Słowo Redemptor

Wtorek trzeciego tygodnia Wielkiego Postu

 

 

 

Wtorek, 01 marca 2016 roku, III tydzień Wielkiego Postu, Rok C, II

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

Słowo Boże z dnia dzisiejszego pragnie nam przypomnieć o wielkiej dysproporcji pomiędzy działaniem Boga, pełnego miłosierdzia, który wszystkim ludziom przebacza ich grzechy i przewiny, a małostkowym człowiekiem, którego nie stać nieraz na prosty gest przebaczenia i miłosierdzia względem swojego bliźniego – brata.

 

 

„Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie?” Zapewne wielu z nas nie tylko dziwi się tym „niedorzecznym” pytaniem ze strony Piotra, ale również gorszy się. Jak to? Mam zawsze przebaczyć swojemu bliźniemu – pada automatyczna i katechetyczna odpowiedź ze strony nas, dobrych, pobożnych i ugruntowanych w wierze chrześcijan i katolików. Niestety w wielu wypadkach jest to tylko moja pobożnościowa i życzeniowa „teoria wiary”, a moja realistyczna i pragmatyczna „praktyka wiary” nakazuje mi być bardzo ostrożnym, wyrachowanym i pamiętliwym. Stąd długie, wieloletnie sądzenie się o „kawałek ziemi przy drodze” między „ukochanymi braćmi i siostrami”. Albo nie podawanie sobie ręki, nawet na znak pokoju podczas Mszy Św. bo: „on pierwszy musi mnie przeprosić”, „ona za długo zwleka z oddaniem długu”, „on mnie obraził” a „ona nagadała na mnie u sąsiadów”. To są nasze polskie konteksty o których wiemy i o których rozpisuje się prasa lokalna, regionalna i narodowa.

 

Kontekst postawienia pytania przez Piotra był całkiem inny, o wiele poważniejszy i bardziej skomplikowany z punktu widzenia doktrynalnego. Według Prawa Mojżeszowego, a zwłaszcza w świetle interpretacji różnych szkół rabinistycznych, pobożny Żyd mógł i powinien przebaczyć swojej żonie tylko raz czy dwa razy w życiu, podobnie rodzicom, a swojemu bratu rodzonemu siedem razy. Według Piotra „aż siedem razy” znaczyło maximum przebaczenia i miłosierdzia względem tylko najbliższych braci.

 

„Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. Jezus, podejmując matematyczno-cyfrową grę Piotra („aż 7 razy” – całość, pełnia, nic poza), otwiera jednocześnie granicę nieskończoności w przebaczeniu i okazywaniu innym miłosierdzia („aż 77 razy” – całość wszystkich całości, pełnia wszelkich pełni). W przypowieści o miłościwym królu i niemiłosiernym słudze, która stanowi konkretną aplikację cyfrowej ekonomii miłosierdzia, Jezus wskazuje na niewyobrażalnie wielką dysproporcję pomiędzy Bożym a ludzkim przebaczeniem. Wspaniałą ewangelią o Bożym oceanie miłosierdzia, Piotr i my zgromadzeni wokół Stołu Słowa Bożego, jesteśmy zachęcani do ufnego proszenia Ojca Miłosierdzia o przebaczenie i do zaofiarowania go naszym bliźnim.

 

Z Jezusowej przypowieści możemy najpierw wyczytać podstawową prawdę o nas, ludziach: każdy człowiek jest wielkim dłużnikiem Boga. Nasz życiowy dług wobec Boga został w przypowieści wyceniony na „dziesięć tysięcy talentów”. Nam współczesnym ta cyfra nic nie mówi. Ale jeśli odwołamy się do miar używanych w ówczesnym świecie ekonomii, to wtedy będziemy wiedzieć, że jeden talent oznaczał 34.272 kg złota lub srebra. Łatwo policzyć: 10.000 talentów to 342.720 kg złota lub srebra! 342 tony szlachetnego kruszcu daje nam pewne wyobrażenie zarówno o niezliczonej liczbie Bożych obdarowań, jak i o proporcjonalnej do nich wielkości naszego zadłużenia wobec Boga Stwórcy i Zbawiciela. Rzeczywiście, wszystko, kim jestem i co posiadam na tym świecie, jest czystym darem Boga dla mnie. Ogromne obdarowanie zamienia się jednak w ogromne i niespłacalne z naszej strony zadłużenie, gdy od Boga odchodzimy, sprzeniewierzając się Jego wspaniałej i miłosiernej Miłości.

 

Przy tym ogromnym i praktycznie niespłacalnym długu, 100 denarów współsługi – równowartość zapłaty za sto dni pracy niewykwalifikowanego robotnika – wydaje się czymś małym i niezasługującym aż na tak wielką karę ze strony rodaka, kolegi czy zwłaszcza brata. Bóg, jako wspaniałomyślny i hojny król, okazuje wspaniały, iście królewski gest. Gdy człowiek prosi Boga o darowanie zaciągniętego długu, to On natychmiast przychyla się do jego prośby i anuluje wszelkie wielkości i jakości jego długu. Miłosierdzie bez miary i kalkulacji to prawdziwa, ale jakże zapomniana przez człowieka, ekonomia zbawcza, na którą zawsze stać tylko Boga. Miłosierdzie jest największym przymiotem Boga, o czym wciąż nas uczy św. Faustyna Kowalska, apostołka Bożego miłosierdzia.

 

Na przykładzie niemiłosiernego i niegodziwego sługi okazuje się jednak, że nasza ludzka zdolność przebaczania jest niewielka i bardzo ograniczona. Jak łatwo i szybko obdarowany wielki dłużnik zapomniał o tym wszystkim, co się przed chwilą wydarzyło w pałacu królewskim. W obliczu znikomego długu współsługi, równemu sobie i proszącego go w tych samych słowach i gestach („upadł przed nim i prosił go”), obdarowany bezgranicznym miłosierdziem zachowuje się tak, jakby nic wcześniej się nie wydarzyło. Niemiłosierny i niegodziwy sługa, który nie chciał innych obdarowywać tym wszystkim, co w nadmiarze otrzymał, musiał ponownie stawić się przed swoim królem-wierzycielem i pobrać bolesną lekcję na temat niegodziwości stosowania dwóch, skrajnych i nieprzylegających do siebie miar. Dług niemiłosiernego sługi został reaktywowany, a wielkiego dłużnika oddano „katom, dopóki mu całego długu nie odda”. Czy ten tak wielki i praktycznie niespłacalny dług można spłacić? Niegodziwy sługa został jednak ukarany przez króla nie za niesprawiedliwość, gdyż pieniądze mu się ze wszech miar należały, lecz za brak miłosierdzia, którego sam tak hojnie doświadczył.

 

Myślę, że ten niemiłosierny sługa nie zrozumiał podstawowej prawdy, że przebaczenie nie jest i nie może być mylone z czymś automatycznym, jak wykreślenie ekonomicznego długu z rejestru, ani tym bardziej z tym, co mi się od dawna należy, bo jestem słaby, biedny lub nieporadny. W naszych czysto ludzkich relacjach przebaczenie jest trudnym, złożonym i długo falowym procesem, w którym aktywny udział winna brać nie tylko osoba przebaczająca (tzn. osoba pokrzywdzona, wykorzystana, często ofiara przemocy i niesprawiedliwości), ale przede wszystkim winowajca, który wykroczył przeciwko niej, czyniąc jej krzywdę (zło). Często to my sami jesteśmy powodem tego, że inni przez nas płaczą, boją się do nas odezwać i uciekają przed nami. Z zatem to ja – winowajca i sprawca zła – przede wszystkim potrzebuję przebaczenia. To nie ofiara mojej podłości czy przemocy ma „święty obowiązek” przebaczyć mi wszystko i od razu, lecz ja pierwszy powinienem dostrzec popełnione przeze mnie zło i naprawić wszystkie wyrządzone krzywdy. Następnie powinienem przyjść i prosić pokornie o przebaczenie. Zrozumienie własnej winy, szczery żal i chęć zadośćuczynienia to nieodzowne warunki prawdziwego przebaczenia tak ze strony Boga, jak i człowieka – mojego brata.

 

„Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu”. Przypominając i medytując to ostatnie zdanie z dzisiejszej Ewangelii, pomyślę przez chwilę o tych wszystkich osobach, które skruszone przyszły do mnie, prosząc o przebaczenie a ja je odesłałem z niczym lub z gniewem zatrzasnąłem przed nimi drzwi. Wiemy doskonale, że Pan Bóg przebaczy nam największe nawet nasze przewinienia, bez żadnych z naszej strony zasług, jeżeli będziemy Go pokornie o to prosili. Jeśli jednak nie uczynimy tego samego względem naszych braci i sióstr, stawiamy niepotrzebną granicę i tamę dla Bożego przebaczenia i miłosierdzia względem nas samych. Spotka nas zatem zasłużona kara: będziemy bowiem sądzeni według naszej miary (Mt 18, 35) i według naszych czynów pozbawionych elementarnej miłości i miłosierdzia (por. Mt 25).

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Profesor nadzwyczajny Istituto Superiore di Teologia Morale (antropologia filozoficzna
– specjalność bioetyka
), Accademia Alfonsiana – Rzym

o. Edmund Kowalski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy