Słowo Redemptor

Św. Mateusza, Apostoła i Ewangelisty – święto

 

 

 

Poniedziałek, 21 września 2015 roku, XXV tydzień zwykły, Rok B, I

 

 

 

 

 

Bohater dzisiejszego dnia, św. Mateusz, pozostawił nam w swojej Ewangelii lapidarny opis swojego powołania:

Jezus ujrzał go, gdy siedział w komorze celnej, rzekł do niego „Pójdź za mną”, a on wstał i poszedł za nim.

 
 

Tylko tyle i aż tyle. Na podstawie tej sceny możemy powiedzieć bardzo wiele. Najpierw o tym, kim był Mateusz. Celnik, albo inaczej poborca podatkowy, to człowiek względnie wykształcony na ówczesne czasy. Umiał czytać, pisać i liczyć, co wówczas nie było powszechną umiejętnością. W oczach Żydów celnicy nie byli ludźmi zasługującymi na szacunek. Oprócz tego, że celnik obracał pieniędzmi uważanymi za nieczyste z powodu ich pochodzenia od ludzi obcych ludowi Bożemu, ale kolaborował też z obcą władzą, nienawistnie chciwą, która mogła ustalać podatki także w sposób arbitralny. I na takiego człowieka zwrócił uwagę Pan Jezus, który – jak słyszymy – przechodził obok.

 

Bardzo wymowny jest ten moment spojrzenia Jezusa. Dla Niego nie ma ludzi straconych, niegodnych zaufania, niereformowalnych, skreślonych z ewidencji. On przyszedł do wszystkich, bo pragnie zbawić każdego. Może właśnie to odczucie bezwarunkowej akceptacji streszczone w spojrzeniu, w którym nie było osądu i potępienia, spowodowało tak radykalną decyzję u Mateusza: wstał i poszedł. W jednym momencie wszystko przestało się liczyć: praca, pieniądze, stanowisko, plany życiowe, mieszkanie. Nic nie było ważniejsze niż Jezus. Być może Mateusz miał już dosyć tego pogardzanego przez wszystkich sposobu życia, ale nikt i nic nie było w stanie go z niego wyrwać, za wyjątkiem Jezusa.

 

Ta scena, wielokrotnie przedstawiana przepięknie w filmach, była od dawna inspiracją dla artystów. Wystarczy wspomnieć słynny rzymski obraz Caravaggia z francuskiego kościoła św. Ludwika. Jezus na tym obrazie, wchodzący wraz z Piotrem do komory celnej Mateusza, wskazuje gestem identycznym jak Stworzyciel namalowany przez Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej na Mateusza, który jakby w geście niedowierzania wskazuje na siebie, tymczasem Piotr, stojący tyłem do obserwatora, patrząc na Jezusa i wskazując palcem na Mateusza, zdaje się wyrażać zaskoczenie: „Jego chcesz Panie powołać? Przecież to grzesznik, który nie zasługuje na Twoją przyjaźń”. Postawa Jezusa zdumiewa i zaskakuje, ale On nie ma wątpliwości – dla Niego nie ma względu na osoby.

 

Tego rodzaju powołania nie należą do powszechnych. Owszem, zdarzały się w historii przypadki, gdy ktoś pod wpływem nagłego doświadczenia podejmował radykalną decyzję odmiany życia. My mówimy raczej – i słusznie – o środowisku sprzyjającym rodzeniu się i dojrzewaniu powołań, ale trzeba pamiętać, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. On wybiera, kogo chce i kiedy chce. W każdym powołaniu najważniejsza jest Jego inicjatywa i łaska.

 

Św. Mateusz może być dla nas także symbolem wyjścia z ciasnych murów własnej komory. Każdy z nas ma swoją własną „komorę celną”, do której jest przywiązany. Mogą nią być różnego rodzaju przyzwyczajenia, nałogi, wygody, układy, schematy myślowe, kompromisy ze złem, itp., z których Jezus chce nas wydobyć. Jego powołanie jest równocześnie zaproszeniem do przemiany, nawrócenia, wyjścia poza siebie.

 

Nie wiemy za wiele o dalszych losach św. Mateusza. Na pewno aż do końca był z Jezusem i pozostał Jego apostołem do końca życia. Prawdopodobnie przez 15 lat głosił Ewangelię w Palestynie, a następnie udał się do Indii, Etiopii, Persji, Pontu, Syrii, Macedonii, a być może i do Irlandii. Historyk Euzebiusz zaświadcza, że spisał on swoje nauczanie w ojczystym języku i stał się autorem najwcześniejszej ewangelii, której oryginał nie zachował się. Mamy tylko jej tłumaczenia w języku greckim. Zawdzięczamy mu zarówno zapis kazania na górze, ale też przypowieści o kąkolu i ukrytym skarbie, o drogocennej perle, o dziesięciu pannach i dziesięciu talentach, o pokłonie magów, rzezi niewiniątek, ucieczce z Egiptu oraz opis Sądu Ostatecznego. Starał się w niej wykazać, że to właśnie Chrystus jest wyczekiwanym od dawna Mesjaszem, że na Nim potwierdziły się proroctwa i zapowiedzi Starego Testamentu. Tak oto naturalne zdolności i nabyte umiejętności stały się narzędziem w służbie ewangelizacji. To wskazówka dla tych, którzy czasem powątpiewają w sens nauki rzeczy, uważanych w danej chwili za nieprzydatne. Kto wie, czy kiedyś nie staną się pomocne w przekazie nauki Chrystusa.

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

Prefekt kościoła św. Alfonsa w Rzymie i duszpasterz Polonii przy Sanktuarium
Matki Bożej Nieustającej Pomocy – Rzym

o. Piotr Andrukiewicz CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy