoju jakby w klasztorze, by się modlić i rozmyślać. Niedzielne popołudnia chętnie spędza na łowieniu ryb. Uwielbiał przyrodę, rzeki, jeziora. Miał też swoje przygody. W młodości jako żołnierz podczas wojny w Hiszpanii otrzymał krzyż zasługi św. Ludwika. Jako dobry pływak, uratował kilka razy z narażeniem swego życia tonących w wodzie ludzi i w wcale się tym nie chwali. Ale i denerwuje leniwych urzędników licznymi podaniami, gdy chciał załatwić jakąś sprawę. Ma dobre serce – gdy np. na dworcu kolejowym spotkał obdartego epileptyka, zdejmuje kapelusz i prosi ludzi o wsparcie, by go mógł przyodziać i nakarmić.

Księża nazywali go „Świętym Patriarchą”, ale w domu jest jak dziecko, wygłupia się ze swoimi córkami, rzeźbi im cudowne zabawki i śmieszne figurki. Radzi im jak mają postępować w życiu – kiedy doświadczysz porażki – należy podnieść się i rozpocząć od nowa.

 

 

Rodzina Martinów żyła bardzo prosto, skromnie, bardzo dużo stawiała sobie wymagań, na płaszczyźnie wiary surowo przestrzegali postów, jednak nie byli bigotami. Zelie Maria Martin cieszyła się, gdy ich córki były modnie i ładnie ubrane. Potrafiła także krytycznie ocenić nauki misjonarzy. Swoją wiarę i powołanie chrześcijańskie rozumieli jako troskę o drugiego człowieka: posadzenie włóczęgi przy swoim stole, znalezienie mu miejsca w przytułku dla nieuleczalnie chorych, odwiedziny u samotnych starców, chorych i umierających, obrona źle traktowanego dziecka. To wszystko sprawiało, że atmosfera w ich domu Rodzinnym była bardzo ciepła, pełna serdeczności i wzajemnej dobroci. Pięknym wyrazem atmosfery w domu było przekonanie córek, które po wielu latach życia w klasztorze, ciągle wyobrażały sobie niebo i szczęście niebieskie, na wzór szczęścia jakiego doświadczyły w Rodzinnym Domu. To znamienne. Nie wiem czy ktoś z nas odważyłby się porównać swój dom do nieba.

Co jeszcze ujmuje u rodziny Martinów? Spontaniczna gotowość do pomocy oraz prosty sposób praktykowania wiary. Zaledwie się pozbierali zajmując się 5-letnim chłopczykiem, któremu zmarł Ojciec, a Matka wdowa miała jeszcze 5-cioro dzieci. Gdy któraś z pracownic była chora, Pani Mama odwiedzała ją regularnie co Niedzielę po nieszporach, a nawet osobiście pielęgnowała, gdyż jak mówiła: „taka właśnie jest teraz potrzeba”.

Zgodnie z ówczesnym zwyczajem, gdy któraś z jej córek przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej, jedną z jej koleżanek Pani Mama ubierała, fundując jej strój pierwszokomunijny.

I jeszcze taki szczegół z życia rodziny Martinów. Żyli skromnie, ale dbali o zabezpieczenie Rodziny, pod względem materialnym. Oszczędzali na zaś... Ojciec zaoszczędził 280 000 złotych franków, jako rodzinne zabezpieczenie. Czy to było dużo? Takie porównanie: urzędnik zarabiał w tamtym czasie 1000 franków rocznie, rzemieślnik w Paryżu 900...

 

 

Przedstawiłem bardzo skrótowo życie Rodziców św. Teresy i zarysowałem atmosferę jaka panował w tej Rodzinie. W dalszych rozważaniach te wiadomości pogłębimy. Jeśli zaś chodzi o atmosferę, należy powiedzieć głośno, że tworzyła ją miłość..., miłość i jeszcze raz miłość.

 

Dawniej św. Teresa była bardzo czczona i w naszym kościele (Bazylika pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Tuchowie). Gdy w latach 1922–1925 budowano więżę i nowe skrzydło seminaryjne od dziedzińca, ówczesny rektor o. Leon Pyżalski sprawę zawierzył św. Teresie. Przyrzekł jej, że jeśli wszystko się uda, we wieży umieści jej figurkę. I rzeczywiście, w wewnętrznej części wieży, tam gdzie ubierają się ministranci nad drzwiami jest mała, bardzo prosta i skromna figurka św. Teresy. Uważam to za cud św. Teresy, że udało sie wybudować wieżę, przy naszym Kościele w Tuchowie oraz nowe skrzydło Klasztoru.

 

W latach 1922–2011 ilu było Przełożonych Klasztoru i Proboszczów Sanktuarium. Jak to jest w zwyczaju, każdy nowy Przełożony czy Proboszcz coś wyrzuca, przestawia, likwiduje... To, że żaden z Nich nie podniósł ręki na św. Teresę – to cud. Nie wszyscy nawet wiedzieli i wiedzą, że ta figurka św. Teresy to wotum za budowę wieży...

 

Mamy też wotywny feretron ze św. Teresą. Kiedyś był to ołtarzyk, ale zamieniono go na feretron. Panie które go noszą, niech bardzo pilnują by go nie oddano do muzeum. On ma brać udział w kulcie, a nie stać w muzeum. Feretron św. Teresy, który zostaję włączony w uroczyste procesje w naszej Bazylice, to też wotum ze strony Klasztoru dla Świętej Teresy. Ale to tylko takie małe przypomnienie. Czcijmy Teresę bo to Święta, która da się kochać i Święta, która zachwyca i pociąga swoją świętością i przykładem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wieloletni Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów i Duszpasterz, obecnie emeryt – Tuchów

o. Kazimierz Plebanek CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy