Słowo Boże i modlitwa nad darami tej niedzieli powinny nas pouczyć i zachęcić, byśmy tym chętniej korzystali z Bożych darów i – za przykładem Pana Jezusa – pragnęli „dokładać się” do zbawienia naszych bliźnich.
„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem, a swego bliźniego jak siebie samego” (Łk 10,27).
W scenie ewangelicznej z dzisiejszej Ewangelii, do Jezusa przychodzi uczony w Prawie i pyta: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Łk 10,25). W takiej formie to pytanie, które stawia uczony w Piśmie, jest pytaniem o sens życia, o wartość życia, o wartość naszej pracy. To pytanie o sens bycia dobrym, uczciwym, sprawiedliwym. Jest to pytanie, co człowiek ma czynić w życiu, jak żyć, by życia nie zmarnować. To pytanie, które stawia uczony w Piśmie jest wciąż aktualne. Stawia je, wypowiada je każdy, kto zastanawia się nad sensem życia, nad tym, jak nie zmarnować swojego czasu na ziemi.
Jezus mówi uczniom: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” (Łk 10,2). A potem, po powrocie uczniów z misji, słyszymy ich radosne świadectwo: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają!” (Łk 10,17). Jezus odpowiada: „Nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się raczej z tego, że wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10,20).
Wydaje się, że nieprzypadkowo Jezus zabiera Apostołów pod Cezareę Filipową. Wie, że Jego uczniowie stanęli wobec wielkiej próby. Kusi ich życie ziemskiej sławy i sukcesu. Dopiero co wrócili z wyprawy, na którą Jezus ich wysłał, aby „głosili Królestwo Boże i uzdrawiali chorych” (Łk 9,2). Donieśli Jezusowi o sukcesie głoszenia Ewangelii – o tym, że chorzy odzyskiwali zdrowie, a złe duchy im się poddawały (por. Łk 9,11). Następnie byli świadkami cudownego rozmnożenia chleba i nakarmienia pięciu tysięcy ludzi (por. Łk 9,12-17). Wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a to, czego doświadczali, potwierdzało, że Jezus jest oczekiwanym Mesjaszem, który przyniesie Izraelowi królestwo dostatku i pokoju.
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” (Łk 6,41). Te słowa z dzisiejszej Ewangelii skłaniają nas do refleksji nad naszym postępowaniem oraz sposobem, w jaki postrzegamy zarówno siebie, jak i drugiego człowieka – naszego bliźniego.
Jezus Chrystus chce z nami spotykać się zawsze „tu i teraz”. Ponieważ jest to Zmartwychwstały Pan, prawdą jest również, że przychodzi do nas niejako „z przyszłości”. Konsekwentnie i cierpliwie przypomina, że czeka na nas przyszłość, która jest dziełem jednocześnie Boga i nas samych. Bóg uczynił już wszystko, co jest potrzebne, aby ta przyszłość była najlepsza z możliwych. Do całości obrazu potrzebna jest „nasza część”...
Dzisiejsze Słowo Boże zdaje się odkrywać przed nami tajemnicę szczęścia. Już w pierwszym czytaniu prorok Jeremiasz, uciekając się do pięknych obrazów: dzikiego krzaku na stepie i drzewa zasadzonego nad wodą, które swoje korzenie wypuszcza ku strumieniowi. Za pomocą tych dwóch obrazów Jeremiasz mówi o dwóch typach ludzi, określając ich jednoznacznie: mąż przeklęty i mąż błogosławiony, czyli szczęśliwy. O pierwszym z nich mówi, że nawet nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Dla Jeremiasza podstawą rozróżnienia jest to, w czym człowiek pokłada nadzieję: w sobie i w tym co posiada, czy w Panu Bogu? Do kogo zwraca swoje serce: do Boga, czy do siebie samego? Jeremiasz nie ma wątpliwości: „Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją” (Jr 17, 7). Te właśnie słowa śpiewaliśmy jako refren Psalmu Responsoryjnego: „Szczęśliwy jest człowiek, który ufa Panu!” (por. Ps 40(39), 5a „Szczęśliwy mąż, który złożył swą nadzieję w Panu”).
W dzisiejszej Ewangelii mamy kolejną odsłonę nauczania Jezusa. Tym razem jednak nie w synagodze ani w szczególnie dogodnej do przepowiadania sali, ale nad Jeziorem Galilejskim, które okazuje się równie dobrym miejscem, aby dzielić się Słowem Bożym. Spragnionych słów Jezusa było tak wielu, że istniało ryzyko, iż cisnący się ludzie mogli Go stratować albo wpychać do jeziora, narażając Go na utonięcie.
Święto Ofiarowania Pańskiego to wspomnienie przyniesienia małego, czterdziestodniowego Pana Jezusa do świątyni – słyszymy, że upłynął czas oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, które w przypadku chłopców wynosiło właśnie czterdzieści dni. Rodzice – również zgodnie z przepisami Prawa – składają w ofierze za syna parę synogarlic lub gołąbków. Jest to bardzo skromna ofiara, co wskazuje na ich ubóstwo. Wszystko, co mają, to ich umiłowany Synek.