Słowo Redemptor

XXVIII niedziela zwykła

 

 

 

Niedziela, 12 października 2014 roku, XXVIII tydzień zwykły, Rok A, II

 

 

 

 

 

W dzisiejszej Ewangelii, podobnie jak w poprzednią Niedzielę, Pan Jezus, przepowiadając w świątyni, posługuje się przypowieścią. Tym razem jest to przypowieść o uczcie weselnej. Komentarz Biblii Jerozolimskiej pomaga nam w krótkich słowach zrozumieć znaczenie ról, jakie odgrywane są poprzez poszczególne osoby wymienione w tej scenie:

Królem jest Bóg; uczta weselna to szczęśliwość mesjańska; synem królewskim jest Mesjasz; sługami są prorocy i apostołowie; zaproszonymi, którzy lekceważą wysłanników króla lub znieważają ich, są Żydzi; wezwani z rozstajnych dróg to grzesznicy i poganie; pożar miasta to zburzenie Jerozolimy (Biblia Jerozolimska, nota do Mt 22,1-14).

 

Z naszej perspektywy widzimy, że ta przypowieść wypełniła się w Jezusie Chrystusie i wciąż posiada swoje przedłużenie w historii Kościoła, sięga do naszych czasów. My, dzieci Kościoła, zostaliśmy powołani na ucztę życia wiecznego i według logiki tej przypowieści, Chrystus zaprasza nas do życia w Bożym Królestwie w miejsce tych, którzy tym zaproszeniem wzgardzili. Jesteśmy zaproszeni do tej wspólnoty nie na mocy naszego pochodzenia, lecz dzięki ofierze Chrystusa:

Dlatego pamiętajcie, że niegdyś wy – poganie co do ciała, zwani „nieobrzezaniem” przez tych, którzy zowią się „obrzezaniem” od znaku dokonanego ręką na ciele – w owym czasie byliście poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie. Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa (Ef 2, 11-13).

 

We krwi Chrystusa, przelanej na krzyżu, w tej ożywiającej kąpieli, która znajduje swoje wypełnienie w wodach chrztu, każdy z nas, niezależnie od pochodzenia, historii życia, wykształcenia, tego, czy jest człowiekiem spełnionym czy też czującym się jak życiowy bankrut – każdy odnajduje nadzieję i obietnicę nowego życia. W tym przejawia się powszechność Kościoła, że nie jest on zarezerwowany „dla” wybranych, najlepszych. Każdy, kto tylko chce, może stać się członkiem tej wspólnoty, która już się urzeczywistnia i zarazem prowadzi do życia w Królestwie.

 

Zwróćmy uwagę, że Król posyła swoje sługi dwukrotnie. Po pierwszej odmowie ponawia zaproszenie. Jest cierpliwy, zależy mu na tych gościach. Bóg nie odrzuca swojego ludu, nawet jeśli ten okazuje obojętność. Bóg, możemy tak powiedzieć, „idzie dalej”, szuka innych, których mógłby uszczęśliwić wspólnotą z sobą. Pozostawiając na boku obraz narodu żydowskiego, trzeba nam stwierdzić, że tę rolę odmawiania Bogu pełni dziś wielu ludzi. Tak jak w słowach dzisiejszej ewangelii, również wokół nas są tacy, którzy wobec Bożego wezwania odchodzą: jeden na swoje pole, drugi do swojego kupiectwa, a jeszcze inni lekceważą, prześladują i zabijają posłańców Kościoła. Ale i taka postawa, zajmowania się sobą, może grozić i nam, którzy jesteśmy w sercu Kościoła. Zawsze musimy pytać się w szczerości: czego pragnę? Czy zależy mi, aby być przy Bogu? Bo może zewnętrznie deklaruję się jako wierzący, chodzę do kościoła, ale czy jestem gotowy coś poświęcić, zrezygnować ze swoich planów?

 

Jakże aktualnie brzmią słowa Króla, który wobec odmowy zaproszenia na ucztę, nakazuje swoim sługom wyjść na rozstajne drogi i zaprosić tych, których napotkają: złych i dobrych. Bramy Bożego królestwa otwierają się dla tych, którzy na pierwszy rzut oka nie zasługują na to, aby tam wejść. Słudzy króla wychodzą „poza” pewien obszar, wkraczają na peryferie świata, zstępują tam, gdzie być może nikt nie chce iść, gdzie nie jest bezpiecznie. Dynamika ta odpowiada wizji Kościoła, jaką kreśli niestrudzenie Biskup Rzymu, Franciszek. Kościół musi być wychodzący, nie może zamykać się w swoich murach. Mury naszych kościołów, ich piękno, mają swój sens jedynie wówczas, gdy tętni tam życie, gdy wypełniają się ludźmi, którzy odnajdują w nich ukojenie, czują się jak w domu.

 

Oczywiście, taki model wymaga pewnych wyrzeczeń, poszukiwania nowych metod, a przede wszystkim nieustannie odświeżanej mentalności. Peryferie, to nie tylko obrzeża miast, miejsca niebezpieczne czy niedostatecznie obsługiwane przez odpowiednie struktury. To także. Ale również to sytuacja człowieka, który znajduje się na peryferiach swojego życia, który nie do końca widzi sens swojej egzystencji. Z jednej strony człowiek może zostać skazany na takie wykluczenie poprzez brak perspektyw, pracy, chorobę, niedostateczną służbę medyczną, niespełnione obietnice polityków, rozbite małżeństwo i rodzinę, itd. Ale to wykluczenie, i często tak bywa, może człowieka popychać ku innym peryferiom: do życia w grzechu. Bez światła wiary i łaski człowiek gubi się na przeróżnych obrzeżach swojego życia. Stąd też tam, gdzie jest człowiek, musi być i Kościół, a droga do niego musi być oświetlona poprzez świadectwo chrześcijan, przez te żywe znaki, które, jak latarnie, wskazują bezpieczny powrót do domu.

 

 

Dziś dziękujmy Chrystusowi za Jego miłość, za to, że zstąpił w nasze cierpienia. Teraz, na liturgii, jest ten właśnie moment, aby mówić Jemu o tym, co przeżywamy. Dajmy się odnajdywać na peryferiach naszego życia, dawajmy się prowadzić ku tej uczcie. A potem, doświadczywszy tej miłości, sami wyruszmy na poszukiwanie tych, którzy czują się zagubieni. Staniemy się posłańcami Pana i Jego świadkami.

 

 

 

 

 

 

 

Studia doktoranckie z zakresu teologii fundamentalnej na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim – Rzym (Włochy)

o. Sylwester Pactwa CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy