Słowo Redemptor

Wielki Czwartek – Msza Wieczerzy Pańskiej

 

 

 

Czwartek, 13 kwietnia 2017 roku, Wielki Tydzień Rok A, I

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

Głos z rozmowy, o którą poprosił duszpasterza ok. 40-letni mężczyzna:

Proszę księdza, chciałbym porozmawiać o spowiedzi, a właściwie to chcę wyrazić pewne wątpliwości. Pracowałem 6 lat w Niemczech, a obecnie trzeci rok w Austrii. Zaobserwowałem, że tam praktyka spowiedzi nie jest już tak oczywista i powszechna, jak to zapamiętałem z Polski, z rodzinnej parafii. Spowiedź odbywa się chyba jedynie na wyraźną prośbę kogoś, kto chce z niej skorzystać. Nie ma dyżurujących (i w ten sposób „dostępnych”) spowiedników, konfesjonały natomiast – jeśli są – służą zazwyczaj jako bardzo praktyczne magazynki na mopy i inne narzędzia do sprzątania. Znajomi katolicy – mówię tak, bo uczęszczają na niedzielne Msze św. – powtarzają, że właśnie Eucharystia gładzi grzechy, a Kościół odchodzi już od praktyki indywidualnej spowiedzi, bo to przecież sytuacja dyskomfortu, jeśli nie poniżenia, dla kogoś, kto ma się spowiadać. Z jednej strony zgadzam się z tymi argumentami, a z drugiej – mam jednak pewien niepokój, który mi podpowiada, że w ten sposób zbyt łatwo rezygnujemy z czegoś naprawdę ważnego, cennego i potrzebnego...

 

Bardzo możliwe, że takie głosy (i obserwacje) nie są odosobnione. Ludzie, którzy wypowiadają się podobnie, zazwyczaj znają normy katechizmowe (KKK 1455 – 1458) i są świadomi tego, co z nich powinno wynikać w praktyce. Z pewnością jednak warto popatrzeć na tę kwestię przez pryzmat dzisiejszej Ewangelii.

 

 

Jezus umywa uczniom nogi. Specjaliści od historii i obyczajów starożytnych twierdzą, że zdarzało się, iż niewolnik obmywał nogi swemu panu, ale nie było to powszechne. A już na pewno nie do pomyślenia była sytuacja, gdyby to pan miał umywać nogi niewolnikowi. Tu natomiast Mistrz i Nauczyciel klęka, by obmyć nogi swoim uczniom. Uczniowie – istotnie – mają brudne nogi i nie dziwimy się, że się tego wstydzą. „Rzecznikiem” zawstydzonych i zakłopotanych uczniów staje się Piotr, który ma odwagę zaprotestować:

Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał.

Jezus wtedy odpowiada:

Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną.

Specjaliści od wyjaśniania Ewangelii wg św. Jana podpowiadają, że Jezus choć odnosi się do bieżącej sytuacji umywania nóg, mówi tu jednak przede wszystkim o celu swojej misji; o tym, po co przyszedł jako Mesjasz, czyli o obmyciu z grzechów, o wydobyciu człowieka z egoizmu. Warto zatem – właśnie w kontekście spowiedzi – przypominać sobie Jezusa mówiącego:

Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną.

Słowa te oczywiście zabrzmiały w chwili, która z pewnością nie była przypadkowa. Była to chwila, w której Pan panów i Król królów pochyla się do nóg człowieka... Dla nas natomiast jest to dobra chwila, by postawić pytanie:

Kto się bardziej uniża: ja, który mam u krat konfesjonału wyznać grzechy (w sumie prawdę o mnie) czy też Jezus, Który klękając, prosi, abym pozwolił okazać sobie miłosierdzie?

 

Jeśli zniechęcenie do sakramentalnego spotkania z Chrystusem przebaczającym rzeczywiście jest znaczące, warto w tym świetle popatrzeć na dzisiejszą Ewangelię i na wspomniane pytanie szczerze odpowiedzieć...

 

Okazuje się jednak, że zwłaszcza w polskich warunkach można też spotkać ludzi prezentujących postawy odwrotne: oni z kolei „nie boją się” konfesjonału i łatwo przy nim klękają, tylko że „po owocach” trudno jest rozpoznać, iż naprawdę spotkali Chrystusa. Duszpasterze potwierdzają, że i takie „przypadki” nie są odosobnione. Chodzi o tych, którzy wprawdzie przybiegają do konfesjonału, ale nie do Jezusa; chcą zrzucić ból związany z grzechem (bo jest ciężko), ale nie dbają o więź ze Zbawicielem. Potrafią nawet czasem „pouczać” spowiednika, że przecież ten ma obowiązek pojednać z Bogiem człowieka, który tego pragnie, jednak ich celem jest formalnie widziane „rozgrzeszenie”, które staje się ważniejsze niż Boża miłość i rzeczywiste pojednanie. Ktoś jest zdruzgotany, bo popełnił grzech. Jednak pytanie:

jak ja mogłem to zrobić?

Wskazuje tu nie na żal prowadzący do nawrócenia, a jedynie na zburzone dobre mniemanie o sobie. Człowiek jest zraniony w swojej pysze (bo upadł) i chce natychmiast tę swoją pychę odbudować przez poczucie że „wszystko jest w porządku”, że „mam to z głowy”, bo przecież „otrzymałem rozgrzeszenie”...

 

A może więc SPOSOBEM NA ZBLIŻENIE SIĘ DO CHRYSTUSA byłoby tutaj nie rozgrzeszanie natychmiastowe, a odłożenie rozgrzeszenia? Może nieraz spowiednik ma wystarczające rozeznanie, że penitent nie szuka Boga, a przyszedł jedynie po zadowolenie, wynikające z „otrzymania rozgrzeszenia” i wtedy – dla dobra tego człowieka – rozgrzeszenie lepiej odłożyć?

 

Z pewnością sakrament pokuty i pojednania nie jest jedynie „tabletką na ból sumienia”, ale również z pewnością jest bardzo ważnym miejscem naszego upodabniania się do Chrystusa.

 

Bóg chce odpuszczać grzechy i okazywać miłosierdzie właśnie w sakramencie pokuty i pojednania, jednak wiele zależy też od dojrzałości naszego żalu i szczerej woli nawrócenia.

 

Właśnie dlatego twierdzenie: moje grzechy zostały przebaczone, ponieważ się z nich wyspowiadałem może być prawdą, ale może być i nieprawdą...

 

Rozpoczynające się dziś Triduum Paschalne jest nam w swej głębokiej treści bardzo potrzebne, byśmy nie zamykali się – i siebie wzajemnie – w ciasnych ramach, wyrażanych jedynie językiem norm. Jezus Chrystus przypomina, o co tu chodzi naprawdę – o miłość, a dokładnie – według Ewangelii – o miłość do końca.

 

Dziś czytamy i słuchamy o umywaniu nóg, choć obchodzimy pamiątkę ustanowienia Eucharystii. Chodzi o to, by odkrywać, że umywanie nóg i Eucharystia mówią o tym samym – o miłości do końca, która osiąga swój szczyt w śmierci Jezusa na krzyżu. Mamy zatem trzy sceny – jak trzy akty dramatu – umycie nóg, ustanowienie Eucharystii oraz oddanie życia. Te trzy sceny mają właściwie tę samą treść, ale każda ze scen wyraża ową treść inaczej. Na trzy sposoby Jezus ukazuje miłość do końca: najpierw, że miłość to uniżenie i służba, później – że miłość to bycie pokarmem i napojem dla tych, których się miłuje... i wreszcie – że miłość to dar z siebie, aż po oddanie swojego życia.

 

Jeśli zatem dziś pytamy o normy i rozstrzygnięcia prawne – choćby odnośnie do sakramentu pokuty i pojednania – zanim będziemy się odsyłać do mądrych i wyważonych sformułowań katechizmowych (wciąż słusznych i obowiązujących!), pozwólmy się ogarnąć Miłości do końca... To jest najlepsza droga nie tylko do właściwych „odpowiedzi”, ale przede wszystkim do stawania się podobnymi do Zbawiciela.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Wrocław

o. Jarosław Krawczyk CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy