Słowo Redemptor

IV niedziela zwykła

 

 

 

Niedziela, 29 stycznia 20173 roku, IV tydzień zwykły, Rok A, I

 

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

Zrozumieć Błogosławieństwa

 

 

Umiłowani w Chrystusie Panu Bracia i Siostry!

 

Uważam, że ten tekst o błogosławieństwach, który przed chwilą usłyszeliśmy, w pewien sposób jest dla nas niezrozumiały, a nawet może nas oburzać. My oczywiście wiemy, że te słowa znajdują się w Biblii, wiemy, że wypowiedział je Jezus Chrystus, lecz jest nam bardzo trudno je zrozumieć.

 

 

Co to znaczy i jak można nazywać szczęśliwymi tych, którzy cierpią, ubogich, tych którzy są głodni i spragnieni sprawiedliwości czy też płaczących? Rzeczywiście jest to niemała trudność, gdyż zderza się z naszą logiką, zderza się z tym, co widzimy. Ponieważ ci, których znamy, którzy są głodni i spragnieni sprawiedliwości, nie wyglądają na zbyt szczęśliwych. I my zapewne nie chcielibyśmy być w ich sytuacji, jak również nie chcemy być w sytuacji tych, którzy cierpią, lub tych, którzy płaczą, ani nie widzimy wielu korzyści z bycia ubogim.

 

Może bardziej zrozumiałe jest dla nas to „szczęśliwi czystego serca” (Mt 5, 8) albo „szczęśliwi czyniący pokój” (Mt 5, 9). To jest dla nas łatwiej przyjąć i zrozumieć, lecz pozostałe błogosławieństwa są bardzo dziwne. Wydaje mi się, że jest tak dlatego, że Jezus nie był i nie jest profesorem filozofii czy kimś, kto przynosi nam jakąś teorię polityczną lub socjalną.

 

Do tego, aby pojąć te słowa, może nie tyle służy nam rozum, nie tyle takie czy inne racje czy wywody lub użycie wielu argumentów. To, co nam przede wszystkim służy, to jest patrzeć na samego Jezusa Chrystusa, zobaczyć to, że On był pierwszym, który żył tymi błogosławieństwami.

 

Wszystkie te błogosławieństwa są błogosławieństwami z Jezusem Chrystusem. Bez Jezusa Chrystusa są nieszczęściami. Z Jezusem Chrystusem – i tylko z Jezusem Chrystusem – stają się wielkim błogosławieństwem. Dlatego, że Jezus – i tylko On – jest tym, który sprawia, że jesteśmy zdolni zrozumieć to słowo.

 

Jeśli patrzymy na czasy, w których żył Jezus, społeczeństwo, w którym On się poruszał, natychmiast zrozumiemy, że to, co usłyszeliśmy przed chwilą, jest czystą prawdą. Ponieważ ci, którzy byli bardzo bogaci, i ci, którzy byli bardzo szczęśliwi, ci, którzy byli bardzo zdrowi i wierzyli, że wszystko mają załatwione, rozwiązane, ci byli tymi, którzy nie zaakceptowali Chrystusa, dokładnie dlatego, że byli zadowoleni, usatysfakcjonowani, ponieważ byli zbyt wygodni, zbyt ułożeni, zabezpieczeni (uważali, że nic im nie brakuje, niczego nie potrzebują, nawet „ptasiego mleka”). Przysłowie: „Najlepsze jest wrogiem dobrego” bardzo dobrze mówi, jak wielkim niebezpieczeństwem jest wygodnictwo. Kiedy jest nam dobrze, wygodnie, nie chcemy tego pozostawić, naruszyć, nie chcemy, by nam burzono tę sytuację, ten stan rzeczy.

 

Dlatego to Jezus ze swoim słowem z dzisiejszej Ewangelii, tak śmiałym, ze swoją fantastyczną propozycją, ze swoją szaloną miłością staje się osobą bardzo niebezpieczną dla tego, kto jest bardzo dobrze zabezpieczony życiowo pod każdym względem; natomiast staje się bohaterem, liderem, osobą fantastyczną, cudowną, dla kogoś, kto ma różnorakie potrzeby, dla kogoś, kto zna ból, cierpienie, dla kogoś, kto został pozbawiony swoich fundamentalnych praw.

 

Z głębi duszy rozumiemy przesłanie Jezusa, kiedy my sami uznajemy się za owych potrzebujących, kiedy jesteśmy dotknięci cierpieniem, kiedy nasze życie i życie Jezusa wchodzi w ścisły dialog.

 

Jeśli popatrzymy na bieg toczących się wydarzeń, stwierdzimy, że Chrystus przychodzi do życia poprzez jedną z tych rzeczywistości, o których mówią błogosławieństwa: poprzez ubóstwo, ogołocenie, chorobę, płacz, prześladowanie. Wtedy, gdy odczuwamy to całkowite opuszczenie, wówczas przesłanie Jezusa nabiera piękna, siły, mocy, światła; to wtedy możemy doświadczyć błogosławieństwa.

To słowo Pana, błogosławieństwa, winno znaleźć się w naszym życiu. Ono jest dane, aby nas kiedyś odnaleźć. Ponieważ dzień, w którym nas nawiedzi nieszczęście, płacz, dzień, w którym będą stawać się rzeczywistością te wszystkie nieszczęścia, katastrofy, będziemy mieli dwie opcje: napełnić się rozpaczą, gniewem, przemocą i pogorszyć stan rzeczy lub otworzyć drzwi naszego życia Chrystusowi i odkryć, że niespodziewanie w godzinie strasznej nocy pojawia się światło nadziei.

 

Kiedy te słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii zaczną się spełniać w twoim życiu, kiedy łzy napełnią twe oczy, kiedy cierpienia spadną na twe ramiona, pamiętaj, że nie opłaca się narzekać, przeklinać, napełniać się goryczą czy chęcią odwetu. To, co się wówczas opłaca, to patrzeć na Jezusa Chrystusa i odkrywać, że może to, co wygląda na najgorsze nieszczęście twojego życia, jest twoją szansą. Świadectwa takie składa wielu wierzących w Chrystusa. Co wówczas mówią? „Kiedy byłem chory spotkałem się z Bogiem” (np. świadectwo ostatnio zmarłego pana Tomasza Kality, byłego posła i rzecznika SLD, który od maja ubiegłego roku zmagał się z glejakiem mózgu). Kiedy mąż mnie opuścił, spotkałam się z Bogiem. Kiedy straciłem pracę, spotkałem się z Bogiem, itd.

 

 

Błogosławieństwa są czystą rzeczywistością, są czystą prawdą i wypełniają się każdego dnia. Lecz aby to zrozumieć, koniecznym jest, by to słowo nas dotknęło. To słowo żywe nas spotyka i, daj Boże, kiedy nas to słowo spotka, byśmy mogli uśmiechnąć się radośnie. Gdyż Jezus Chrystus, razem z tą potrzebą, razem z tym bólem i cierpieniem, razem z tym, co wygląda na nieszczęście, przychodzi i przynosi nam łaskę, która jest niezniszczalna, święta, mocna i nieśmiertelna.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prefekt i wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów Prowincji Warszawskiej – Tuchów

o. Adam Kośla CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy