Dobrobyt, bogactwo, pieniądze – to wszystko może być błogosławieństwem. Mogą dawać możliwość czynienia dobra, rozwoju i pomocy innym. Ale mogą też stać się największym przekleństwem. Historia zna przecież tylu ludzi, którzy mieli miliony, wille, jachty, prywatne odrzutowce, a dziś... są wrakami. Ilu celebrytów, ilu milionerów, ilu „ludzi sukcesu” zatraciło się w alkoholu, narkotykach, w samotności, a w końcu w rozpaczy. Mieli wszystko, oprócz jednego – sensu życia i serca, które potrafiłoby dostrzec drugiego człowieka.
Nic tak nie zwraca naszej uwagi, jak nagle pojawiający się kryzys. Jedziesz samochodem, słuchasz muzyki, myślisz o spotkaniu, na które zdążasz – i nagle dym kłębi się spod maski. Robisz prześwietlenie klatki piersiowej i okazuje się, że na płucach widoczna jest ciemna plama. Czujesz ucisk w klatce piersiowej, a lewa ręka zaczyna drętwieć. Firma, w której pracujesz, zmniejsza zatrudnienie – tracisz pracę. Nic tak nie mobilizuje, jak kryzys, gdy nagle uświadamiamy sobie, że dotychczasowe spokojne, zwykłe życie zostało zmienione – i to bez naszej zgody!
W dzisiejsze święto rozbudźmy w sobie na nowo miłość do krzyża. Brońmy go w swoim sercu i w przestrzeni, w której żyjemy. On niesie nam niekończącą się nadzieję: na zwycięstwo życia nad śmiercią, światła nad ciemnością, przebaczenia nad nienawiścią. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, aby odnieść tryumf z krzyżem Chrystusa.
Jako chrześcijanie wciąż szukamy właściwej drogi do zbawienia. Niektórzy w swojej prostocie, a może i naiwności sądzą, że życie wiarą to skrupulatne przestrzeganie wszystkich zakazów i nakazów zapisanych w Dekalogu, a dla pewności również tych zapisanych w przykazaniach proponowanych nam przez Kościół. Jako świadomi chrześcijanie wiemy, że to jest trochę faryzejskie podejście, co nie zmienia oczywiście faktu, że przykazania Boże są pewnym fundamentem, są pewną bazą, na której można i trzeba budować swoją drogę do Boga, swoją drogę do zbawienia. Ale przykazania Boże nie są i nie mogą być dla nas celem samym w sobie – mają one być pewnym drogowskazem w tym naszym codziennym podążaniu za Chrystusem. A o tym, jak to podążanie za Chrystusem ma wyglądać, On sam mówi nam w dzisiejszej Ewangelii, wskazując na trzy warunki, które spełnić należy, by móc nazywać się uczniem Chrystusa.
Liturgia dzisiejszej niedzieli zaprasza nas do bliskości z Bogiem oraz zwraca naszą uwagę na temat skromności, prostoty, pokory, uniżenia i postawy służby. To właśnie te wymiary stają się przestrzenią, poprzez którą rodzi się prawdziwa więź człowieka z Bogiem. Słowa dzisiejszych czytań nie są jedynie zachętą, aby dostrzegać ważny aspekt życia chrześcijańskiego, ale stają się wręcz warunkiem na drodze do doskonałości i w pójściu za Jezusem.
Dzieło odkupienia jest faktem: męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – Jego doskonałe posłuszeństwo i miłość – otworzyły nam drogę do Nieba. Każdy człowiek otrzymał dar zbawienia, ale pozostaje pytanie: co z tym darem zrobimy? Nie jest on tanim „gratisem” dorzucanym do gazety czy paczki chipsów, lecz niewyobrażalnym skarbem, który można przyjąć i rozwinąć albo – niestety – zmarnować.
O ogniu mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię” (Łk 12,49). Ogień, o którym mówi Jezus, to ogień oczyszczający i zbawiający – to ogień Jego słowa, Jego nauki, Jego orędzia zbawienia. Kto podąża za Jezusem, pragnie, aby ogień, który On rozpalił, płonął jasno w tym świecie.
Jezus wzywa do wielkiej czujności i duchowej gotowości. Prosi nas, abyśmy przyjęli postawę sług, którzy przepasali biodra, by służyć. Abyśmy mieli zapalone lampy, byli gotowi otworzyć, gdy Pan zapuka. Oto prawdziwa postawa chrześcijanina: „Błogosławieni owi słudzy, których Pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie” (Łk 12,37).
Jezus zabiera ze sobą Piotra, Jakuba i Jana: „Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich” (Mt 17,1-2). Jezus pragnie, by najbliżsi uczniowie doświadczyli w Jego osobie spotkania z Bogiem i Jego szczególnej obecności. Jednocześnie warto zauważyć, że Bóg także ciebie – podobnie jak Apostołów – zaprasza do bliskiej relacji z sobą, do codziennej współpracy i otwartości na działanie Jego łaski. Niejednokrotnie dzieje się to w sytuacjach, które wymagają od nas wysiłku i zaangażowania. Tak jak podczas wchodzenia na górę Jezus towarzyszył trzem uczniom, tak i nam towarzyszy w codziennych zmaganiach, w szarej rutynie, prowadząc nas ku wyżynom życia duchowego – jeśli tylko pozwalamy Mu działać i idziemy za Nim.
Dzisiejsza Ewangelia to lustro dla naszego świata. Żyjemy w czasach, gdy bardziej interesuje nas wartość konta niż wartość duszy. Potrafimy godzinami śledzić notowania giełdowe, ale nie znajdujemy dziesięciu minut na modlitwę. Inwestujemy w domy, samochody, wakacje, a nie inwestujemy w miłość, przebaczenie, relację z Bogiem.