Słowo Redemptor

II niedziela Adwentu

 

 

 

Niedziela, 04 grudnia 2016 roku, II tydzień Adwentu, Rok A, I

 

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie…

 

Wchodzimy coraz głębiej w Adwent. Dziś górnicy radują się swoim świętem, czyli „Barbórką”. Dzieci czekają już na Świętego Mikołaja. Te dni są niejako z konieczności wpisane w Adwent. Tak czy inaczej, przeżywamy, każdy na swój sposób, przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia. Jedni biegając po sklepach, gdzie można spotkać całe stada „niby-mikołajów”, gdzie świąteczny wystrój już od dawna ma zachęcać do wzmożonych zakupów.

 

Świat proponuje nam swój styl świętowania, gdzie liczy się blichtr, błyskotka, świecidełko. Dziś jest, a jutro już nie przedstawia żadnej wartości i można je ze spokojem wyrzucić na śmietnik, bo jutro będzie coś innego ważne, coś innego będzie na topie, coś innego będą reklamować jako najlepsze, najdoskonalsze, a zarazem z potężnym upustem, niemal za darmo, bo promocja, bo ileś tam procent jest gratis itp.

 

Świat proponuje nam swój styl świętowania, gdzie ważne jest, co na stole, ilu i jacy będą goście, a jak się z nimi umawiać i zapraszać to oczywiście tylko na Facebooku.

 

Świat proponuje nam świętowanie, gdzie nieistotne i przestarzałe są już tradycyjne listy i kartki świąteczne, bo są gotowe życzenia SMS-owe, ale nie ma czasu ani okazji do rzeczywistego spotkania, do pobycia razem bez pośpiechu, do rozmowy niekoniecznie o trudnościach życia codziennego, o polityce czy aferach i komisjach.

 

Wreszcie świat proponuje nam Boże Narodzenie bez Boga, bez Chrystusa – bo coraz częściej to „gwiazdka”, prezenty gwiazdkowe itp. Coraz rzadziej w Europie – a przez naśladownictwo również w Polsce – mówi się wyraźnie, co naprawdę świętujemy i zapominamy do czego się przygotowujemy. Są już miejsca w chrześcijańskiej Europie, gdzie niemile widziana jest szopka, choinka czy kolęda. A wszystko z racji politycznej poprawności, czy też lęku przed inną kulturą.

 

 

Na szczęście słowo Boże jest niezmienne i niezmienni są tzw. prorocy Adwentu, czyli Izajasz, św. Jan Chrzciciel i Maryja.

 

Jeśli Izajasz kreśli dziś wizję czasów mesjańskich, czasów szczęśliwości i powszechnego pokoju, może nam się wydawać, że nieco przesadził.

 

Pytał kiedyś w „Przedwiośniu” Żeromskiego mocno rozgoryczony Cezary Baryka: Gdzie są te szklane domy? I my pytamy trochę podobnie – gdzie ten pokój, gdzie ta szczęśliwość, gdzie ten ład i porządek? Możemy się poczuć zawiedzeni skoro po tylu wiekach nic się nie zmieniło! Jak może wilk z barankiem żyć w przyjaźni, skoro człowiek z człowiekiem nie potrafi. Jak może lew nie zjeść koźlęcia, skoro ludzie niemal się pożerają nawzajem. Jak może dziecko igrać na norze kobry i włożyć rękę do kryjówki żmii, skoro bywa, że i we własnym domu, we własnej rodzinie nie jest bezpieczne: ani chciane, ani szanowane, ani kochane! Izajaszu – chyba ci się coś pomyliło, to nie na ten świat twoja wizja!

 

Możliwe, że nie na ten świat. Ale możliwe również, że jak najbardziej na ten świat. Pod warunkiem jednak, że dostrzeżemy to, co jest istotne. Bo dla nas „zmienić przyszłość” oznacza  zmienić coś obok siebie. Dodać coś lub ująć jakąś rzecz z otaczającej nas rzeczywistości. Przemeblować pokój, państwo, Kościół, świat. Tym szermują na co dzień dzisiejsi reformatorzy i „przemieniacze” świata. Tym szermują partie polityczne, różne frakcje i odłamy również w Kościele, które chcą go uczynić bardziej ludzkim. Zapominają, że Kościół nie ma być ludzki, ale ma być przede wszystkim Chrystusowy! To na Niego czekali w Starym Testamencie i na Niego czekamy również dziś, śpiewając: Spójrz tęskniony na tej ziemi.

 

Jednak wciąż nierozwiązaną kwestią pozostaje to, jak naprawdę ma wyglądać nasze przygotowanie.

 

Przychodzi nam tu z pomocą św. Jan Chrzciciel, bohater odczytanego fragmentu Ewangelii. Nie ma on eleganckiego stroju, nie kojarzy się z wykwintnym stołem ni układnym językiem. Jest jakby zaprzeczeniem tego wszystkiego, co zwykliśmy sobie wyobrażać, mówiąc o kimś, kto poprzedza przybycie kogoś ważnego, jakiegoś zwierzchnika czy władcy.

 

Tenże Jan woła do nas na samym wstępie: Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo Boże.

 

Dziś zapewne od razu znaleźliby się tacy, którzy udowadnialiby, że skoro przybywa ten, na którego tyle czasu czekano, to nie można się smucić, nie czas na odmawianie sobie zabaw, ujmowanie pokarmu – przeciwnie, to czas radości. Tu przypomnieć można dyskusje toczone w prasie czy Internecie sprzed nieodległego czasu. Wchodziły wtedy nowe przykazania kościelne zatwierdzone przez Stolicę Apostolską dla Kościoła w Polsce. Najistotniejsze było, czy w Adwencie można tańczyć i czy w Wigilię można jeść mięso. Jakież spłycenie rzeczywistego wymiaru adwentowego czuwania. Jednak komuś zależy, by nie stało już proroka na miarę Jana Chrzciciela, byśmy słuchali tylko tych odzianych w miękkie szaty, wygodnie mieszkających i mówiących ciepłym głosem – ważne jest to, czym teraz żyjesz!

 

Tymczasem przychodzący Pan przynosi przede wszystkim możliwość narodzenia się na nowo, do innego, wyższego życia. Czeka tylko na gest dobrej woli ze strony człowieka. I tego gestu żąda teraz w jego imieniu Jan. Żąda od ludzi wszystkich stanów, bo wszystkich jednakowo posyła w wody Jordanu, by przez symboliczny gest obmycia z win, przygotować ich serca na przyjęcie Tego, który wkrótce chrzcił będzie Duchem Świętym i ogniem.

 

Przygotowanie drogi Panu i prostowanie ścieżek to nic innego jak zerwanie z grzechem. I tego żąda twardo i nieustępliwie Jan nad Jordanem.

 

Może warto w tym kontekście spojrzeć na nasz Adwent. Jak go przeżywamy? Czy widzimy tylko wieniec adwentowy, roratnie świece, tęskne, chwytające za serce pieśni: Archanioł Boży Gabriel, Spuście nam na ziemskie niwy czy też Oto Pan Bóg przyjdzie.

 

Jakże często nasz Adwent nas już niczym nie straszy, niczego nie żąda, pozwala sercu spać w dawnym brudzie. Jednak taki Adwent, który nie przeprowadzi przez nawrócenie, pokutę i konfesjonał, nie jest chrześcijańskim Adwentem. I nie wprowadzi w Boże Narodzenie, choćby była i Wigilia, i choinka, i kolędy, i prezenty, i goście!

 

A przecież warto pamiętać – Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie…

 

Odprawiamy codziennie roraty. W wielu parafiach ze znikomą obecnością dzieci i ze śladową obecnością młodzieży. Tak czasem się zastanawiam, jaki wzorzec dajemy młodemu pokoleniu? Czy wszystko ma ulec skomercjalizowaniu, mamy przyjąć wzorce tego świata? Czemu nie zadajemy sobie pytania, czy za nas będzie miał kto się pomodlić kiedyś, zamówić Mszę św., wezwać księdza, gdy będzie taka potrzeba? Jeśli za młodu nie nauczymy dzieci i młodzieży, że wiara to nie coś od święta i nie tylko coś zewnętrznego – będziemy mieć ciężko.

 

 

Może w takim kluczu wolno i trzeba czytać słowa św. Pawła z dzisiejszego drugiego czytania: Dlatego przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was ku chwale Boga.

 

Oby ta chwała Boża wzrastała w każdym z nas, bo przecież – jak mówił św. Ireneusz – chwałą Boga jest żyjący człowiek. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej
Nieustającej Pomocy – Toruń (Bielany)

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy