Słowo Redemptor

III niedziela Wielkanocna

 

 

 

Niedziela, 04 mja 2014 roku, III tydzień wielkanocny, Rok A, II

 

 

 

 

 

W dzisiejszej Ewangelii św. Łukasz, opisując uczniów idących (uciekających) do Emaus, zadbał o to, by przedstawiony opis miał charakter wydarzenia historycznego. Dlatego też, Ewangelista podaje wiele drobnych szczegółów: jak nazwa miejscowości, odległość od Jerozolimy, okres czasu, oraz imię jednego z uczniów – Kleofas. Od razu można dostrzec, że autorowi chodziło, o to by czytelnik był przekonany o prawdziwości historii.

 

Jednak należy sobie zdać sprawę, że św. Łukaszowi nie chodziło o przedstawienie chronologicznego zapisu wydarzeń. Przede wszystkim pragnął ukazać nam, opisując to wydarzenie zasadnicze przesłanie historii zbawienia: gdzie Bóg nieustannie jest przy człowieku, nawet wtedy, gdy jest nierozpoznany; gdzie Bóg wkracza w życie człowieka, cierpliwie i z miłością, ta jak nieustannie cierpliwie i z miłością przypomina mu prawdę o swojej miłości; gdzie Bóg nieustannie poszukuje człowieka, aby ukazać mu swoja zbawienie i do tego zbawienia go doprowadzić.

 

 

Św. Łukasz opisuje niezwykłą podróż uczniów z Jerozolimy do Emaus pod koniec tego najważniejszego pielgrzymkowego święta Izraela, jakim była Pascha. Uczniowie, którzy wyruszyli w drogę w złym stanie ducha: są smutni, przygnębieni, pozbawieni nadziei, a nawet rozczarowani, gdyż Ten, za którym dotychczas szli (oddali Mu trzy lata swojego życia), został przez arcykapłanów i przywódców narodu żydowskiego wydany na śmierć i ukrzyżowany:

„…arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało” (Łk 24, 20-21).

 

Kiedy opuszczali Jerozolimę, nic nie było w stanie rozświetlić ciemności, które opanowały ich umysł: ani wieść o pustym grobie, ani przekazana przez kobiety radosna nowina, że Jezus żyje (wiadomość, którą przekazały kobiety, zamiast być Dobrą Nowiną, była dla nich nowiną przerażającą, zatrważającą):

„Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli” (Łk 24, 22-24).

 

Warto tutaj dostrzec ciekawą myśl – wiedzieli, że grób był pusty, ale wciąż nie wierzyli, że Chrystus mógł zmartwychwstać. Idąc droga z Jerozolimy do Emaus, rozmawiali, choć bardziej poprawnie będzie: spierali się, wręcz kłócili się, o to wszystko, co wydarzyło się w tym czasie w Jerozolimie (czy raczej, jak sugeruje język grecki, głosili sobie homilię), o tym wszystkim, co leżało im na sercu.

 

Wtedy właściwie na drodze pogrążonych w smutku i przerażonych uczniów idących do Emaus pojawił się zmartwychwstały Pan:

„Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi” (Łk 24, 15).

 

Mimo bliskości Jezusa, oczy Jego uczniów wciąż pozostawały zamknięte na prawdę Bożego planu zbawienia: „Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali” (Łk 24, 16). Mało tego, że byli wręcz „ślepi”, nad to, ich serca były ociężałe i leniwe, nie miały potrzebnej przenikliwości, aby uwierzyć w odwieczny plan Bożej Miłości. Są takimi, gdyż wypełniają ich tylko własne plany, własne nadzieje, które mieli od tylu lat, a których Chrystus nie spełnił, mimo że był Mesjaszem.

 

Uczniowie nie mogli rozpoznać Mistrza z Nazaretu, gdyż za bardzo byli zajęci są swoimi sprawami. Oni nie wierzyli we wszystkie te słowa, które do nich skierował.

 

Jednak zmartwychwstały Jezus, ich Mistrz i Nauczyciel z Nazaretu, nie opuszcza ich, ale nieustannie idzie razem z nimi, i cierpliwie tłumaczy i wyjaśnia, cierpliwie czeka, aż zrozumieją i jak opisuje to Apokalipsa, otworzą drzwi swego serca, umysłu i życia dla Niego:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3, 20).

 

Stan niewiary i zwątpienia, w jakim trwali uczniowie zdążający do Emaus, został dopiero przezwyciężony przez Jezusa, który wyjaśniając im zawarte w świętych Pismach Boże obietnice, wzbudził w ich sercach wiarę:

„Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?». I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24,25–27).

 

Może to dziwić, iż ci, którzy byli tak bardzo blisko Jezusa, nie potrafili Go rozpoznać. Jakże bardzo musieli być zajęci swoimi sprawami, skoro nie zauważyli, że On do nich dołączył. Wydaje się, iż Kleofas i ów drugi, nienazwany z imienia uczeń, wszystko sobie już zaplanowali. Ułożyli sobie nawet to wszystko, czego miałby w ich życiu dokonać Jezus, stworzyli własny scenariusz gdzie Jezus wskrzesi Naród Wybrany, stanie na jego czele.

 

 

Tak dobrze sobie poukładali swój własny scenariusz, że w tym ich planie, zabrakło dla Jezusa miejsca. Pełni żalu, smutku, z sercem pełnym obaw i lęków uciekali z Jerozolimy do Emaus, gdyż – wszystkie plany ich życia, marzenia na przyszłość – legły w gruzach.

 

Trzeba było dopiero, aby w ich życie wkroczył Chrystus ze swoim Słowem, a później z „łamaniem chleba”, aby wszystko się zmieniło. Musieli przezwyciężyć swoje duchowe lenistwo, musieli się utrudzić słuchaniem Jego słów, musieli sprawić, aby On został z nimi, aby wszystko mogło się zmienić. Przyjęli do swoich domów, do swoich serc Chrystusa.

 

Warto, abyśmy jako współcześni chrześcijanie zastanowili się, na ile do „swoich” spraw zapraszamy Chrystusa. Na ile wierzymy, że Chrystus jest Tym, który może pomóc nam zmieniać wszystko, wszystko przezwyciężać. Nie ma takich rzeczy, których nie moglibyśmy uczynić, jeśli tylko uwierzymy w Niego i przyjmiemy Go do siebie. Trzeba tylko – a może aż, przyjąć do siebie Chrystusa. Czy jest nam dobrze samym ze sobą, a może potrzebujemy Go, aby wkroczył i wszystko nam wytłumaczył?

 

Warto się zastanowić, jakie miejsce w naszym życiu odgrywa Słowo Boże i Eucharystia. Kleofas i ów drugi, bez imienia uczeń, najpierw zostali rozpaleni przez słuchanie słowa, aby później móc Go rozpoznać przy „łamaniu chleba”. Może warto iść taką drogą poznania Boga – Słuchać słowa i karmić się Ciałem – a wszystko po to, aby On mógł w nas być.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów, wykładowca teologii pastoralnej w wyższym Seminarium Duchownym
Redemptorystów w Tuchowie, Administrator Redemptorystowskiego Portalu Kaznodziejskiego – Tuchów

o. Grzegorz Jaroszewski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy